Powrót w stylu włoskim
Za nami pierwszy tydzień odmrażania wrocławskiej gastronomii, większość restauracji szczęśliwie przetrwała dwumiesięczny zastój spowodowany koronawirusem. Restauratorzy przygotowują się na nowe wyzwania i uzbrajają swoje letnie ogródki. Mimo że czuć atmosferę grozy – spowodowaną maseczkami, przyłbicami i wszystkimi innymi ograniczeniami, cieszę się, że powoli wracamy do życia.
Jak to teraz wygląda?
W domu nie mogłem wysiedzieć już ani jednego dnia dłużej, przez cały ten czas brakowało mi wyjścia na pyszną „szamkę”. Moim pierwszym wyborem po dwumiesięcznej absencji było – VaffaNapoli. Przyznam szczerze, że początkowo zastanawiałem się nad wyborem tego lokalu – podczas mojej ostatniej wizyty zdecydowanie zawiodła obsługa kelnerska, właściwie to nieprofesjonalne zachowanie jednej osoby. Niemiła sytuacja poszła w niepamięć, a ja mogłem delektować się moją ulubioną pizzą we Wrocławiu.
Na pierwszy rzut oka widać szereg zmian. Pierwsza z nich czeka już na wejściu – kelner wita nas i dezynfekuje nasze ręce. Widać też zachowany odstęp między stolikami (przyjęta norma to minimum dwa metry), ograniczona jest także maksymalna liczba osób w lokalu, przez co zawsze oblegane Vaffa wydaje się być bardziej kameralne. Obsługa wyposażona jest w maseczki i przyłbice, stoliki czyszczone są na bieżąco, jedną z większych zmian jest to, że oliwa serwowana jest w plastikowych jednorazowych pojemniczkach – dawniej podawana w dużej, szklanej butelce.
Prosciutto czy Rukola?
Gdy już wygodnie rozgościliśmy się przy stoliku, chwilę zastanawialiśmy się nad wyborem odpowiedniej pozycji w karcie. Wybór padł na pizzę z prosciutto crudo i pizzę Rukolinę z płatkami parmezanu. Czas oczekiwania umilała nam słodko-kwaśna, cytrynowa lemoniada. Jedzenie dostaliśmy po około 15-20 minutach. Pierwszy kęs zapamiętam naprawdę na długo, warto było czekać tyle czasu na te doznania. Serwowana pizza była w stylu neapolitańskim – cienkie, lekko słone i przypalone ciasto, z dużymi brzegami. W środku zblendowane pomidory San Marzano, biała mozzarella i – w zależności od wyboru – włoska szynka crudo lub parmigiano reggiano i rukola. Całość wedle uznania polewaliśmy oliwą czosnkową i chilli.
Przez pierwsze dziesięć minut delektowaliśmy się tym daniem w ciszy – takie to było dobre. Nie miałem w zasadzie żadnych uwag, ciasto było idealnie wypieczone, chrupiące i cienkie, brzegi z kolei były puszyste i puste w środku – co świadczy o tym, że tamtejszy pizzaioli umiejętnie wyciągnął całe powietrze ze środka ciasta do rantów pizzy. Niezwykły sukces to również zasługa świetnych produktów. W każdym kolejnym gryzie czuć jakość, która spływa do mojej żołądka i serduszka, ponieważ wyszedłem naprawdę szczęśliwy i usatysfakcjonowany. Jeśli chodzi o same miasto, to widać, że ludzi z dnia na dzień przybywa coraz więcej. Rynek jeszcze nie tętni życiem – jak zazwyczaj o tej porze roku, jednak Wrocław budzi się do życia!
Autor: Kamil Durkacz
Zdjęcie: Kamil Durkacz