Od niego wszystko się zaczęło. Pierwsza rocznica śmierci Daniela Groszewskiego

Ósmy stycznia już na zawsze wpisał się w historię portalu Nowe.pl. Wpisał się, lecz w sposób jakiego nikt z nas się nie spodziewał i nikt nie chciał. Wszakże właśnie tego dnia w roku 2020 zmarł nagle redaktor Daniel Groszewski. Człowiek który ów portal stworzył, nadał mu kierunek, formę, ideę i sens istnienia. Dziś mija rok od tego tragicznego wydarzenia, toteż naszą wolą, potrzebą, a nawet obowiązkiem jest upamiętnić kogoś, bez kogo to wszystko po prostu nie miałoby miejsca.

Daniel Groszewski przez całe swoje życie związany był z dziennikarstwem. Pracował w „Gazecie Wyborczej”, „Rzeczpospolitej”, czy „Echu Miasta”. Dla nas, dla studentów Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UWr, był wykładowcą, ale nie tylko. Redaktor Groszewski doskonale rozumiał i na każdym kroku na powtarzał, dawał do zrozumienia, że najgorsze co dziennikarz, zwłaszcza początkujący, może zrobić, to NIC. Nie ma w tym zawodzie miejsca na bierność. Od początku trzeba iść robić co się da, gdzie się da i ile się da. Dlatego właśnie stworzył Nowe Dziennikarstwo. Portal studencki, w którym młodzi ludzie, początkujący dziennikarze, mogli zdobywać pierwsze doświadczenia. Przekonać się jak ten zawód wygląda od strony praktycznej, poczuć co to znaczy pracować dla redakcji, w której jest redaktor naczelny, są wymagania i obowiązki. Wszystko po to byśmy mogli wejść w świat mediów już mając te podstawy, które są niezwykle istotne wręcz kluczowe. Sam kiedyś powiedział wprost, że „do Nowego przychodzisz, zdobywasz doświadczenie i wypier…  pracować dalej”.

Dla swoich podopiecznych, bo nie można powiedzieć „pracowników”, gdyż jego relacje z nami nie były typową, chłodną, biurową egzystencją. Był mentorem, który wymagał i nie cackał się. Jak coś schrzaniłeś, to w nierzadko żołnierskich słowach mówił ci wprost, że schrzaniłeś. Ale jego uwagi zawsze miały swoje uzasadnienie. Nie było krytyki dla samej krytyki. Jeśli były uwagi, to był też powód. Był człowiekiem, który doskonale wiedział czego od nas wymaga i co musi zrobić, abyśmy to z siebie wykrzesali.

Uważał chociażby, że aby nie popaść w stagnację, dziennikarz musi czasem napisać o czymś, o czym nie ma zielonego pojęcia. Bo wtedy będzie musiał włożyć więcej pracy, zrobić research, a przy okazji dowie się czegoś, co być może go na dłużej zainteresuje. I tak potrafił dziennikarzowi sportowemu zlecić tekst o kulturze, albo o dyscyplinie, na której ten się nie zna. Komuś od muzyki, narzucić tekst sportowy, a komuś od filmów, artykuł o modzie. Ale szczerze? Miał rację. Na swoim przykładzie powiem, że nigdy w życiu nie pomyślałbym, iż pójdę kiedykolwiek na konferencję prasową o mistrzostwach Europy w jakiejś specjalnej odmianie karate, o jakiej nigdy nie słyszałem. Ale z perspektywy czasu bardzo to doceniam. Potrafił rzucić na nieznane wody i powiedzieć „płyń do domu”. I trzeba było płynąć. Sam o sobie mówił, że jest „zamordystą”, ale potrafił dawkować to w taki sposób, że nawet jeśli się człowiek wkurzył na niego, to tylko na jakiś czas, bo potem z reguły docierało do ciebie, że miał rację. Poza tym uczulał nas, że w życiu trafimy na wielu zamordystów, przekonanych o swojej świętości ponad wszystko.

Jednak poza tym, że wymagał, miał też swoje mniej zawodowe oblicze. Oblicze człowieka z którym można było otwarcie porozmawiać, iść na piwo, co też redakcyjnie niejednokrotnie czyniliśmy, zapytać o radę, podyskutować na różne tematy, nie tylko dziennikarskie. Choć to właśnie wtedy, w rozmowach poza spotkaniami redakcji, czy związanymi z twoimi tekstami, tak naprawdę mogłeś zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi. Między innymi jaka jest idea Nowego, co nas w dziennikarskim życiu czeka, dlaczego funkcjonujemy w ten sposób, a nie inny oraz dlaczego on wymaga od nas tego, a nie czegoś innego. Efekt był taki, że niezależnie od tego, czy ktoś się z nim w pełni zgadzał, czy jednak czasami miał ochotę się postawić, praktycznie każdy go szanował, za jego podejście do nas i to jak potrafił z nami rozmawiać.

Niech głos zabiorą inni jego byli podopieczni, którzy przez długi czas tworzyli Nowe, by można było w pełni zrozumieć kim dla nas, dla całej redakcji, był Daniel Groszewski.

Jaką rolę Daniel pełnił w Nowym Dziennikarstwie? Był założycielem i pomysłodawcą [w Ramach], które później przekształciło się w Nowe. Był wydawcą i redaktorem naczelnym. Czytał i poprawiał nasze teksty. „Krótsze zdania”, „Pamiętaj o justowaniu” mówił. Ale między „Nie zaczynamy od okolicznika czasu” a „Na głównym zdjęciu musi być człowiek” było też miejsce na ciepło i serdeczność. Daniel był naszym mentorem. Dodawał nam skrzydeł, służył radą i swoim doświadczeniem, podpowiadał na przyszłość. „Nowe to tylko przystanek” – powtarzał – ” tylko rozbieg”. Chciał żebyśmy ruszali w świat, rozwijali się i nieśli dalej to, czego się w Nowym nauczyliśmy. Myślę, że chyba nam się to udało. Nowe Dziennikarstwo przekształciło się – pod nowym przewodnictwem, z nowymi, świeżymi głowami na pokładzie – nadal jest miejscem, w którym młodzi dziennikarze mogą stawiać pierwsze kroki i popełniać pierwsze błędy. Myślę też, że wszyscy, którzy mogliśmy poznać Daniela, pracować z nim, uczyć się od niego i nazywać się jego redakcyjnym dzieciakami, oprócz jego nauk niesiemy też w świat cząstkę Jego samego. Jego serdeczności, pracowitości, profesjonalizmu, jego otwartego umysłu i ciekawego spojrzenia na świat. Zrobił z nas wielką nowodziennikarską rodzinę. Najprościej więc chyba powiedzieć, że Nowe to DanielKarolina Stachera. 

Mija rok, ale pamięć pozostaje. To chyba najlepiej oddaje, jak ważną osobą dla redakcji Nowego Dziennikarstwa był redaktor Groszewski. Nie spotkałem na swojej drodze człowieka, który miałby taką łatwość w docieraniu do innej osoby. Potrafił uczyć, ale przede wszystkim potrafił motywować do ciężkiej pracy. Zadania trudne stawały się łatwe, a te z pozoru poza zasięgiem, okazywały się możliwe do wykonania. Wszyscy, którzy mieli zaszczyt z nim pracować, dostali od niego wszystkie narzędzia, by móc się spełniać i iść ku wyznaczonym celom. Pamięć o nim pozwala kontynuować tę drogęGrzegorz Krawczyk.

Minął rok, od kiedy rzeczywistość przekroczyła nasze najgorsze oczekiwania. Od kiedy po raz pierwszy usłyszeliśmy, że pan Daniel Groszewski nie żyje. Już wtedy mówienie o tym było trudne. Dzisiaj, po całym tym czasie wcale nie jest mi łatwiej. Bo co miałabym powiedzieć? Że pan Groszewski pomagał mi, kiedy sądziłam, że już nic mi nie pomoże? Wspierał mnie w okresach, kiedy miałam wszystkiego dość? A może powinnam opowiedzieć o tym, jak bardzo brakuje mi jego wsparcia? Rozmów przed kolegiami. Ciętych uwag pod tekstami. Tego, jak dobrze rozumiał, przez co przechodzę i kim jestem jako człowiek. Albo tego, że był dla mnie, jak ojciec, mentor i przyjaciel w jednym. O panu Groszewskim nie da się opowiedzieć. Brakuje do tego odpowiednich słów. Był wielkim człowiekiem. To wiemy wszyscy. Chociaż myślę, że nawet gdybyśmy zebrali nasze wspomnienia i stworzyli z nich jego pomnik – nadal byłby za mały, żeby oddać ogrom jego serca, czy dziennikarskiej pasji. Dlatego mam nadzieję, że nieważne, gdzie się teraz znajduje, patrzy na nas i widzi, że jego nauki nadal są żywe. Pielęgnowane przez każdego z nasMarta Ziółkowska.

Wciąż trudno o tym mówić, bo czy język zna słowa, które potrafią odzwierciedlić tęsknotę? Trudno, choć kiedyś powiedziałabym, że „ciężko”, i to właśnie było pierwszą lekcją redaktora Groszewskiego.

Kiedy wysłał mnie na pierwszy wieczór autorski, tak mi zależało, żeby spisać się jak najlepiej, że do bladego świtu siedziałam nad tekstem. Pamiętam jaka byłam wściekła, gdy dostałam Jego uwagi. Tylko On, swoimi poprawkami, potrafił mnie w sekundę doprowadzić do płaczu. Ale uwielbiałam te kubły zimnej wody, merytoryczną krytykę, z której czerpałam tak dużo. On łączył w sobie cechy surowego mentora i ciepłego przyjaciela, pomagał nie tylko w pracy, ale i w życiu. To się po prostu czuło, wiarę i troskę. Tęsknię za tym „Augustyn, ogarnij się, weź się w garść.”

Nasza wspólna droga była krótka, ale na tyle wartościowa, że do dziś na myśl o tym szklą mi się oczy. Minął już rok, a my kontynuujemy Jego dzieło, choć pewnie nie raz chcieliśmy rzucić to i zapomnieć, bo przecież bez Redaktora to już nie to samo. Oczywiście, nie to samo, ale w życiu można stracić wiele, pieniądze, rozum, głowę, ale nigdy nadzieję. Nadzieję na to, że nasz kochany Redaktor patrzy na nas i jest choć trochę dumnyKarolina Augustyn.

Red. Groszewski był człowiekiem, który w niewyjaśniony sposób potrafił połączyć cechy wymagającego naczelnego i najlepszego przyjaciela. Pozwalał wierzyć we własną wartość nie tylko na polu zawodowym, ale po prostu, w byciu człowiekiem. Nikt tak, jak on nie umiał zmyć głowy na najbardziej podstawowe błędy – niedopuszczalne w naszym przyszłym lub pokrewym fachu, zapamiętując tę lekcję na zawsze, jednocześnie pozwalając na ludzkie błędy w codziennym życiu. Nie był zwyczajny, to napewo, nie wpisywał się też w standardy stereotypowego szefa. Chciał poznać swoich rozmówców, pomóc im znaleźć sposób na siebie tak, by dalej byli wierni sobie i swoim przekonaniom. Był, dalej jest, naszym przyjacielem, który rozjaśnił nam wiele dróg swoim uśmiechem i dobrą radą. Dalej za Tobą tęsknimy, bo dzięki Tobie jesteśmy tu, gdzie jesteśmy. Niech moc będzie z Tobą, PrzyjacieluKarolina Szachniewicz.

Redaktor Groszewski był zawsze uśmiechniętym człowiekiem, który zarażał swoim optymizmem. Pamiętam, jak bardzo denerwowałam się przed rozmową kwalifikacyjną do Nowego Dziennikarstwa — strach i stres momentalnie minęły dzięki poczuciu humoru naczelnego. Jego przyjazne podejście do nowych osób, wyrozumiałość i wiara w nasz umiejętności były ogromnym zastrzykiem energii i motywacji do pracy. Nigdy nie zapomnę latających po sali długopisów, które rzucał w nas kiedy zbytnio się rozpraszaliśmy. Pomógł mnie i wielu innym osobom postawić pierwsze kroki w dziennikarstwie, pomagał odnaleźć się w tym środowisku. Chciałabym życzyć każdemu początkującemu dziennikarzowi tak wspaniałego redaktora naczelnego jakim był Daniel Groszewski – Hania Galik.

Jego śmierć była dla nas wszystkich ogromnym ciosem. Potężnym, niespodziewanym, dla wielu wręcz dewastującym. Sam portal także stanął przed ogromnym wyzwaniem. Musieliśmy tak naprawdę stworzyć wszystko na nowo, aby móc kontynuować jego dzieło. To trzeba podkreślić. Bo choć Nowe.pl to dziś zupełnie inny portal, funkcjonujący inaczej, z nową redaktor naczelną, idee Daniela Groszewskiego wciąż są żywe. Nowe było miejscem, w którym młodzi dziennikarze zdobywali swoje pierwsze doświadczenia przed dalszą pracą w zawodzie i już nasza w tym głowa, by było tak jeszcze długo.

Spoczywaj w pokoju Redaktorze. Nowe zawsze będzie twoim dzieckiem. Niezależnie w jakim składzie będzie redakcja, czy w jakiej formie. Dzieckiem, z którego mamy nadzieję nieraz będziesz dumny.


Autorzy: Bartosz Królikowski, Karolina Augustyn, Marta Ziółkowska, Hania Galik, Karolina Szachniewicz, Grzegorz Krawczyk, Karolina Stachera

Zdjęcie: Karolina Augustyn

Bartosz Królikowski

Jestem człowiekiem wspaniałego miasta Szczecin, studiującym we włościach wrocławskich. Dawno temu uzależniłem się od sportu, przede wszystkim od piłki nożnej, sportów walki oraz sportów zimowych. I nie, nie mam zamiaru iść na żaden odwyk. Zdecydowanie wolę zarażać innych swoją pasją, a rola dziennikarza sportowego idealnie się do tego nadaje

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *