Półfinalistka 12. edycji The Voice of Poland, artystka i szczęśliwa mama – Paulina Gołębiowska (WYWIAD)
Znakomita wokalistka, autorka tekstów i muzyki postanowiła spróbować swoich sił w popularnym programie telewizyjnym. Zaszła do półfinału podbijając serca widzów. W życiu prywatnym mama dwójki synów i wykładowczyni wokalistyki jazzowej na Uniwersytecie Zielonogórskim. W rozmowie z Agatą Jurewicz, Paulina Gołębiowska.
Agata Jurewicz: W którym momencie życia zainteresowałaś się muzyką? Już w dzieciństwie, czy później?
Paulina Gołębiowska: Od dzieciństwa bardzo reagowałam na muzykę. Moi rodzice dziwili się, ponieważ sami nie są z nią związani. Kiedy tylko widziałam instrument, chciałam na nim grać, jak w tle słyszałam piosenkę, zaczynałam śpiewać albo tańczyć. Takim punktem zwrotnym była pewna uroczystość rodzinna. Miałam wtedy 4 latka i zaczęłam klaskać w rytm akordeonu, na którym ktoś grał. Moi rodzice usłyszeli: „Miejcie na uwadze, bo dziewczyna ma ukryte talenty muzyczne. Jak będzie trochę starsza, to koniecznie wyślijcie ją na egzaminy do szkoły muzycznej”. Zapamiętali to i w wieku 7 lat dokładnie tak zrobili.
Kształcenie muzyczne I stopnia to głównie edukacja z muzyki klasycznej. Czy jako siedmioletnia dziewczynka lubiłaś ten gatunek? Kto był twoim idolem?
U mnie edukacja odbywała się dwutorowo. Z jednej strony kształcenie z instrumentu, gdzie faktycznie poznawałam utwory muzyki klasycznej. Z drugiej strony śpiewałam w szkole podstawowej ogólnokształcącej, gdzie byłam wysyłana na różne konkursy wokalne i festiwale dziecięce. Oprócz tego jeździłam na konkursy aktorskie i taneczne. Więc nie obracałam się jedynie w muzyce klasycznej. Tata pokazywał mi teledyski na MTV: Steviego Wondera, Whitney Houston i Michaela Jacksona. To moja absolutna trójca święta. Zwłaszcza teledyski Jacksona mocno osadziły się w mojej pamięci. Były trochę bajkowe, trochę przerażające.
Do czasu ukończenia szkoły średniej zazwyczaj dostajemy pozwolenie od dorosłych na rozwijanie swoich pasji. Jednak wybór studiów to etap, w którym już sami wchodzimy w dorosłość. Często rodzice nie chcą pozwolić na edukację wyższą w kierunkach artystycznych w obawie o przyszłość zawodową. Jak było w twoim przypadku?
Mam najlepszych rodziców na świecie. Pomimo tego, że kompletnie nie rozumieli moich decyzji, bo nigdy nie przebywali w tym środowisku i nie wiedzieli, z czym to się do końca je, to zawsze mi ufali. Kiedy zdecydowałam się zdawać na wokalistykę jazzową powiedzieli: „ok, tylko może zrób jeszcze jakiś jeden kierunek, na wszelki wypadek”. Więc po dwóch latach wokalistyki zdałam egzaminy na Akademię Muzyczną do Poznania na specjalność fortepian klasyczny. Wróciłam do tego, co trochę wcześniej zostawiłam. Chciałam móc uczyć gry na fortepianie lub akompaniować, jeśli ze śpiewem coś nie wyjdzie. To była moja alternatywa, również muzyczna. Myślę, że ja po prostu nie umiem robić w życiu nic innego☺ Musiałam celować w to, co jest mi bardzo bliskie. Ostatecznie zadowoliłam i rodziców i siebie samą.
Obecnie wykładasz wokalistykę na Uniwersytecie Zielonogórskim. Jak znalazłaś się w takiej roli?
Kiedy szukałam pracy i wysyłałam CV w wiele różnych miejsc, wysłałam również tam. Osoby, które tworzą mój wydział, dobrze poznałam będąc jeszcze studentką. Uczelnia odezwała się i dostałam kredyt zaufania, dzięki czemu dziś pracuję jako wykładowca. Jestem za to bardzo wdzięczna. Miałam szczęście, że dostałam tę pracę, jako świeżo upieczona absolwentka Akademii Muzycznej w Katowicach.
Tworzysz autorski materiał. Od czego zwykle zaczynasz?
Moja płyta jest już na ukończeniu i ukaże się na pewno w przyszłym roku. Dwa single od jakiegoś czasu krążą w sieci. Pracę nad materiałem zaczynam od tworzenia muzyki. Szukam powtarzalnych schematów, zapętlenia harmonicznego. Na tej bazie powstają melodie. Dodaję głosy, wymyślam basy. W momencie, kiedy gotowa jest muzyka, dopiero próbuje pisać tekst. Ciężko u mnie z wolnym czasem, ale kiedy już znajduję chwilę i zamknę się w pokoju, żeby pracować, odnajduję siebie.
Dwa single, o których mówisz, to „Strzał” i „Bestia”. Czy płyta będzie w stylu muzyki elektronicznej?
Jest to trudne pytanie, ponieważ ja nigdy nie chciałam w żaden sposób kategoryzować mojej muzyki. Ona jest bardzo różnorodna. Na płycie będzie można usłyszeć moje soulowe zacięcie w śpiewaniu i polskie, bardzo osobiste teksty. Na pewno muzycznie słychać elektronikę, trochę muzyki alternatywnej. Mamy mnóstwo nieoczywistych zabiegów harmonicznych, zmiany metrum, które są skomplikowane i mówiąc wprost „nie pod nóżkę”. To będzie płyta dla osób, które dużo słuchają różnej muzyki, dla muzyków i wrażliwych słuchaczy.
Za Tobą półfinał 12. edycji The Voice of Poland. Po co idzie się do takiego programu? Z jakim założeniem szłaś do niego Ty?
Oglądałam ten program od wielu lat ze względu na znajomych, którzy się w nim pojawiali i im kibicowałam, ale nie tylko. Poszłam tam z czystej ciekawości. Chciałam sprawdzić, co może się wydarzyć, co nowego ta przygoda wniesie do mojego życia artystycznego. Bardzo ważna była dla mnie promocja autorskiej twórczości, a co za tym idzie, trochę mnie samej. Za chwilę będę się mierzyła z wydaniem debiutanckiego krążka.
Czy w tej chwili odczuwasz już „konsekwencje”, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, udziału w programie telewizyjnym?
Z całą pewnością. Można sobie robić to co ja cały czas robię muzycznie. Dreptać swoje ścieżki w lokalnym środowisku muzycznym. Wrocław i Zielona Góra, to z tymi miastami jestem najbardziej związana. Jednak kiedy chciałam grać koncerty z autorskim materiałem, wiele razy spotkałam się ze „ścianą”. Słyszałam: „my Pani nie znamy, może lepiej zagrać covery”. Uwielbiam śpiewać covery. Zawsze traktuje je jak swoje piosenki, ale przyszedł czas, że chcę się podzielić tym, co mi w duszy gra. Ten program daje ogromną promocję, ogląda go bardzo dużo ludzi. Już teraz dostrzegam „zwiększony ruch w biznesie”. Po programie pojawiło się nowe grono odbiorców, piszą do mnie, czekają na mój koncert. Mam nadzieję, że kiedy wyjdzie płyta, równie chętnie po nią sięgną.
Czy spotkałaś się ze zjawiskiem „hejtu”?
Szczerze mówiąc przed programem nie. Zawsze otaczałam się bardzo przychylnymi ludźmi. Wiedziałam, że to zjawisko istnieje, ale dopiero w programie doświadczyłam go na własnej skórze. Ludzie potrafią być okropni udzielając rad i krytykując z pozycji wygodnego fotela. Nie mówię tu o konstruktywnej krytyce, tylko o opiniach na temat czegoś, o czym nie mają zielonego pojęcia. Po programie znalazłam kilka „perełek” w komentarzach. Chodziło o wbicie szpili za wszelką cenę. Zaangażowanie było tak duże, że nie wystarczyło zostawić odcisku pod filmem na YouToube, szukali moich profili na Facebooku i tam doklejali brakujące elementy pt.: „co ona tak wyje”. W moim przypadku to i tak nie działo się na dużą skalę. Inni uczestnicy mieli w tym temacie zdecydowanie gorzej. Należy pamiętać, że jesteśmy artystami, wrażliwymi ludźmi, którzy mocno przeżywają każdy taki komentarz. Mierzyliśmy się w programie z gigantycznym stresem, wkładaliśmy masę czasu, zaangażowania i serca aby zaprezentować się jak najlepiej. Dlatego każdy kto pisze niepochlebny komentarz powinien dwa razy się zastanowić, czy faktycznie jest to konieczne.
W programie miałaś możliwość stworzyć kolejną autorską piosenkę. Utwór „Lepiej” powstał przy współpracy z duetem songwriterów Martin Lange. Tworzą go Michał Lange i Marcin Makowiec. Jak przebiegał ten proces twórczy?
Chłopaki z zespołu Martin Lange są bardzo lotni, szybko pracują, co mi się podobało. Stworzyliśmy ten numer naprawdę w szalonym tempie. Napisałam tekst i miałam wielką radość z całego procesu twórczego. Cieszę się tym doświadczeniem. Dziękuję chłopakom za ten utwór. Jestem z niego naprawdę zadowolona. Co prawda jest mocno osadzony w moich starszych inspiracjach soulowo-popowych i różni się od materiału, jaki będzie na płycie, ale bardzo go lubię.
Uczestników tego programu zwykle pyta się o współpracę z trenerami. Jeśli chcesz możesz opowiedzieć mi o tym aspekcie programu, ale bardziej interesuje mnie współpraca z ludźmi, których nie widać, opowiesz o nich?
To prawda, ten program tworzy masa wspaniałych osób. Warto podkreślać ich rolę. To dzięki nim wszystko tak znakomicie wyglądało w telewizji. Kamerzyści, nagłośnienie, tancerze, osoby, które dbały o nasz wygląd, styliści, fryzjerki, makijażystki, osoby z produkcji, muzycy i trenerzy. Czułam się bardzo przez nich wszystkich zaopiekowana. To już 12. edycja. Ta maszyna nie mogłaby sprawnie funkcjonować przez tyle lat, gdyby nie oni. Wszyscy są mili, starają się zrozumieć uczestników. Rozumieją z jakim stresem się mierzymy. Bardzo podkreślam rolę stylistek, które nawet po kilka razy pytały mnie: „Paulina, czy Ty się dobrze w tym czujesz, czy na pewno jest ok?”. To ja miałam ostateczne zdanie. Największy stres jest chyba na tych czerwonych kanapach, kiedy czekasz na swoją kolej. Tam pracowały wspaniałe osoby z wielkim poczuciem humoru, rozładowywały napięcie. Od trenerów dostałam dużo cennych i pięknych słów. Nie tylko od Tomsona i Barona, w drużynie których byłam, ale także od Pani Justyny, Marka i Sylwii. Jestem wdzięczna za ten czas.
Nawiąże trochę do życia prywatnego, ponieważ jesteś mamą. Jak twoje dzieci odebrały udział w programie? Śpiewasz od początku ich istnienia, ale program telewizyjny to nowa sytuacja.
Kiedy chłopcy pojawili się w moim życiu, mało grałam i raczej starałam się być mamą, która będzie zawsze i w każdym momencie ich życia. Natomiast im byli starsi, tym bardziej pragnęłam wrócić na scenę i zawalczyć o siebie. Myślę, że za parę lat bardziej zrozumieją o co w tym wszystkim chodzi i będą ze mnie dumni. Natomiast teraz był to trudny czas. Głównie ze względu na to, że były to ciągłe wyjazdy do Warszawy. Wracałam, przepakowywałam walizkę i znów jechałam. W czasie programu musiałam kontaktować się z moimi studentami albo jeździć do Zielonej Góry. Prawie mnie nie było. To był trudny czas nie tylko dla nich, ale też dla mnie. Widać to w programie, chociażby w półfinałowym odcinku, kiedy napisałam do nich list. Zajętości mam sporo także po programie, ale staramy się jak najwięcej czasu spędzać razem.
Spotkałam się ze stwierdzeniem, że kiedy w życiu artysty pojawiają się dzieci, są przeszkodą w realizacji marzeń i samodoskonaleniu. Słyszałaś o tym jeszcze zanim zostałaś mamą?
Rzeczywiście, słyszałam takie głosy, że jak mi się urodzą dzieci, to „już sobie nie pofruwam i zacznie się prawdziwe życie”. Nie wiedziałam zupełnie z czym to się je i bardzo bałam się tego czasu. Natomiast teraz wiem, że tak naprawdę najwięcej działam, odkąd urodzili się moi synowie. Najwięcej artystycznie robię dla siebie bez szkody dla moich dzieci. Tych zajętości jest sporo, ale często zabieram ich ze sobą na koncerty i próby. Teraz, kiedy moje koleżanki spodziewają się dzieci, mówię im „spokojnie, wszystko zależy od ciebie”. Odkąd jestem mamą odżyłam. Mam dużo więcej energii i jestem lepiej zorganizowana. Za chwilę moi chłopcy dorosną i okaże się, że wcale mnie tak bardzo nie potrzebują. Wówczas na pewno nie powiem sobie „wszystko poświęciłam dzieciom i nic nie zrobiłam dla siebie”. Wyznaję zasadę – szczęśliwa mama, szczęśliwe dzieci.
Masz jakąś radę dla młodych osób, które chcą iść twoimi śladami?
Myślę sobie, że jeśli dla kogoś muzyka jest ważna, to niezależnie od wszystkiego trzeba spróbować i zawalczyć o swoją pasję. Ja tak zrobiłam i nie żałuję. Tym, którzy się boją, mówię: „nie bójcie się, na pewno sprawdzenie w niczym nie zaszkodzi, a będziecie wiedzieć, na czym stoicie”. Nie warto słuchać za bardzo opinii innych ludzi. Oczywiście bliskich jak najbardziej, ale musicie ufać przede wszystkim własnej intuicji.
Autor: Agata Jurewicz
Zdjęcia: Archiwum prywatne