Szalona Premier League! Czy jesteśmy bliżej poznania mistrza Anglii?
Pierwsza połowa tegorocznej kampanii Premier League przypomina zmagania Zbigniewa Bródki na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Soczi. O zdobyciu złotego medalu przez polskiego panczenistę zadecydowały zaledwie 0,003 sekundy. Czy można wyobrazić sobie bardziej wyrównany wyścig? Wiele wskazuje na to, że o ostatecznym układzie tabeli na wyspach będą decydowały najmniejsze detale, a każde potknięcie może okazać się bolesnym upadkiem bez miękkiego lądowania. Tygodniowa przerwa w rozgrywkach po grudniowym maratonie jest idealną okazją, aby przyjrzeć się temu, kto zawiódł, kto zaskoczył i jakiego zakończenia możemy się (nie)spodziewać.
Jeżeli kibic jednego z klubów angielskiej ekstraklasy cierpi na klaustrofobię, to nie powinien zbyt często śledzić losów swojej drużyny w ligowej hierarchii. Przykładowo, czternaste Crystal Palace traci zaledwie 7 punktów do miejsca gwarantującego udział w Lidze Mistrzów, a różnica pomiędzy liderem z Liverpoolu, a ścigającym go Manchesterem United, wynosi okrągłe zero punktów. Do tego momentu nikt nie potrafił odskoczyć czołówce. Kandydatów do tronu jest kilku.
Czerwona plaga kontuzji
Walec do rozjeżdżania przeciwników, jakim była maszyna Jurgena Kloppa, została pozbawiona kilku kluczowych elementów, przez co nie sieją już tak spektakularnego zniszczenia. Sytuacja The Reds jest odzwierciadleniem warunków, w jakich każdy klub musiał przygotowywać się do obecnego sezonu. Chaos, pośpiech i walka z czasem w połączeniu z napiętym terminarzem, zaowocowały czternastoma kontuzjami, z których najbardziej odczuwalną jest absencja lidera defensywy – Virgila Van Dijka. W całych poprzednich rozgrywkach mistrzowie Anglii stracili zaledwie 15 punktów. W tych, po 17 rozegranych meczach, zgubili już 18 oczek. W ostatnich trzech spotkaniach, ich ofensywa nieco przygasła, strzelając zaledwie 2 bramki. Pomimo tego, Mohamed Salah i tak jest najlepszym strzelcem ligi z 13 trafieniami.
Diabeł tkwi w szczegółach
To właśnie Manchester Utd ma szansę przegonić swoich odwiecznych rywali. Przysłowiowa „Bitwa o Anglię” od wielu lat była jedynie przedawnionym określeniem. Czy będziemy świadkami rywalizacji o mistrzostwo, pomiędzy dwoma najbardziej utytułowanymi klubami w Anglii? Ole Gunnar Solskjaer już nie raz znajdywał się na celownikach kibiców, aczkolwiek cierpliwość zarządu popłaciła. Podopieczni Norwega są niepokonani w lidze od ponad dwóch miesięcy, a od porażki z Arsenalem na 30 możliwych punktów, zdobyli ich aż 26. Dobra dyspozycja klubu z czerwonej części Manchesteru wiążę się z rewelacyjną formą Bruno Fernandesa. Portugalczyk miał udział przy 54% wszystkich trafień, 11 razy wpisując się na listę strzelców i notując 7 asyst. W rozmontowywaniu szeregów defensywnych rywali, pomagają mu Marcus Rashford i Edinson Cavani. Urugwajczyk aktualnie jest zawieszony na 3 mecze z powodu użycia słów „gracias negrito” na portalu społecznościowym.
What does the Fox Say?
Leicester City tym razem nie zamierza odpuścić. Pod koniec ubiegłorocznej kampanii wyłożyli się tuż na ostatniej prostej w walce o top4. Do 37. kolejki walczyli o udział w Lidze Mistrzów, ostatecznie obchodząc się smakiem. Jamie Vardy i spółka, bogatsi o zdobyte doświadczenia, chcą się podnieść i spróbować powtórzyć cud z sezonu 2015/16. Sam 34-latek zdobył już 11 bramek i po raz kolejny powalczy o koronę króla strzelców. Do żywych wraca James Maddison. Spekulacje na temat transferu Anglika z biegiem czasu nabierają na sile, jednak nie przeszkadzają mu w skupianiu się na asystowaniu i kreowaniu szans dla kolegów. Na większą uwagę zasługuje również dobra forma Harveya Barnesa, a cichym bohaterem zespołu, nadającym tempo grze, jest Youri Tielemans. Transfer Wesleya Fofany z Saint-Etienne okazał się być strzałem w dziesiątkę.
The Special One
Jakże nudne byłoby życie fana Premier League bez takiej osobistości, jaką jest Jose Mourinho. Pomimo upływu lat, Portugalczyk nadal wyróżnią się swoimi nietuzinkowymi wypowiedziami, nieprzewidywalnymi reakcjami meczowymi, a jego nastroje zmieniają się jak w kalejdoskopie. Tottenham gra natomiast toporny i niewdzięczny dla oka futbol, polegający na oddaniu inicjatywy przeciwnikowi i skupieniu się na zabójczych kontratakach, w których Son i Kane tylko czekają na trafienie do siatki. W tym „szaleństwie” jest metoda. Koreańsko-Angielski duet wypracował 13 wspólnych bramek, wyrównując rekord Alana Shearera i Chrisa Suttona z sezonu 94/95. Do pobicia duetu Lampard–Drogba w klasyfikacji wszechczasów brakuje im zaledwie trzech goli. Koguty zostały zepchnięte z najwyższej lokaty, ale ta cały czas znajduje się w ich zasięgu.
Wypalenie? Ależ skąd!
Po tym, jak Manchester City został zdeklasowany przez Liverpool w zeszłym sezonie, media spekulowały o pozbyciu się Pepa Guardioli. Obsesja doskonałości Hiszpana bywa też jego wadą. Zawodnicy są bombardowani tonami informacji, każdy ich krok musi być dokładnie przemyślany, nie ma miejsca na przypadek. Zły ruch kończy się dogłębną analizą, nie wspominając o burzliwej reprymendzie ze strony szkoleniowca. Guardiola zna najmniejszą słabość wszystkich przeciwników, więc i jego piłkarze nie mogą odstawać wiedzą. W pewnym momencie pojawia się wypalenie, zarówno u żołnierzy, jak i dowódcy. Obecna forma The Citizens zaprzecza jednak tej teorii. Nie przegrali spotkania w grudniu i gdyby nie fakt, że zagrali zaledwie 15 spotkań, mogliby być na pierwszym miejscu. Co więcej, ich defensywa może poszczycić się najmniejsza ilością straconych bramek. Pod względem formy, Manchester jest najsilniejszym miastem na wyspach.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Jeden bal, dwa kopciuszki
Jeśli przed startem sezonu ktoś obstawiałby, że Southampton i Aston Villa będą walczyły o najwyższe cele, to albo byłby niepoprawnym optymistą, albo jego nos diametralnie zwiększyłby swoją powierzchnię. Zarówno Święci pod przewodnictwem Danny’ego Ingsa, jak i The Villans z Jackiem Grealishem na czele, potrafią zaskoczyć najmocniejszych rywali, o czym dobitnie przekonał się Jurgen Klopp, przegrywając z obiema ekipami. Oczywiście, zdarzają się przeszkody, których nie są w stanie pokonać i być może brak doświadczenia w walce o tytuły, będzie decydującym czynnikiem na linii mety. Jednak dla neutralnego kibica, widowiska z udziałem obu zespołów są zaopatrzone w olbrzymie pokłady emocji. Niech ich sen na jawie trwa jak najdłużej. Miło jest zobaczyć nowych gości, wśród ekskluzywnego, hermetycznego grona, jakim jest elita Premier League
Sinusoida
Start Evertonu zapowiadał się naprawdę obiecująco. Drużyna włoskiego fachowca, jakim jest Carlo Ancelotti, wygrała sześć pierwszych spotkań, rozpalając nadzieję w kibicach na TEN sezon. Nowy nabytek, James Rodriguez, zabłysnął pod okiem szkoleniowca, z którym pracował już dwukrotnie. Niestety, demony z Madrytu powróciły. Po kontuzji doznanej pod koniec października, Kolumbijczyk nie może odzyskać optymalnej dyspozycji, co stanowi skrót jego pobytu na Santiago Bernabeu – przebłyski geniuszu, kontuzja, brak formy – kopiuj, wklej. Problemy The Toffees zaczęły się po zremisowanych derbach miasta Beatlesów. Wydaje się, że kryzys został zażegnany wraz z początkiem grudnia. Licząc punktację od 12. kolejki, Everton zajmowałby drugą lokatę. Pytanie brzmi: Czy tym razem wykorzystają sprzyjające warunki i utrzymają się na fali wznoszącej?
Londyńskie Yin-Yang
Od derbów Londynu pomiędzy Chelsea a Arsenalem, rozgrywanych pod koniec ubiegłego roku, sytuacje obu drużyn odwróciły się o 180 stopni. The Blues, uzbrojeni w garść nowych zawodników, sprowadzonych za niemałe pieniądze, na przestrzeni października i listopada przegrali zaledwie jeden mecz. Z kolei Kanonierzy zanotowali serię siedmiu spotkań bez zwycięstwa, przełamując się w bezpośrednim pojedynku z sąsiadami z zachodniej części stolicy. W sześciu ostatnich kolejkach, Chelsea tylko raz zgarnęła 3 oczka. Przepaść punktowa pomiędzy nimi zamieniła się w malutką, nic nie znaczącą, trzypunktową wyrwę. Frank Lampard od bohatera-odnowiciela spadł do rangi trenerskiego amatora, natomiast Mikel Arteta z wyśmiewanego wuefisty, stał się ekspertem w zakresie gaszenia pożarów. Czas pokaże, czy role odwrócą się ponownie.
Tępe szabelki
Sheffield United postanowiło całkowicie uciec reszcie śmietanki, niestety chyba pomylili kierunki biegu. W ubiegłym roku, byli jedną z rewelacji sezonu w Anglii. Piłkarze Chrisa Wildera nie grali efektownego futbolu, ale dzięki konsekwentnej grze defensywnej, do końca bili się o europejskie puchary. Obecnie, w przeciągu pierwszych 17. kolejek zdobyli zaledwie 2 punkty, będąc najgorszą drużyną w XXI-wiecznej historii Premier League. The Blades znajdują się na autostradzie do spadku, z której ciężko jest zjechać na pobocze i zmienić cel swojej destynacji.
Polska kolonia
Oprócz Jana Bednarka, będącego filarem obrony Southampton, inni Polacy również stanowią o sile angielskich zespołów. Mateusz Klich nadal pozostał nieodłącznym elementem układanki Marcelo Bielsy. Środkowy pomocnik rozgrywa większość spotkań w Leeds od deski do deski, świetnie odnajdując się w ofensywnie usposobionej filozofii Argentyńczyka. Łukasz Fabiański jest numerem jeden w bramce West Hamu, 5 razy zachował czyste konto. Jedynie Kamil Grosicki może narzekać na swój los. Po zwolnieniu Slavena Bilicia i przejęciu West Bromu przez Sama Allardyce’a, sytuacja Polaka nie zmieniła barw na jaśniejsze odcienie. Już w tym okienku transferowym, broniące się przed spadkiem Brighton, zdecydowało się skrócić wypożyczenie Jakuba Modera z Lecha Poznań.
Autor: Miłosz Szade
Zdjęcie: Kelvin Stuttard