„Czarny weekend na Imoli” – najtragiczniejszy epizod w historii Formuły 1

Świat Formuły 1 nigdy przedtem ani później nie zmierzył się z równie tragicznym splotem wypadków, jakie miały miejsce podczas Grand Prix San Marino 1994. Włoski tor Imola pochłonął wtedy życie m.in. jednego z najwybitniejszych kierowców w dziejach tego sportu. Wydarzenia z przełomu kwietnia i maja ’94 do dziś określa się mianem „czarnego weekendu”.

Tor Imola podczas Grand Prix San Marino 1994

Grand Prix San Marino była trzecią rundą sezonu 1994. Przed pierwszym europejskim wyścigiem w cyklu świat Formuły 1 żył rywalizacją Ayrtona Senny i Michaela Schumachera. Ten pierwszy był wtedy żywą legendą sportu i zawodnikiem Williamsa. Niemca jeżdżącego dla Bennetona określano z kolei mianem młodej i wschodzącej gwiazdy wyścigów.

Bolid młokosa wzbudzał w padoku wiele kontrowersji – przed startem kampanii FIA (Międzynarodowa Federacja Motorsportu) zakazała używania przez zespoły elektronicznych wspomagaczy, dzięki którym pojazdy prowadziły się zdecydowanie łatwiej. Williams wyzbył się wszelkich tego typu udogodnień, a Senna od początku czuł się źle w swoim bolidzie. Krążyły jednak plotki, że w bolidzie Schumachera niektórych wspomagaczy nadal używano. Gdy rozpoczynał się weekend na Imoli, Niemiec widniał w klasyfikacji kierowców jako jej lider. Z kolei Senna, z zerem na koncie, zamykał tabelę. 

PIĄTEK, 29 KWIETNIA 1994 ROKU

Już podczas pierwszej porannej sesji treningowej Rubens Barrichello wypadł z toru w zakręcie Variante Bassa. Bolid 22-latka wyleciał w powietrze po wjechaniu na wysoki krawężnik i wpadł na bariery, a następnie przekoziołkował. Szybka akcja ratunkowa służb medycznych uratowała Brazylijczykowi życie, gdyż po utracie przytomności dusił się on własnym językiem.  

Roland Ratzenberger (po lewej) i Ayrton Senna

Skończyło się na strachu, bez poważnych obrażeń. Barrichello w szpitalu w Bolonii odwiedził jego rodak – Senna. Dla młodszego reprezentanta “Kraju Kawy” był to koniec rywalizacji podczas tego weekendu. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść…

SOBOTA, 30 KWIETNIA 1994 ROKU

W gronie faworytów do wygrania kwalifikacji wymieniano Sennę, jego zespołowego partnera Damona Hilla, a także Schumachera. W ogonie stawki walka była zdecydowanie bardziej wyrównana. Kwalifikacje nie działały wówczas na takiej samej zasadzie jak dziś – żaden z zawodników nie miał zapewnionego miejsca w niedzielnym wyścigu. Wielu kierowców ze słabszych zespołów walczyło więc o to, aby osiągnąć minimalny próg, który pozwalał na start w głównych zawodach. 

Jednym z nich był Roland Ratzenberger. Ówczesny sezon był jego pierwszym w Formule 1. 34-latek ścigał się dla zespołu Simtekktóry jeśli tylko zdołał zakwalifikować się do wyścigu – zamykał w nim tyły stawki. 

Podczas jednego z pomiarowych okrążeń Austriak uszkodził przednie skrzydło w swoim bolidzie. Incydent okazał się być brzemienny w skutki. Zawodnik nie zjechał do alei serwisowej na zmianę wadliwego elementu, prawdopodobnie nie wiedząc o usterce. Na następnym okrążeniu, podczas dojazdu do szybkiego zakrętu Villeneuve, skrzydło w całości urwało się od pojazdu. Zupełnie bez skrętny Simtek pomknął wprost na betonową barierę. Uderzenie nastąpiło przy prędkości blisko 300km/h.

Ratzenberger tuż po wypadku

Telewidzowie z całego świata ujrzeli w międzynarodowym przekazie rozbity wrak bolidu, a w nim bezwiednie opadający kask kierowcy. Ratzenberger został przetransportowany do szpitala, lecz nieoficjalnie mówi się o tym, że zmarł jeszcze na torze. Był to pierwszy śmiertelny wypadek podczas weekendu wyścigowego Formuły 1 od prawie dwunastu lat. Atmosfera w padoku stała się niezwykle przygnębiająca. Mimo to zawody kontynuowano.

NIEDZIELA, 1 MAJA 1994 ROKU

Pole position do wyścigu zdobył Ayrton Senna. Lider Williamsa nie był jednak sobą podczas zmagań na Imoli. Według relacji członków jego zespołu – nigdy nie był tak smutny i zaniepokojony w czasie trwania weekendu Grand Prix. Dzień wcześniej Brazylijczyk osobiście wybrał się na miejsce wypadku Ratzenbergera. Płakał, rozmawiając z głównym lekarzem Formuły 1 – Sidem Watkinsem, który był jego bliskim przyjacielem, a kilka chwil wcześniej osobiście próbował ratować życie poszkodowanego kierowcy. Senna miał mu powiedzieć, że nie chce się ścigać, lecz nie może odpuścić. 

Wyścig rozpoczął się od groźnie wyglądającej kolizji. Pedro Lamy i J.J. Letho zderzyli się ze sobą na prostej startowej, a koło jednego z bolidów poszybowało w trybuny. Element ranił 9 osób. Na tor wyjechał samochód bezpieczeństwa, a po okresie neutralizacji zawody rozpoczęły się na nowo. 

Senna uderzył w mur przy prędkości ponad 200km/h

Na 7. okrążeniu prowadzący w wyścigu Senna wypadł z toru w szybkim łuku Tamburello i uderzył w barierę. Jeden z elementów zawieszenia koła złamał się tak pechowo, że trafił Brazylijczyka w głowę. Na miejscu błyskawicznie pojawiły się służby ratunkowe. Od początku było wiadomo, że sytuacja jest bardzo poważna. Kierowca nie wysiadał z pojazdu, nie dawał również żadnych oznak życia. Wyścig przerwano, a Sennę przetransportowano do szpitala w Bolonii za pomocą helikoptera. Wieczorem przedstawiciele kliniki ogłosili śmierć legendy wyścigów. Świat całego sportu okrył się żałobą. 

Przyczyn wypadku do dziś oficjalnie nie ustalono. W dochodzeniu do prawdy nie pomagał fakt, iż obraz z kamery pokładowej w bolidzie Williamsa zarejestrował wszystko… do sekundy poprzedzającej uderzenie w barierę. Najprawdopodobniej Senna wypadł z toru w wyniku pęknięcia drążka kierownicy – zawodnik nie był w stanie skręcić pojazdem i pomknął wprost na ścianę. We wraku pojazdu odnaleziono później flagę Austrii, za pomocą której Brazylijczyk chciał po wyścigu oddać hołd zmarłemu dzień wcześniej rywalowi. 

LEKCJA NA PRZYSZŁOŚĆ 

Tragiczny weekend spowodował niemal natychmiastowe działania władz F1. Powołano specjalną komisję, która miała poprawić standardy bezpieczeństwa podczas wyścigów. Bolidy spowolniono, a tory przeprojektowano. Regulamin sportowy na następne lata stopniowo eliminował wszelkie niedoskonałości, które mogły zwiększać ryzyko poważnych obrażeń – nie tylko wśród kierowców. Od tamtej pory podczas Grand Prix Formuły 1 zginął tylko jeden kierowca.  


Autor: Michał Nieckarz

Zdjęcia: Instagram

Michał Nieckarz

Tor wyścigowy, dziupla komentatorska i mikrofon w dłoni - tak widzę siebie za 10 lat. Interesuje mnie cały otaczający mnie świat, a w szczególności sport i kultura. Zarażanie innych moimi pasjami, to kolejna z nich.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *