Przez żołądek do wspomnień – miejsca Wrocławia
Więzienna, Bar Kąsek, Pizzeria Bravo, targowisko na Placu Grunwaldzkim… Wrocław się zmienia, ewoluuje. Jak żywy organizm – w jednym miejscu się rozrasta, w innym kurczy. Ludzie przyjeżdżają, wyjeżdżają – miksują się subiektywne rzeczywistości. Kiedyś kultowe miejsca – dziś nie widnieją we wrocławskich przewodnikach. Niektóre z nich przetrwały, jednak są jak kolosy na glinianych nogach. O wrocławskie niestałe lokale i bary! Targowiska, sklepy, speluny! Ile herbat zostało wypitych w waszych czterech ścianach? Ile związków zaczęło przy jednym z waszych stolików? Ile pierogów, zamoczonych po brzegi w śmietanie, zostało zjedzonych w waszych progach? O niestałości pewnych miejsc nie ma sensu pisać elaboratów. Były, teraz już ich nie ma – brutalna, gastronomiczno-kulturowa rzeczywistość. Jednak mimo że zniknęły z map Wrocławia, wciąż są jego składowymi elementami.
BAR KĄSEK
Dawnemu przejściu podziemnemu na ulicy Świdnickiej zostało poświęconych wiele kronik i wspomnień mieszkańców Wrocławia. Dużo większe niż w obecnych czasach, stanowiło centralny punkt wrocławskiego Starego Miasta. Ze względu na swoją wielkość i taktyczne położenie było ono idealnym punktem spotkań. W podziemiu grali uliczni muzycy, starsze panie z chustami na głowach sprzedawały kapcie góralskie, a studenci w długiej kolejce czekali na najlepsze tosty. Bar Kąsek, czyli kultowe miejsce w dawnym przejściu podziemnym na Świdnickiej, to był smaczny przystanek w drodze z Dworca PKP na Rynek, na Wyspę Słodową, na Nadodrze. Nieistniejący od dawna na wrocławskiej mapie nadal pozostaje w pamięci jego zwolenników. Podobno tosty smakowały tam o tyle dobrze, że były doprawione szczyptą wielkiego świata – podziemie przywodziło na myśl nowoczesne, zachodnie stacje metra w wielkich metropoliach. Tosty, muzyka, lekki półmrok – to kwintesencja baru Kąsek, a także dawnego przejścia na Świdnickiej.
WIĘZIENNA
Pub na Więziennej działa nieprzerwanie, co jakiś czas zmienia wyłącznie wystrój, nazwę, menu i właściciela (teraz lokal nazywa się Motyla Noga). Klimatyczna piwnica, małe okna, lekki półmrok, cegła na ścianach. ,,To kiedyś była mordownia”- wspomina dawny student wrocławskiej Akademii Wychowania Fizycznego. Piwo na Więziennej smakowało inaczej – miało w sobie coś pociągającego i mistycznego. Człowiek, przekraczając bramy dawnego więzienia, czuł się jakby wchodził do karczmy wyjętej niejako z twórczości Tolkiena. W lecie zimne wnętrze piwnicy smakowało ulgą. W zimie natomiast ciepłe, wydychane z ust powietrze nie uciekało szybko, a unosiło się w powietrzu jeszcze przez wiele godzin.
TARGOWISKO NA GRUNWALDZKIM
Dżem, mydło i powidło, ale także wydziergane własnoręcznie skarpety, kasety – jednym słowem wszystkie towary i dobra luksusowe nadające szarej codzienności koloryt. Krzyk przekupek, kolorowe kurtki z ortalionu, sterty ubrań na składanych stołach i kosze z warzywami – targ na Placu Grunwaldzkim był całkowitym przeciwieństwem współczesnego Pasażu Grunwaldzkiego. Nie było czysto, nie było schludnie, nie było biało. Było swojsko, rubasznie, trochę dziko. Stoiska, przykryte krzywymi daszkami z blachy, przywodziły na myśl stragany na wiejskich festynach. W labiryncie targowiska było łatwo się pogubić. Teraz jednak dumnie piętrzy się Pasaż – jego korytarze zawijają się, tworzą niejako owale, w których teoretycznie zgubić się nie można. Człowiek jednak nieustannie goni za swoimi plecami, zataczając kręgi.
CZERWONA BUDKA I RURKI Z KREMEM
Czerwona budka z białym napisem ,,Rurki z kremem” i logiem Coca-Coli przy drzwiach, przypominająca z zewnątrz bary z automatami bądź lokale z kebabami. Naprzeciwko niej akademik ,,Dwudziestolatka”. Zburzona w 2005 roku i przemieniona w stertę sklejki wciąż pozostaje w pamięci nie tylko studentów, ale także wszystkich wrocławian. Jednak mieszkańcy nie śnią wyłącznie o czerwonej, jak zmarznięty nos, bryle. Przede wszystkim wspomnieniami wracają do chrupiących rurek, wypełnionych po brzegi waniliowo-śmietankowym kremem. Nieporównywalny smak, który według zwolenników lokalu jest ,,niewyrażalny”, nie został do tej pory zastąpiony. I chociaż przy Pasażu Grunwaldzkim postawiono foodtrucki, w których również można zaopatrzyć się w rurkę z kremem, to zagorzali fani poprzedniej wersji lokalu kręcą głowami na ,,nie”.
PIZZERIA BRAVO
Koneserzy pizzy na cienkim cieście, które ugina się po podniesieniu kawałka – nie czytajcie dalej! Pizzeria Bravo, miejsce wciąż na mapie Wrocławia funkcjonujące, to zdecydowanie kontrowersyjny temat. Z pizzą z Bravo jest tak, jak ze Stingiem – kochasz albo nienawidzisz. W rankingu miejsc kultowych pizzeria Bravo znalazła się z prostej przyczyny – bliskość Kampusu Grunwaldzkiego i przystępność cenowa. Być może nie każde podniebienie zadowoli placek gruby jak wełniana skarpeta. Być może nie wszyscy, wybierając się na pizzę, liczą każdą wydaną złotówkę. Być może, nie każdy jest w stanie zaakceptować ser tak tłusty, że lepią się palce. Jednak mimo podzielności zdań w tej materii, Bravo może zostać nazwane miejscem ważnym dla Wrocławia i młodzieży, która w tym mieście postanowiła się kształcić.
KNYSZA NA DWORCU GŁÓWNYM
Kolejny temat budzący we Wrocławiu kontrowersje. Czy na PKP we Wrocławiu można spróbować jeszcze prawdziwej, wrocławskiej knyszy? Czy istnieje jeszcze ten kultowy smak, kojarzący się z pobrudzoną sosem wełnianą kamizelką, koczowaniem w nocy na peronie, wsłuchiwaniem się w miarowy, robotyczny głos ,,Pociąg ze Szklarskiej Poręby wjechał na tor szósty, przy peronie pierwszym”? Krążą pogłoski, że w jednym z barów, naprzeciw peronu drugiego, knysza nadal smakuje szalonymi latami dziewięćdziesiątymi. Być może niezbędnym elementem retrospektywnego powrotu do lat młodości będzie konieczność puszczenia na słuchawkach Vengaboys?
Autorka: Miriam Olek
Zdjęcie: Instagram