Bez samochodu jak bez ręki
Wyobraź sobie taką scenę: dwie drobne studentki wybrały się na zakupy spożywcze. Do najbliższego marketu mają około 15 minut drogi spacerkiem. Lista zakupów niezbyt długa, bo portfel jest właśnie na diecie odchudzającej, a karta płatnicza, pomimo smukłych kształtów, przyjmuje tylko pokarmy niskokaloryczne. Trzeba kupić produkty, które pozwolą przetrwać następny tydzień z daleka od maminych obiadków. Żeby jednak nie było tak łatwo, jest w tej wycieczce pewien haczyk. Brak samochodu na stanie. Jak się skończyła ta historia? Spojler: happy endu brak…
W dzisiejszych czasach bycie eko, bio i fit zawładnęło całym światem. Żeby pomóc, i tak już przeciążonemu, środowisku ludzie z samochodów przesiadają się na rowery oraz częściej korzystają z komunikacji miejskiej, a co odważniejsi wybierają piesze wędrówki. Sama zdecydowanie popieram tego typu rozwiązania i wolę dojść do mojego celu z przystanku autobusowego, niż pocić się i przeklinać poszukiwanie wolnego miejsca parkingowego, jednocześnie unikając uszkodzenia innych pojazdów (lub ich użytkowników). Jednak dotychczasowe studenckie życie zweryfikowało rzeczywistość. Zanim zacznę marudzić, muszę zaznaczyć, że poruszanie się po mieście tramwajami czy autobusami, pomimo przymusowego kontaktu z innymi obywatelami oraz sytuacji, gdy nasz środek transportu postanowi nie pojawić się na czas, jest (całkiem) wygodne, szybkie (jeśli akurat nie ma korków) i tanie (zwłaszcza ze zniżką studencką). Z moich obserwacji wynika jednak, że są dwie sytuacje, w których nawet sprawne środki transportu publicznego już nie wystarczają i trzeba uciekać się do wygodniejszych rozwiązań – samochodu.
Pierwszą z nich jest powrót do rodzinnego miasta. Co prawda, autobus linii N zawiezie mnie prosto na Dworzec Główny, a pociągiem Intercity za jedyne 17 (siedemnaście) złotych i 10 (dziesięć) groszy wrócę bezpiecznie do domu. Cieszę się, że mam przywilej połączeń bezpośrednich do moich miejsc docelowych. Ale! Częste powroty do domu nauczyły mnie jednego – minimalistycznego pakowania się. Jedna sportowa torba, ale nie za ciężka, i plecak z laptopem to maksimum, jakie mogę zabrać ze sobą w podróż. Bo wincyj nie udygom! No, może i udygom, ale przepłacę to okropnym bólem pleców oraz ryzykiem, że przez przypadek zabiję kogoś ciężkim bagażem podczas ściągania go z pociągowej półki (historia prawdziwa). Droga w jedną stronę jest ciężka, ale w drugą stronę cięższa już być nie może. Bo słoików od mamusi i babusi już ze sobą nie wezmę. Wtedy, choćby się paliło i waliło – nie udygom. Nie – jadąc pociągiem, a potem autobusem. W takich chwilach podróż samochodem to istny luksus.
I druga sprawa, wspomniana już na starcie, to robienie zakupów. Mam na myśli duże zakupy, takie na cały tydzień. Po ostatnich traumatycznych zakupowych doświadczeniach uważam, że brak transportu, jakim jest auto, na czas zakupów to samobójstwo. Lista była krótka, tylko kilka rzeczy. Jaki człowiek był naiwny! Może i produktów mało, ale za to o jakich gabarytach… Dwie butelki mleka, butelka keczupu, słoik majonez, napój, śmietana, jogurty… Niby mało, ale ciężko. Skończyło się na tym, że dwie drobne kobietki niosły jedną dużą, ciężką torbę, w taki sposób, że jedna trzymała jedno ucho, a druga – drugie ucho. Myślę, że spokojnie można by zakwalifikować noszenie takich toreb do ekstremalnych sportów drużynowych. Liczą się siła oraz praca zespołowa – trzeba tak zsynchronizować kroki, aby chód był płynny, i żeby nie bujało noszącymi na boki. Jedyną towarzyszącą wtedy myślą była: a gdyby tylko był samochód…
Historia zakończyła się pobudką z zakwasami na całym ciele. Nie polecam.
Autorka: Martyna Borowiec
Grafika: szablon crello.com
Wystarczy odpowiednie podejście, w tym wypadku np. plecak. W moją torbę rowerową jestem w stanie zapakować naprawdę mnóstwo, a naprawdę duże zakupy zamawiam, w ostateczności biorę samochód na minuty.
Do dużych zakupów wystarczy rower z koszykiem i torbami na bagażnik, plus plecak. No i poprawa kondycji, nie wspominając o jakimś planie a nie na zasadzie biorę co chce a potem będę płakać, że się nie da tego przenieść.