Między armagedonem a sukcesem

Detroit. To miasto przeżyło niejedną katastrofę. Jeśli ktoś ma pouczać nas o obliczach końca świata, to właśnie tamtejsi artyści. Tacy jak Protomartyr. Ich brzmienie z nowego albumu Ultimate Success Today jest jeszcze bardziej szorstkie i prawdziwe niż kiedykolwiek.

Basista Television, Richard Hell, utrzymuje, że zespół rockowy powinien funkcjonować niczym przewodnik, który informuje, uczy i przestrzega słuchaczy o świecie dookoła, demaskując przy tym konwencje i kłamstwa kultury masowej. Protomartyr jest właśnie takim zespołem, nieważne czy przylepimy mu łatkę grupy rockowej, punkowej czy post-punkowej. Teksty Joego Caseya, mimo zawiłości, stąpają twardo po ziemi. Wokalista wręcz żongluje odniesieniami do miejsc, zdarzeń, czy też innych tekstów kultury. Robi to tak trafnie, że w wywiadach często pyta się go o zdolności przewidywania przyszłości. On odpowiada, że kto uważa go za odkrywczego, ten prawdopodobnie przespał ostatnie kilka lat.

Przy tym wszystkim zarysowuje szerszy kontekst, który wypływa choćby z okładki. Przedstawia ona muła (bezpłodną krzyżówkę konia i osła) – symbol ciemiężonej klasy robotniczej. Za to tytuł Ultimate Success Today odnosi się do amerykańskiego kultu sukcesu oraz do zupełnie niewiadomej przyszłości, w której zazwyczaj sukces ten umiejscawiamy.

Nie chcę zdradzać wszystkich wątków albumu, ale już tutaj widać, że całość nie będzie lekkostrawna. Rytm często się burzy, gitary hipnotyzują monotonią, a suchy wokal wypluwa kolejne wersy. W tym wszystkim co chwilę gubi się i odnajduje jazzujący saksofon, na którym gościnnie zagrał Jemeel Moondoc. Wydaje się, że w tej krzywej plątaninie to właśnie on jest tu swego rodzaju łącznikiem z słuchaczem. Trzeba też sobie niestety jakoś poradzić gdy go zabraknie.

To wszystko brzmi jakbym zniechęcał do odsłuchu płyty, a przecież to właśnie ją uznaję za najpiękniejszy album tego roku. To prawda, przy pierwszym odsłuchu można się autentycznie zgubić. Nadmiar emocji, przeładowanie melodii, zbyt ciężkie brzmienie. Jednak gdy trochę przywykniemy do stylu, zaczynamy powoli odkrywać kolejne warstwy dźwięków, rozróżniać instrumenty i nazywać emocje. Rzeczywistość, o której śpiewa Casey nie jest piękna, ale muzyka, która z niej wypłynęła potrafi poruszyć i zachwycić. Czasem też uderzyć mocno w głowę, ale od tego przecież jest sztuka, żeby nas wyrwać z odrętwienia.

Właśnie dlatego Ultimate Success Today mnie zauroczył. To bogaty świat, w którym mogę za każdym odsłuchem odkryć coś nowego. Czy to jakąś gitarową zagrywkę, czy też fragment tekstu, który zdradzi mi cząstkę tajemnicy życia za oceanem, a zaraz potem odeśle w dzikie poszukiwania, żeby lepiej zrozumieć dany wers.

W normalnych warunkach, mielibyśmy prawdopodobnie szansę doświadczyć Protomartyra z nowym materiałem na żywo. Pandemia nam to uniemożliwiła, ale zespół wykombinował rzutem na taśmę zastępczy sposób na zbliżenie się do odbiorców z szerokiego świata. Nie mieli tego w planie, ale ostatecznie udało im się zrealizować po jednym teledysku do każdego utworu z Ultimate Success Today, tworząc przy tym możliwość zupełnie innego obcowania z albumem. Do reżyserii zaangażowali dziewięcioro reżyserów, którzy stworzyli wizualne reprezentacje utworów. Chciałoby się rzec: łatwo i przyjemnie zarysowują problemy poruszane w tekstach, ułatwiając odbiór tym, którym amerykańska rzeczywistość jest obca.

Szczególnie zapadł mi w pamięci teledysk Michigan Hammers, za który odpowiedzialny jest Yoonha Park. Opowiada w skrócie fabułę filmu Robocop (1987), wykorzystując do tego znalezione w Internecie materiały stockowe. Wybór nieprzypadkowy, bo tytułowy glina, podobnie jak Protomartyr, urzęduje w Detroit.

Jest też wizualnie piękny June 21, który zabiera nas we wspomnienia byłej primabaleriny. Z początku wydaje się wręcz lekką, letnią piosenką. Słodkiego śpiewu użyczyła tu Nandi Rose. Refren ciągnie jednak kompozycję w dół, wykrzywiając wspomnienia. Nie słyszałem, chyba wcześniej tak przygnębiającej, a zarazem słonecznej piosenki. I można też chyba powiedzieć, że nie mieliśmy od dawna tak przygnębiającego lata jak to, w którym ukazał się ten utwór.

Moim ulubionym obrazkiem do Ultimate Success Today pozostanie jednak Processed by the Boys. O końcu świata śpiewa radosny prezenter telewizyjny. To właśnie w tej apokaliptycznej piosence padają profetyczne słowa o „zagranicznej chorobie, przybyłej zza morza”. Joe Casey napisał ten tekst (jak i wszystkie pozostałe) ponad rok przed wydaniem albumu 12-tego czerwca 2020 roku. Nie miał zatem pojęcia co nadchodzi, ale też nie o taki koniec świata mu chodziło. Jak już dzisiaj wiemy, nic się przecież nie skończyło. A to dlatego, że Casey śpiewa dalej: „Rzeczywistość ma o wiele nudniejszy skraj”.

Ultimate Success Today zostanie moją ukochaną płytą 2020 roku, ale chciałbym wyróżnić jeszcze kilka, które zdecydowanie zasługują na uwagę:

Coriky – s/t: powrót Iana MacKaye’a Joego Lally’ego znanych z Fugazi

Voo Voo – Anawa: Wojciech Waglewski i spółka mierzą się z albumem Marka Grechuty

Coals – Docusoap: Wciąż nostalgiczny chill, ale też sporo elektronicznych eksperymentów

Cinder Well – No Summer: Irlandzka, folkowa songwriterka w kompozycjach własnych i ludowych


Autor: Grzegorz Śnieg
Zdjęcie: pixabay.com

Grzegorz Śnieg

New Model Army w uszach, aparat w ręku, brak lęku w sercu. Tak zwiedzam miasto. W przerwach między spacerami a studiami oglądam filmy na DVD. W przyszłości chciałbym męczyć potomnych produkcjami Noah Baumbacha, tak jak mnie dręczono "Czterema pancernymi i psem".

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *