Scarlet Rivera – prosto z ulicy w trasę z Bobem Dylanem
Jest rok 1975, młoda Scarlet Rivera, trzymająca futerał z wiolonczelą, idzie jedną z ulic nowojorskiego Manhattanu, kiedy jakiś marny, zielony samochód zatrzymuje się tuż obok niej. Mężczyzna, który z niego wysiada, przedstawia się jako Danny, ona jednak szybko się domyśla, kim tak naprawdę jest. Zabiera ją do studia, chce zobaczyć, jak gra, ale też, jakim jest człowiekiem, czy będzie mógł z nią pracować. Tego samego dnia wieczorem, na koncercie Muddiego Watersa, Dylan wchodzi na scenę i przestawia swoją nową wiolonczelistkę.
Donna Shea – tak miała na imię jeszcze miesiąc przed owym spotkaniem – zmieniła się w Scarlet Riverę, ponieważ czuła, że właśnie tak powinna się nazywać. Imię wzięła od maku polnego – szkarłatnego z zewnątrz, a ciemnego w środku.
W studiu Dylan grał utwory, których nikt jeszcze nie słyszał, nie dał jej też żadnych nut ani wskazówek – popłyń albo toń. Wtedy jeszcze nie wiedziała, jak wielki będzie miała wpływ na brzmienie Desire – jego 17 albumu studyjnego. W Hurricane – balladzie o czarnoskórym bokserze, którego niesłusznie oskarżono o potrójne morderstwo, – można usłyszeć, jak ciemne brzmienie wiolonczeli Scarlet wzajemnie uzupełnia się z wokalem Dylana. Desire stało się jednym z jego najlepiej sprzedających się albumów, uzyskując status podwójnej platyny. Co ciekawe, pierwotnie miejsce Rivery miał zająć nikt inny, jak Eric Clapton, dopiero po tym przypadkowym spotkaniu uległo to zmianie.
Jeszcze przed wydaniem albumu zaproszono ją do udziału w Rolling Thunder Revue – trasie złożonej z łącznie 57 koncertów zagranych na przestrzeni dwóch lat. Rivera miała okazję dzielić scenę z największymi gwiazdami owych czasów, w tym z Joni Mitchell, Joan Baez czy też Ringo Starrem. To ona jako pierwsza zaczęła malować swoją twarz do koncertów, a dopiero później zwyczaj ten przejął Bob Dylan razem z resztą zespołu. Na scenie jej wrodzony, mroczny wdzięk zdawał się naturalnie łączyć się z jego ezoteryczną prezencją.
W 2019 roku powstała pseudodokumentacja pt. Rolling Thunder Revue: A Bob Dylan Story by Martin Scorsese, w której poprzez mieszankę fikcji i faktu przedstawione zostały kulisy trasy. Można w niej usłyszeć Dylana opwiadającego o tym, jak wchodząc do pokoju Scarlet, zobaczył węża oraz skrzynię pełną lustr i mieczy. Co prawda wiele przestawionych w filmie scen jest czystym wymysłem reżysera, jednak Rivera przyznała, że na trasę rzeczywiście wzięła ze sobą miecz oraz sztylet.
Po zakończeniu trasy w 1976 roku Rivera zaczęła pracować nad własną muzyką. Na przestrzeni lat komponowała w całej gamie stylów, takich jak jazz, New Age, muzyka celtycka czy też światowa. Ostatecznie jednak ci, którzy ją znają, pamiętają ją jako kobietę, która znalazła miejsce wiolonczeli w muzyce rockowej. Dziś Scarlet Rivera ma 71 lat i pracuje nad memuarem. Pozostaje jedynie czekać, aż podzieli się resztą swoich historii.
Autor: Henryk Mamica-Hüsken
Zdjęcie: Instagram