Pięć gwiazdek- „U mnie wszystko potoczyło się samo”- inspirująca kobieta o wielu pasjach- Natalia Podwin (WYWIAD)
W trzeciej odsłonie z cyklu „pięć gwiazdek”, mam przyjemność przedstawić niezwykle inspirującą kobietę, Natalię Podwin. Brała udział w V edycji programu „The voice of Poland”, ukończyła filologię angielską, a także jest aktywną miłośniczką podróży. Aktualnie pracuje też nad swoją debiutancką płytą.
Agata Jurewicz: Jak wyglądały początki twojej drogi muzycznej?
Natalia Podwin: Zaczęło się od przedszkola, gdzie śpiewałam pierwsze piosenki. Potem szkoła muzyczna, która trwała trzy lata i tam uczyłam się gry na pianinie. Żmudne ćwiczenia nie były jednak tym co mnie interesowało, więc przerwałam muzyczną edukację. Oczywiście teraz żałuję, ale mały człowiek jak coś sobie postanowi, ciężko go od tego odwieźć. Dopiero w liceum, w moim rodzinnym Kluczborku, dołączyłam do pierwszego zespołu o nazwie „Banderola”. Śpiewałam covery, ale również próbowaliśmy tworzyć autorskie kawałki. Graliśmy koncerty na Dniach Miasta i w pobliskich miejscowościach. Wtedy, po raz pierwszy razem z zespołem udało się nagrać coś w studiu. Ciekawe doświadczenie.
Czy nadal razem gracie?
Niestety, zespół rozpadł się kiedy pojechałam na studia do Wrocławia. Jeszcze przez jakiś czas jeździłam do rodzinnego miasta na próby, ale z czasem pozostali członkowie zespołu zaczęli się wykruszać. Każdy poszedł w swoją stronę.
Jaki kierunek studiowałaś?
Ukończyłam filologię angielską. Studia niezwiązane z muzyką. W związku z czym, miałam kilkuletnią przerwę w śpiewaniu. Bardzo lubiłam język angielski. Cały czas myślałam żeby pójść w tym kierunku. Nie wiązałam przyszłości z muzyką. Zresztą filologia do dziś bardzo mi się przydaje. Jestem nauczycielem, udzielam prywatnych lekcji języka.
Jak to się stało, że muzyka ponownie zagościła w twoim życiu?
U mnie wszystko potoczyło się samo. Któregoś dnia poznałam Grzegorza Olszamowskiego (pianistę), potem Piotra Sobotę (gitarzystę), którzy ponownie wprowadzili mnie w środowisko m.in. wrocławskich i jeleniogórskich artystów. To zdefiniowało moją przyszłość. Już dwanaście lat śpiewam i działam muzycznie.
Kim jesteś z zawodu? Czy można powiedzieć, że wokalistką?
Jeśli chodzi o śpiew, to jest to mój zawód. Wykonuję go na co dzień i z niego się utrzymuję. Raczej nie zdarzyło mi się powiedzieć „ jestem z zawodu wokalistką” lub „jestem z zawodu nauczycielką”. Nie definiuję tego. Po prostu to robię. Uczę angielskiego, gram koncerty i śpiewam.
Brałaś udział w V edycji The Voice of Poland. Jak to wspominasz?
Szczerze mówiąc, rodzina zawsze przekonywała mnie żeby wziąć w czymś takim udział. Wzbraniałam się, nie do końca czułam taką potrzebę. Jednak zdecydowałam się i pojechałam na casting. Dziś tego nie żałuję. Udało się odwrócić cztery fotele podczas przesłuchań w ciemno. Jest to bardzo budujące. Przeszłam przez kilka etapów i doszłam do odcinków na żywo. Doświadczyłam niesamowitej energii, chociaż stres był równie potężny.
Do czyjej drużyny trafiłaś? Czy udało się prywatnie poznać trenerów?
Trafiłam do drużyny Tomsona i Barona. Współpraca przebiegała pozytywnie, ponieważ trenerzy okazali się być wyluzowani. Prywatnie nie stworzyliśmy jakiejś szczególnej relacji. Wiem, że bliżej ze swoimi trenerami zaprzyjaźnili się uczestnicy z drużyn Justyny Steczkowskiej i Marka Piekarczyka. Razem spotykali się poza programem. To zależało od dyspozycyjności trenerów. Widocznie Pani Justyna i Pan Marek, mogli wygospodarować więcej czasu w tamtym okresie. Nie przeszkadzało mi to. Wybrałam chłopaków, bo pasował mi ich styl muzyczny.
Obecnie pracujesz nad autorskim materiałem. Jaki to będzie styl? Co cię inspiruję?
To prawda. Od jakiegoś czasu pracuję nad utworami autorskimi. Myślę, że jeszcze chwila i będę mogła się tym podzielić. Jeśli chodzi o styl, ciężko go jednoznacznie określić. Obecnie kręci mnie muzyka elektroniczna. Jestem zafascynowana wokalem artystki, która nazywa się Jorja Smith. Bardzo mi się podoba materiał Billie Eilish. Z polskich wokalistek słucham Rosalie, szczególnie utwór „Nie mów”. W czasach Spotify, kiedy masz dostęp do tysięcy utworów, ciężko określić ulubiony gatunek. Puszczam sobie playlistę. Słucham numer za numerem i myślę: „spoko kawałek”, albo przechodzę do następnego.
Opowiedz o swoich koncertach. Gdzie Cię można zobaczyć?
Podczas pandemii 20 grudnia 2020 roku, udało się zorganizować koncert w Starym Klasztorze we Wrocławiu- „Wroclove Festiwal”. Wydarzenie to trwało dwa dni. Spotkałam tam wielu zawodowych muzyków i świetnych wokalistów m.in. Olę Turoń, Natalię Lubrano. Zagrałam również koncert świąteczny w Teatrze w Świdnicy. Przyjemne doświadczenie, ponieważ utwory graliśmy w klimacie Jazzowym. Wszystko było transmitowane online. Poza pandemią, graliśmy jako trio z kolegami w Guinnes Pub we Wrocławiu. Mam nadzieję wrócić do tych koncertów, bardzo lubiłam to miejsce.
Jak z perspektywy czasu oceniasz pracę w tym zawodzie?
Przede wszystkim podoba mi się jej styl. To wolny zawód. Lubię muzyków z którymi pracuję, więc z przyjemnością idę do takiej pracy. Umilam odbiorcy czas, a przy tym robie coś co sprawia mi przyjemność. Oczywiście jak wszystko, ma to swoje plusy i minusy. Zawód wokalistki czy muzyka, to praca głównie wieczorami, weekendami i w okresie wakacyjnym. Czyli, gdy większość ludzi ma wolne. Dlatego przy wyborze partnera życiowego, muszę szukać osoby wyrozumiałej.
Jesteś człowiekiem wielu pasji. Warto wspomnieć choćby o Twoich podróżach. Jakie miejsca w których byłaś, najbardziej utkwiły ci w pamięci?
Podróże to coś czym fascynuję się od dawna. Najchętniej wspominam swoją pierwszą egzotyczną wycieczkę. W 2014 roku poleciałam do Azji. Tam zwiedziłam Singapur i Malezję. Sama opracowuje plan wycieczki oraz trasy do pokonania. Dużo czytam o miejscach do których jadę i wybieram najciekawsze obiekty. Pamiętam ten moment, kiedy wysiadłam z samolotu w Singapurze. To było niesamowite, zupełnie inny klimat. Singapur robił wrażenie, ale to Malezja stała się moim numerem jeden. Szczególnie wyspa Tioman, na którą nie było najłatwiej się dostać. Płynęliśmy łodzią, co było dość zabawne, gdyż czasem łódź wypływała, czasem nie. Tam wszystko dzieje się spontanicznie. Sama wyspa jest bardzo mała. Głównie to bezludna dżungla, ale widoki są niezapomniane. Z ciekawszych miejsc, które zwiedziłam dodam: Azory, Tajlandię, zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych, Tajwan i Japonię. Ciekawe wspomnienie przywiozłam z Japonii. Otóż, kiedy wybierasz tam jakieś bardzo turystyczne miejsce, zwiedzasz je idąc w ogromnym korku. Człowiek za człowiekiem. I nie da się tego za bardzo ominąć
Gdzie chciałabyś się jeszcze udać?
Chciałabym wrócić do Stanów, zwiedzić Luizjanę. Interesująca wydaje się podróż do Kanady. Doceniam również piękno naszego kraju. Sporo miejsc odwiedziłam, ale nie byłam w Bieszczadach, co chciałabym zmienić. Moje marzenia związane z podróżowaniem to wielka nieskończona. Niech mi ktoś teraz powie: „jutro jedziemy w dowolne miejsce na świecie”. Jestem zawsze chętna. Jeżeli tylko mogę, idę po walizkę od razu.
Czy czujesz się spełniona? Gdzie widzisz swoją przyszłość?
Nie lubię tego słowa „spełniona”. Lubię swoje życie i to jest najważniejsze. W najbliższej przyszłości skupiam się na pracy nad materiałem autorskim. Chciałabym wydać płytę i prędzej czy później to zrobię. Jeśli tylko sytuacja związana z pandemią poprawi się, mam nadzieję wrócić do grania na żywo. W temacie podróżowania? Myślę, że jeszcze wszystko przede mną.
Autor: Agata Jurewicz
Zdjęcie: Archiwum prywatne