Popkiller Młode Wilki 8 – co poszło nie tak?
W tym tygodniu swoją premierę miała cyfrowa wersja płyty ósmej edycji Młodych Wilków Popkillera. Jak co roku, zwłaszcza przy ogłaszaniu nowych graczy, akcja wywołała sporo szumu. Dotychczasowe wyświetlenia nie wskazują jednak na sukces tegorocznego rozdania. Nasuwa się więc pytanie: co w takim razie poszło nie tak?
Rip scotty, Kara, Floral Bugs, Chivas, Hodak, Cukier, Szymi Szyms, Feno, Berson, Gverilla i Janusz Walczuk – tak prezentował się skład edycji numer osiem. Już w tym momencie można zauważyć brak jednego, bardzo kluczowego elementu, przynajmniej w kontekście sukcesu komercjalnego.
Brak przynęty
Trudno znaleźć w tym gronie gwiazdę, która przyciągnęłaby tłumy. W każdej edycji, podczas prezentowania nowych zawodników, ludzie w komentarzach dzielą się na dwa obozy. Pierwsza grupa jest zniesmaczona tym, że nie zna przedstawionej sylwetki, wobec czego zniechęca się do dalszego śledzenia projektu. Przykładowo Cukier jest reprezentantem podziemia. Przed przystąpieniem do akcji jego zasięgi dobijały maksymalnie do kilkudziesięciu tysięcy wyświetleń. W dodatku jego muzyka, w której tematem przewodnim jest miłość do Boga, nie spodoba się każdemu. Druga grupa odbiorców cieszy się, gdy zobaczy nieznaną ksywkę, ponieważ ma szansę na odkrycie czegoś nowego. W końcu takie jest główne założenie akcji – promowanie młodych, nieznanych talentów. Ta reguła oczywiście od kilku lat nie raz była łamana. Popkiller zapraszał raperów, którzy mieli już podpisane kontrakty z dużymi wytwórniami i zebrali sporą rzeszę słuchaczy. Ale to dobrze. Młode Wilki potrzebują rozgłosu i ktoś ten rozgłos musi zapewnić. W poprzednich edycjach byli to na przykład Bedoes, White 2115, czy członkowie chillwagonu. W tym roku brakowało przynęty, o którą walczyłby cały ocean fanów rapu. Rzecz jasna w tej edycji nie brakowało raperów z wielkich wytwórni, jak np. Szymi Szyms z QueQuality czy Janusz Walczuk z SBM Label, ale w obecnych czasach nawet one nie gwarantują siły przebicia.
Przesyt
Na rynku jest po prostu za dużo rapu. Ten przesyt jest niekiedy wyczerpujący. Najlepiej sprzedające się płyty w Polsce to w głównej mierze rap. Rekordy odsłuchań na platformach streamingowych? Polski rap. Poza tym raperem może zostać każdy. Wystarczy podstawowy zestaw nagraniowy, przyzwoite warunki akustyczne, beat z YouTube’a i obsługa programów do mixu/masteringu. Domowe zacisze staje się studiem. Nawet osoba z umową w Def Jam Recordings Poland jest jedynie kroplą w morzu hip-hopu. Profesjonalne studia nagraniowe i kosztowne teledyski to czasami i tak za mało, żeby przykuć uwagę odbiorcy na dłużej. Potrzeba dodatkowego efektu „wow”, żeby się wyróżnić. Jeśli ktoś to „coś” posiada, to da radę wybić się sam, bez pomocy Popkillera. Zgarnie go duża wytwórnia, powiększy pole swoich możliwości i utrzyma tzw. hype. Na przestrzeni ostatnich lat tak było chociażby w przypadku Maty, schaftera, Kabe czy Sobela. Rapowy przesyt powoduje, że Młode Wilki wzbudzają coraz mniej emocji, bo nowi raperzy każdego dnia pojawiają się dynamicznie niczym grzyby po deszczu.
Muzyczny niewypał?
O sukcesie każdej edycji decyduje wspólny numer, jest wręcz jej wizytówką. Nie jest łatwo pokazać pełnię swoich umiejętności w zaledwie ośmiu wersach. W tym roku skład Wilków tych szans dostał nieco więcej. Najpierw powstały mniejsze grupki, które następnie się powiększyły, aż w końcu wszyscy spotkali się na tym samym beacie. Tak więc kosztem cypherów, na których liczą się czyste umiejętności, dostaliśmy więcej utworów studyjnych. Trzymają one wysoki poziom, ale wyświetlenia nie zachwycają. Dlaczego? Powodem może być zbyt kontrastowy przekrój styli. Na samym początku, w grupach trzyosobowych, Popkiller celowo dobierał raperów, którzy stylistycznie do siebie nie pasują. Przykładowo Berson, rip scotty i Floral Bugs to połączenie ulicy, newschool’u i lekkiego szaleństwa. Przecież hip-hop ma łączyć, nie dzielić. Ten zabieg ma jednak jedną wadę. Słuchaczowi może spodobać się jedynie jeden z zaserwowanych, muzycznych światów, który będzie najbardziej odpowiadał jego dotychczasowym preferencjom. W efekcie nie kliknie ponownie we wspólną piosenkę, ponieważ pozostała dwójka raperów będzie dla niego trudna do zniesienia. Zamiast tego skupi się na indywidualnej twórczości swojego (być może nowego) ulubieńca. Jeśli chodzi o utwór „Gdy zapada zmrok”, w mojej opinii jest znakomity. Nie ma na nim słabej zwrotki. Prawdopodobnie nie przebił się dlatego, że w przeciwieństwie do poprzednich „wizytówek” nie jest bangierem. Artyści postawili na nostalgiczną przesłankę, mającą wskrzesić nadzieję w obecnej sytuacji na świecie. Wiadomość działa, ale raczej jednorazowo.
Swoją drogą, epidemia zapewne też miała wpływ na komercjalne niepowodzenie. Cięcia budżetu kłują w oczy względem edycji numer siedem. W 2019 roku raperzy pojechali do Chorwacji, gdzie stworzyli wspólne numery w ekskluzywnych warunkach. Obecnie wizja takiego wyjazdu wydaję się nierealna. Dodatkowo każda solowa piosenka była zaopatrzona w klip. Teledysk zawsze podnosi poziom zainteresowania. Tworzy więcej aspektów, do których chce się wracać. W tym roku solówki zostały wrzucone trzy tygodnie po wspólnym numerze, gdzie tak naprawdę całe przedsięwzięcie zdążyło już pójść w niepamięć. Dodatkowo towarzyszyła im koszmarna oprawa graficzna, która raczej odstrasza niż przyciąga. Kto wie, jak rozwinąłby się projekt, gdyby nie koronawirus.
Tak czy inaczej, ile rozgłosu Młode Wilki by nie generowały, to i tak cała akcja na pewno nikomu nie szkodzi. Słuchacze doznają lekkiego powiewu świeżości i mają szanse na poszerzenie horyzontów. Z drugiej strony raperzy nawet jeśli nie zyskają większej popularności, to przynajmniej poznają ludzi z branży i zaczerpną nowych inspiracji, a taką przygodę mogą wspominać przez lata.
Autor: Miłosz Szade
Zdjęcie: PopkillerTV/YouTube