Liga Mistrzów: It’s the final countdown!

Już tylko jedno spotkanie dzieli nas od wyłonienia zwycięzcy Ligi Mistrzów w sezonie 2020/21. W tym tygodniu poznaliśmy przeciwników, którzy staną ze sobą w walce o najważniejsze, piłkarskie trofeum. Kto zwycięży w ostatecznej batalii?

Powtórka z 2019 roku z udziałem innych uczestników, czyli angielski finał! 29 maja Manchester City zmierzy się z Chelsea w Stambule. W 2021 roku obie drużyny są maszynami nie do zatrzymania, opierającymi swoją grę na różnych aspektach. Architektami sukcesu są dwaj geniusze taktyczni. Pep Guardiola zna już smak zwycięstwa w LM, ale mógł już o nim zapomnieć. To pierwszy finał Katalończyka od dekady. Jego przeciwnikiem będzie Thomas Tuchel. Niemiec od początku swojej trenerskiej kariery wzorował się na Guardioli. Czasu na sentymenty jednak nie będzie. Tuchel, prowadząc francuskie PSG, został pokonany w finale w poprzedniej edycji, tak więc nie może sobie pozwolić na kolejną wywrotkę tuż przed linią mety.

The Blues zameldowali się w finale pierwszy raz od 2012 roku. Pokonali wówczas Bayern Monachium po serii rzutów karnych i zgarnęli premierowy puchar LM. Manchester City zadebiutuje w finale. Najnowsza historia nie stawia ich w roli faworytów, ponieważ w poprzednich sezonach finałowi debiutanci nie potrafili zgarnąć trofeum do klubowej gabloty. Tak było w przypadku Tottenhamu i PSG.

Królewscy bez korony

W półfinale Chelsea wygrała dwumecz z Realem Madryt 3:1. Królewscy w tym sezonie są nękani kontuzjami kluczowych postaci, ale i tak stanowili ogromne zagrożenie. Przynajmniej taka aura unosiła się przed spotkaniem, bo na murawie nie potrafili wypracować wielu groźnych sytuacji. W pierwszym meczu oddali jedno celne uderzenie, które zakończyło się bramką Karima Benzemy. Przez pozostałą część rywalizacji The Blues skutecznie antycypowali ataki przeciwników i przejmowali inicjatywę w środku boiska. Jak zwykle zawodziła skuteczność. Największa bolączką londyńskiej ekipy jest brak klasowego napastnika, który gwarantowałby kilkanaście bramek w sezonie. W samej lidze najlepsi strzelcy zespołu zdobyli zaledwie po 6 bramek. Lekiem na całe zło nie będzie Timo Wener. Co prawda Niemcowi udało się trafić do siatki w rewanżu, ale nawet on nie mógł pomylić się z 2-metrowej odległości. Dwie bramki strzelone na Stamford Bridge były najmniejszym wymiarem kary dla przyjezdnych z Madrytu, którzy wykazali się ogromną nieporadnością. Bohaterem pojedynku w szeregach Chelsea był nie kto inny jak N’Golo Kante. Francuz dwukrotnie otrzymał nagrodę za najlepszego gracza meczu. Był dosłownie wszędzie, harował za dwóch, świetnie niwelował zagrożenie i dodatkowo wyprowadzał niebezpieczne kontrataki.

Noc w Paryżu

Z kolei w Manchesterze City brylował inny były gracz Leicester – Riyad Mahrez. Algierczyk zdobył dwa gole w rewanżowym starciu z PSG. The Citizens podeszli do tego spotkania z korzystnym rezultatem, ponieważ w Paryżu zwyciężyli 2:1. Fatalne interwencje notował wówczas niezawodny jak do tamtego momentu Keylor Navas. Kostarykanin nie wyłapał piłki posłanej przez Kevina De Bruyne i dośrodkowanie zamieniło się w ekstraklasowy centrostrzał. Bramkarz PSG nie popisał się również przy obronie rzutu wolnego, choć w tamtej sytuacji zdecydowanie bardziej zawalił (się) mur. Obywatele szybko zabili rewanżowe spotkanie, z czym nie najlepiej radzili sobie Paryżanie. Najwidoczniej nie potrafili zaakceptować porażki i wyżywali się na swoich rywalach, kosztem czego Angel Di Maria zobaczył czerwony kartonik. Całe szczęście żaden z zawodników z Manchesteru nie wylądował w szpitalu. Układanka Pepa Guardioli wydaje się nie mieć słabych punktów. Obrona pod przewodnictwem Rubena Diasa i Johna Stonesa funkcjonuje niemal bezbłędnie. Wymienność pozycji w ofensywie i niebywałe wyszkolenie techniczne zawodników sprawia problemy każdej defensywie na świecie. Dodatkowo każdy zawodnik czuje się potrzebny, bo wie, że może dostać szansę w dowolnym momencie.

Walka maszyn

Na papierze piłkarze City wyglądają znacznie lepiej. W finale zmierzą się jednak dwa kolektywy. Żaden z zawodników nie jest niezastąpiony. Ego największych gwiazd jest natychmiastowo tłamszone. Kluczem do sukcesu obu zespołów jest drużynowa mentalność, indywidualne kwestie schodzą na dalszy plan. Finały rządzą się swoimi prawami i zadecydują najmniejsze detale. Oby przez najbliższe tygodnie kadry obu klubów nie posypały się przez urazy, bo chyba każdy kibic chciałby zobaczyć jak najbardziej wyrównany i ekscytujący pojedynek. Już dzisiaj zobaczymy przedsmak tych emocji, bo w ramach 35. kolejki Premier League zmierzą się właśnie te drużyny. Finał Ligi Mistrzów odbędzie się natomiast  w sobotę 29 maja o godzinie 21:00.


Autor: Miłosz Szade

Zdjęcie: Wikimedia Commons

Miłosz Szade

Pochodzę z wielkopolski, a obecnie studiuję i pracuję we Wrocławiu. Wymarzona praca? Oczywiście Dunder Mifflin Papier Company. Sport jest moim głównym źródłem zainteresowań i to jemu zamierzam poświęcać jak najwięcej czasu. Jestem również otwarty na wszelakie teksty kultury, zwłaszcza te z udziałem Toma Hanksa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *