Pętla – recenzja filmu
Rok temu Vega zapowiadał, że film, który będzie miał premierę we wrześniu 2020 roku, będzie jego “pierwszym prawdziwym filmem”. Wszystkie jego poprzednie produkcje miały go do tego przygotować. Po obejrzeniu “Pętli” zastanawiam się, czy nie pasowałoby tu lepiej określenie “zlepek wszystkich poprzednich filmów Vegi”. Ciekawe, kiedy w końcu zobaczymy ten naprawdę pierwszy prawdziwy film…
Pętla miała naprawdę duży potencjał. Historia, na której jest oparta, bardzo dobrze sprawdziłaby się w formie miniserialu, choć również mogłaby dać początek ciekawemu thrillerowi. Niestety, temat afery podkarpackiej podłapał akurat Patrykowi Vedze, który według mnie w wybitny sposób potrafi spłycić każdą opowieść. Podobnie było w przypadku Bad Boy’a; dobry temat, duży potencjał, słaby film Vegi. Przy Pętli reżyser nawet zapowiadał wszem i wobec, że ma dostęp do taśm, wokół których kręci się część filmu. Miało to jeszcze bardziej uwiarygodnić jego dzieło, szokować widzów, wywołać kontrowersje. Niestety jedyne co widzimy podczas seansu to kilkusekundowe, niezręczne “nagrania”, odegrane przez aktorów.
Wszystkie gatunki świata
Dużym problemem tego filmu jest to, że on za bardzo sam nie wie czym jest. Komedia, kryminał, thriller psychologiczny, romans, film akcji? Szczerze mówiąc, przez pierwsze dziesięć minut seansu byłem przekonany, że Pętla jest komedią. Dodam tylko, że wszystkie gatunki, które przed chwilą wymieniłem, to tylko część tego, co jest w filmie. Co ciekawe romans zajmuje chyba z dziesięć minut z całości.
W Pętli dominuje głównie akcja i typowy dla Vegi humor. Większość postaci co jakiś czas zarzuci jakimś żarcikiem, tu zrobi coś dziwnego, tu powie przekleństwo bez powodu. Bardzo mi się podobało, że najśmieszniejszym elementem filmu ma być policjant chodzący wszędzie z kataną i… jedzący karmę dla psów. Naprawdę, wyżyny komedii.
Dużym problemem jest również przewidywalność akcji. Podejrzewam, że reżyser chciał by jego dzieło szokowało, a niestety efekt był odwrotny. Podczas seansu siedziałem po prostu znudzony. Łatwo było się domyśleć co się stanie, kto umrze, kto coś zrobi itp. Najlepszym tego przykładem była scena z wypadającymi implantami lub końcowa opowieść o synu marnotrawnym. Jak tylko zobaczyłem, że bohater stoi w ciszy, załamany, obok obrazka z Maryją, wiedziałem już, że dozna objawienia.
Tempo
Jeśli chodzi o fabułę to, podobnie jak w przypadku Bad Boy, film nie jest zlepkiem różnych scen, może tylko trochę, ale przez większość czasu śledzimy jedną historię, która ma początek, rozwinięcie i koniec. Moim dużym zarzutem do tego filmu jest jego tempo. Reżyser nie daje widzowi odpocząć nawet na chwilę. Wszystko dzieje się bardzo szybko. Pomiędzy sukcesem głównego bohatera na rynku seks klubów, a jego upadkiem i popadnięciem w paranoję, jest chyba z piętnaście minut.
Upadek bohatera następuje gdzieś w okolicach połowy filmu i od tego momentu chciałem już tylko wyjść z kina. Druga połowa Pętli to głównie zażywanie narkotyków, seks z ukraińskimi tancerkami i prokurator Konarska, próbująca zniszczyć głównego bohatera.
Vega zapowiadał, że jego nowe filmy będą posiadały drugie dno. W przypadku Pętli drugie dno to wrzucenie motywu syna marnotrawnego w ostanie pięć minut filmu. Już nie wspomnę o tym, jak bardzo ów motyw nie pasuje do fabuły. Jedyną rzeczą, jaka wskazywała na nawiązanie do przypowieści było jej odczytanie w jednej z końcowych scen. No i jeszcze to, że główny bohater miał brata, który był dobrym policjantem, na którego ojciec nie zwracał uwagi. Subtelnie.
Można by powiedzieć, że dużą zaletą filmu jest jego obsada. Niestety tak nie jest. Miałem wrażenie, że wszyscy są zmęczeni pracą na planie. Antoni Królikowski odegrał po prostu swoją postać z Bad Boy’a. Nawet nie próbował dodania czegoś nowego do swojego bohatera. Na pochwałę zasługuje tylko Piotr Stramowski, który akurat często odgrywa swoje vegowe role w ciekawy sposób. Szkoda tylko, że zwykle szybko znika z ekranu. Bardzo podobała mi się również gra Katarzyny Warnke. Co prawda przez pierwszą część filmu nie pokazała niczego spektakularnego, ale druga połowa była zdominowana przez nią i nawet przyjemnie się ją oglądało.
Pętla nie jest niczym odkrywczym. Nie sądzę by był to pierwszy prawdziwy film Vegi, bo za bardzo przypominał mi inne jego filmy. Zawierał wszystkie typowe dla jego produkcji tropy, tych samych aktorów, te same dźwięki, żarty. Nic nowego. Jestem bardzo zawiedziony tym, co Vega zrobił z tą historią. Jedynym plusem Pętli, według mnie, jest to, że mogłem znowu posłuchać Nas Ne Dogonyat.
Autor: Damian Frątczak
Trzeba przyznać, że Vega ma głowę do biznesu. Po prostu wie, że jednak istnieje spora grupa osób, która nie wymaga za dużo od kina a on idealnie do nich trafia.