Hiszpański kinowy „nie-szczyt” – recenzja filmu „Na szczycie”

Hiszpańscy producenci ponownie zasypują polskiego Netflixa nowościami. Tym razem na ekranach możemy zobaczyć historię postaci, która przechodzi transformację od zera do gangstera. Wzbudziła ona spore zainteresowanie wśród miłośników serialu „Dom z papieru” – w obsadzie filmu „Na szczycie” znalazł się bowiem serialowy Rio, czyli Miguel Herrán. Niestety, nie wszystkie hiszpańskie produkcje na Netflixie są dobre i dorównują „La Casa de Papel”.

Angel, grany przez wspominanego już Miguela Herrána, jest skromnym mechanikiem samochodowym, mieszkającym na przedmieściach Madrytu. Zakochuje się on w Estrelli, koleżance ze szkoły, która spotyka się z lokalnym gangsterem. Uczucie chłopaka jest na tyle silne, że wkracza on do świata przestępców z nadzieją, że przykuje tym uwagę dziewczyny.

Angel jest pełen negatywnych emocji; porównując życie swoje, uczciwie pracującego chłopaka, i kryminalistów, którzy zarabiają okradając sklepy z biżuterią, widzi niesprawiedliwość życia w Madrycie. Kontrast ten utwierdza go w przekonaniu, że bycie gangsterem jest o wiele bardziej opłacalne. Wkrótce życie ponad prawem pochłania go bez reszty, a miłosny trójkąt, w który się angażuje, bardzo miesza w całej jego historii.

Opisać fabułę „Na szczycie” nie było mi łatwo, a to za sprawą jej niebywałej chaotyczności. W pewnym momencie nie byłam pewna, czy cały czas oglądam ten sam film. Przez występujące w nim przeskoki czasowe nietrudno się pogubić. Sprawę pogarsza dodatkowo słabo wykonany montaż. Tak wielki sukces produkcji na polskim Netflixie to tylko i wyłącznie zasługa klątwy „Domu z papieru”. Widzowie spodziewają się, że obecność na ekranie aktorów ze swojego ulubionego serialu, uczyni film świetnym. W przypadku „Na szczycie” niestety się tak nie stało.

Mimo wszystko ten gangsterski thriller ma też swoje plusy, do których zaliczyć należy zdecydowanie grę aktorską całej obsady. Napady czy pościgi sportowymi autami wyglądają w pełni profesjonalnie. Moją uwagę zwróciła także trzymająca w napięciu ścieżka dźwiękowa, która dodała filmowi charakteru. Same zdjęcia, faktycznie wykonywane w Madrycie, wobec którego nie ukrywam swojego zamiłowania, były naprawdę dobrze zrobione. Podczas seansu towarzyszą nam także piękne widoki z Ibizy.

„Na szczycie” miał naprawdę spory potencjał. Szkoda tylko, że wszystkie plusy, które wymieniłam, idą niemalże w całości na marne, przysłonione bezsensowną i nieskładną fabułą. Możliwe jednak, że potencjał ten zostanie uratowany – Netflix przejął prawa do filmu i nakręci na jego podstawie serial, który z pewnością pozwoli na rozwinięcie poucinanych wątków. Moja miłość do hiszpańskich produkcji zapewne sprawi, że ponownie zagłębię się w historię Angela. Mam jednak nadzieję, że ze znacznie lepszym skutkiem.


Autor: Aleksandra Stefanowicz

Zdjęcia: Instagram

Aleksandra Stefanowicz

Kinomanka i melomanka w jednym. Zapalona globtroterka oraz koncertoholiczka. Zdecydowanie fanka polskiej kultury. Marzycielka, która chce zwiedzić każdy kraj świata z flagą Polski na plecach. Ponadto nie poruszam się w sposób normalny, tylko zawsze taneczny. Optymizm górą!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *