Papierosy, Ola, szara płachta- recenzja ,,Jak najdalej stąd”

Na początek zagadka: co wyjdzie, jeśli połączymy żółtą farbę z niebieską? Zieleń! Czerwień z żółcią? Pomarańcz! Czerń z bielą? Polskie kino obyczajowe! Najnowszy film Piotra Domalewskiego, reżysera docenionej przez krytyków ,,Cichej nocy”, jest przykryty mistyczną, szarą płachtą. I choć czasem muzyka głośniej zaszumi, bohaterka szerzej się uśmiechnie, a czarny humor pozwoli na chwilę rozluźnienia mięśni brzucha, to po chwili szara plandeka znów przysłania ekran swoją powagą. ,,Jak najdalej stąd” to w trzech słowach – papierosy, Ola i szara płachta. Jednak trzy słowa to za mało, żeby nazwać ten tekst recenzją, więc zanurkujmy pod płachtę i sprawdźmy, co się pod nią ukrywa? A ukrywać może się zarówno klejnot, jak i zwykły głaz.


Plakat filmu: Zofia Stafiej, odtwórczyni głównej roli, siedzi ze skrzyżowanymi nogami, z miedzianą urną pod pachą i papierosem w dłoni. Ma pomalowane czarną kredką oko, zadziorny uśmiech. Po jej prawej stronie widnieje biały napis: Do pierwszych łez trzeba dojrzeć. Szybka analiza obrazu (uczono nas przed maturą, pamiętacie?): urna zwiastuje śmierć, dziewczyna z wrednym uśmieszkiem zwiastuje mocny charakter, papieros – młodzieńczy bunt, autodestrukcyjne popędy. Ten plakat to zawadiackie puszczenie oka do widza i pytanie: czy w Polsce potrafimy podejść do poważnego tematu w figlarny sposób? Oko zostaje puszczone, wędka rzucona – widz jest kuszony. Później jednak czyta napis na plakacie i już wie, że będzie po amerykańsku – z puentą! Albo, w innym wypadku, po francusku – z drugim dnem, do którego dokopie się tylko wytrawny koneser kina! Piotr Domalewski nie zawodzi – jest puenta, jest także drugie dno, natomiast figlarny uśmiech gdzieś znika – zamiast tego zostaje grobowa mina i uczucie goryczy po wyjściu z seansu. Amerykański burger, francuskie ślimaki i polski bigos to połączenie ciężkostrawne i smutne, ratowane jednak sprawnie przez ostre przyprawy: umiejętnie dobraną obsadę, dobry początek i aktualny temat.

Ola – jak podpowiada nam już zwiastun i opis filmu, to nastolatka, jakich w kraju nad Wisłą wiele: ze skomplikowaną sytuacją rodzinną, z niezdanym egzaminem na prawo jazdy, z doskwierającym brakiem pieniędzy, z ojcem na emigracji zarobkowej. Mamy scenografię w polskim kinie znaną – blok z szarej płyty, kolory przykręcone do minimum, meblościanki, brązowe tapczany w kuchni i zapracowaną matkę-tradycjonalistkę, silną kobietę, katoliczkę (w tej roli wyrazista Kinga Preis). Reżyser początkowo powoli prowadzi bohaterkę przez blokowiska, zakład mechaniki pojazdów, wnętrze auta egzaminacyjnego, szare mieszkanie, później jednak przenosi ją do Irlandii – kraju emigracji jej ojca. Celem tej samotnej wyprawy jest rozwiązanie skomplikowanych spraw, będących skutkiem rodzinnej tragedii. Ola, w przeciwieństwie do matki, zna angielski, jednak nic nie wie o swoim ojcu – nie zna nazwy firmy, w której pracował, adresu zamieszkania, nazwisk znajomych. Nastolatka, niczym bohater książek Franza Kafki, błąka się po nieznanym mieście, przemierzając biura, szpitale, bary i zakłady pracy, a także ciasne, pracownicze mieszkania, a wszystko po to, aby poznać prawdę. Irlandia, mimo wszechobecnych rodaków-Polaków, jawi się jako obce, nieprzychylne miejsce.

Ola nie płacze, nie tupie nóżkami, nie lamentuje – zwyczajnie robi, co do niej należy. Jej postać rozpisana została w taki sposób, że trzymamy kciuki za powodzenie jej misji. Zofia Stafiej dodaje bohaterce pikanterii – bez jej wkładu i dominującego charakteru historia Oli nie byłaby wiarygodna. Czasem widz uśmiechnie się pod nosem, słysząc ostre słowa z ust nastolatki, a czasem przewróci oczami zirytowany jej butą. Jednak dzięki Zofii postać ta daje się polubić.

Wspominając o głównej bohaterce filmu ,,Jak najdalej stąd”, nie można pominąć wątku papierosów. Przyznaję – być może demonizuję liczbę, wypalonych podczas kręcenia filmu, papierosów, ale nie pozostawia wątpliwości, że reżyser upodobał sobie ten nałóg. Dominującą część ujęć stanowi Ola z papierosem w dłoni. Nie policzyłam, ale jest we mnie coś z hazardzistki, więc założę się, że ujęć takich było przynajmniej dziesięć. Może papierosy stanowiły metaforę, której mój prosty umysł nie odczytał? Może miały na celu wypełnić czas pomiędzy fabularnymi kamieniami milowymi? Może taka przerwa na papierosa miała dać nam, widzom, chwilę wytchnienia od akcji? Czy jej potrzebowaliśmy?

Oprócz problemu zarobkowej emigracji, czyli tematu w Polsce wciąż aktualnego, reżyser stara się także odpowiedzieć na pytanie – czy emigracja to podwójne, jednak pełne życie, a może wegetacja i oczekiwanie? Natomiast do słów widniejących na plakacie reżyser odnosi się dopiero w ostatnim akcie filmu. Łzy głównej bohaterki, do których według autorów plakatu musiała ,,dojrzeć”, są niejako klamrą kończącą opowieść. Wraz ze łzami nadchodzi pompatyczna chwila – długo wyczekiwana puenta! Jednak widz nie musi zgadywać, jak ona brzmi, wszystko jest już wypisane na plakacie.

Historia ukazana w ,,Jak najdalej stąd” jest ważna i potrzebna, bo mówi o relacjach, o tęsknocie za ojczyzną – niejako dokumentuje przejmujący obraz emigranta zarobkowego, który w oczach rodziny często jest wyłącznie głosem w telefonie i przelewem na koncie. Film obejrzeć warto, bo mimo swoich wad, porusza temat ważki temat – życie na obczyźnie.


Autorka: Miriam Olek

Zdjęcie: Instagram

Miriam Olek

Dużo spaceruję po Wrocławiu. Niepotrzebnie mówię obcym ,,dzień dobry". Idąc przez miasto w różowym golfie, z Molchat Doma na słuchawkach, czuję się, jakbym grała w rosyjskim kryminale. Mam złowrogą minę, ale zawsze ustąpię miejsce w tramwaju. Złota baba ze mnie, jednym słowem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *