Zielona rewolucja – jak „Shrek” zawojował świat popkultury
22 kwietnia to, niewątpliwie, jedna z istotniejszych dat w historii kinematografii i całego globu. To wówczas, choć w różnych latach, powstała Chińska Narodowa Agencja Kosmiczna, założono paragwajski klub piłkarski Sport Áncash Huaraz, a Juan Manuel Rodríguez został prezydentem Salwadoru. Jednak ze wszystkich dwudziestych drugich dni kwietnia, ten w 2001 r. był najważniejszy — wtedy właśnie miejsce miała światowa premiera filmu animowanego Shrek. I choć 20 lat to wystarczająco, by zapomnieć o produkcji, nawet dobrej, Shrek nie opuściły ani naszych ekranów ani myśli.
Na wstępie właściwym byłoby przypomnienie fabuły filmu, choć w przypadku Shreka zdaje się to zbyteczne. Bajka opowiada nam o losach zielonego Ogra o imieniu Shrek, zamieszkującego samotnie dzikie bagno. Ciasne ale własne. Pewnego dnia jego sielanka zostaje zakłócona przez rzeszę bajkowych postaci, wygnanych przez władającego krainą lorda Farquaada. Ten zaś, mimo — raczej mało zatrważających — 120 centymetrów wzrostu, rządził żelazną ręką. Shrek, by pozbyć się natrętnych przybyszy, postanawia wybrać się do lorda i tam — przy użyciu swojej charyzmy i zdolności dyplomatycznych — wyperswadować mu ten pomysł. Towarzyszem podróży, ku niezadowoleniu stwora, staje się gadający Osioł, który prowadzi go do zamieszkiwanego przez Farquaada zamku Duloc. Dotarłszy do celu, bohaterowie stają przed kolejną misją — władca, w zamian za przyjęcie stworów z powrotem, zleca im uratowanie zamkniętej w wieży księżniczki Fiony, którą pragnie poślubić. Spojler: nie poślubi.
Shrek stał się prędko olbrzymim hitem. Zarobił prawie 450 milionów dolarów w światowym box office i zaskarbił sobie uznanie publiczności — nie tylko tej najmłodszej — oraz krytyków. W pierwszym roku od premiery animacja rozeszła się na całym świecie w nakładzie 47 milionów egzemplarzy kaset wideo i płyt DVD. W 2002 r. bajka otrzymała Oscara za najlepszy film animowany pełnometrażowy i nominację za scenariusz adaptowany, a reżyserka, Vicky Jenson, została nagrodzona Złotą Palmą. Na tym sukces się nie skończył — trzy lata później wyprodukowany został sequel opowieści, Shrek 2, którego łączny zarobek w kinach sięgnął prawie miliard dolarów. To jednak także nie wystarczyło i ostatecznie saga urosła do rozmiarów pięciu filmów i paru spin-offów.
Trudne dobrego początki
Bajka nie wzięła się jednak zupełnie znikąd — została dość luźno oparta na noweli Shrek! z 1990 r. autorstwa Williama Steiga. Ogr przedstawiony w książce jest jednak wyjątkowo odpychający i opryskliwy, co — choć niepodobne do postaci znanej z ekranów — współgra z twórczością Steiga. On sam był zaś znany z niezwykle zgryźliwego poczucia humoru, który przelewał na strony swoich przewrotnych książeczek — pisanych niby dla dzieci, a jednak bardziej dla dorosłych. Postać zielonego stwora z bagien zainspirowała jednak twórców filmu na tyle, by na jej podstawie stworzyć całą franczyznę. Już rok po wydaniu Shrek!, Steven Spielberg zakupił prawa do książki, planując wyprodukować tradycyjny film animowany, z Billem Murray’em i Steve’m Martinem użyczającymi głosów głównym postaciom. Ostatecznie film został jednak przeniesiony do nowo założonego studia DreamWorks, w którym sześć lat później rozpoczęto jego produkcję. Projekt przez wielu był skazywany na porażkę i nazywany „gułagiem” jako że wykonujący go zespół składał się w większości z animatorów wyrzuconych z pracy nad innymi filmami. Dla reżyserów, Andrew Adamsona i Vicky Jenson, był to debiut, a sam szef DreamWorks, Jeffrey Katzenberg nazywał produkcję „niskobudżetową” i „eksperymentalną”, co miało tłumaczyć ewentualne fiasko premiery.

Film miał być pierwotnie rejestrowany w ruchu, jednak studio zdecydowało się zatrudnić Pacific Data Images do ukończenia ostatecznej animacji komputerowej. To właśnie efekty graficzne okazały się być jednym z najwyższych osiągnięć komputerowych technologii animacyjnych. Rolę ogra otrzymał Chris Farley, jednak w 1997 r. zmarł, nie ukończywszy nagrań. Choć większość dialogów została zrealizowana, dyrektorzy DreamWorks zaczęli poszukiwać zastępstwa, rozważając ponoć takie kandydatury jak: Nicolas Cage, Tom Cruise i Leonardo DiCaprio. Finalnie miejsce Farley’a zajął Mike Myers, znany z programu Saturday Night Live, Mike Myers. Ten zaś, dołączywszy do projektu, doprowadził do całkowitego przepisania scenariusza, czyniąc z ogra znanego nam zielonego potwora o gołębim sercu. Po tym, jak zakończył pracę lektora, doznał olśnienia — Shrek powinien mieć szkocki akcent. Wobec jego nalegań wszystkie wypowiedzi postaci zostały nagrane ponownie, co miało zająć 11 godzin i pochłonąć 4 miliony dolarów.
Projekt okazał się jednak być tego wart — Boston Globe okrzyknął produkcję mianem „nowej, świeżej i sprytnej”, a Variety określił mianem „natychmiastowego animowanego klasyku”. Shrek przewyższył zarobkami Potwory i Spółka i jako pierwszy w historii Akademii zdobył statuetkę w kategorii najlepszego filmu animowanego, pokonując tym samym produkcję Pixara oraz Jimmy Neutron: Mały Geniusz (film) Nickelodeona.

Skąd ta popularność?
W przypadku Shreka zagrało wiele czynników. W obsadzie filmu zobaczyć (a raczej: usłyszeć) możemy gwiazdy takie jak Eddie Murphy, Cameron Diaz i John Lithgow. Film uświetnia znakomita ścieżka dźwiękowa, z udziałem zespołów Smash Mouth, The Proclaimers i The Baha Men oraz piosenek „I’m a believer”, „All Star” czy „Hallelujah”.
Nie brak w nim także odniesień popkulturowych, w tym ukrytych żartów, między innymi z Matrixa. Ukrytych dla dzieci, ale nie dla dorosłych — ogromną wartością produkcji jest bowiem także fakt, że skierowana jest zarówno do najmłodszych widzów, jak i ich rodziców. Większość błyskotliwych dowcipów umieszczona jest ponad głowami dzieci, dając powody do chichotu także dorosłym. Jak pisze w miesięczniku Film Elżbieta Ciapara: „Dla małych widzów nieczytelne pozostaną wszystkie żarty, dowcipne cytaty, parodie i aluzje, których w Shreku jest mnóstwo. By je odczytać, potrzebna jest pewna znajomość kina i literatury, którą nabywa się z wiekiem. Są więc w Shreku cytaty z Don Kichota i z Pinokia, ale także Absolwenta Mike`a Nicholsa i z Aniołków Charliego. (…) Są postaci z klasycznych bajek – siedmiu krasnoludków ze Śnieżką w szklanej trumnie, ziejący ogniem smok, gadające zwierciadło. Ale również aluzje do konkursów piękności (…), a także ślady wciąż żywej fascynacji Amerykanów teoriami Freuda. (…) Wszystkie te cytaty, aluzje i zapożyczenia zostały ujęte w żartobliwy nawias”.
„Czy Shrek to antydisnejowska baśń?” – grzmiał nagłówek „Entertainment Weekly” miesiąc po premierze. Zwracano uwagę, że szef animacji DreamWorks, Jeffrey Katzenberg, był dawniej prezesem Walt Disney Studios. Odpowiadał za Króla Lwa, Piękną i Bestię, Małą Syrenkę i Aladyna — filmy z okresu nazywanego dziś renesansem studia. Z Disneyem rozstał się w nienajlepszej atmosferze. A jednak Shreka kojarzymy nie z otwartą wojną z innymi produkcjami, a subtelnymi, niegroźnymi prztyczkami w nos. Prztyczkami nie w stronę twórców i producentów, a samych bajkowych schematów, którym film przeczy. Parodiuje dobrze znane bajki, stawiając w samym środku historii zielonego stwora z bagien, księżniczkę, która decyduje się zostać ogrem i gadającego Osła zamiast rączego rumaka. W Tygodniku Powszechnym przeczytać możemy: „Obsadzić w roli amanta niechlujnego grubasa, który nie używa szczoteczki do zębów i uczynić go wiarygodnym – to zadanie karkołomne. A jednak udało się i odtąd żaden blond królewicz nie będzie bezpieczny – topos został nadgryziony, nieskazitelny wizerunek upstrzyły muchy ze shrekowego bagna, obcisłe rajtuzy już nie wystarczą”.
Shrek po polsku
Na język polski Shreka przełożył lingwista, Bartosz Wierzbięta, dodając do niego pewną finezję i rodzimy żart. Polska wersja językowa stała się więc nie tylko odbiciem oryginału, a własną, żyjącą niemalże swoim życiem, produkcją, porównywalną pod tym względem do młodszej o rok Asterix i Obelix: Misja Kleopatra. Część dialogów została celowo przeinaczona, wykorzystane zostały cytaty z polskich kultowych filmów i reklam. Polakom podarowano więc nie generyczną, mainstreamową hollywoodzką produkcję a film odnoszący się do rzeczywistości znad Wisły. Anglosaski Muffin Man stał się więc Żwirkiem i Muchomorkiem, a Osioł parafrazował „Śpiewać każdy może”. Na pewno każdy z nas pamięta też kultowy tekst: „Zainwestuj w tik taki, bo Ci jedzie”, który królował niegdyś a szkolnych korytarzach.
W rolach postaci usłyszeć można Zbigniewa Zamachowskiego, Adama Ferencego, Agnieszkę Kunikowską i Jerzego Stuhra. Szczególnie ten ostatni, użyczający głos Osłowi, przeszedł do historii polskiego dubbingu. Część dialogów przeszła do języka potocznego i na stałe zakorzeniła się w naszej popkulturze, stając się punktem odniesienia dla wielu innych produkcji. Shrek także w Polsce stał się ikoną kina familijnego, filmem oglądanym przez całe pokolenia. Wierzbięta swoją pracą dał początek podobnym praktykom, okrzykniętych następnie mianem „wierzbiętyzmów”, gdy tłumacze spolszczali produkcje, nadając im własny, niepowtarzalny, polski sznyt.
Sukces… i co dalej?
Jak wiadomo, Hollywood stoi franczyznami — w 2017 r. wszystkie filmy z pierwszej dziesiątki najlepiej zarabiających w USA stanowiły sequele, remake’i lub fragmenty filmowych uniwersów. Toteż i Shrek nie mógł obyć się bez kolejnej części… albo trzech. Jednak powiedzenie „im dalej w las, tym więcej drzew” sprawdziło się i w tym przypadku — o ile pierwszy sequel spotkał się z pozytywnymi opiniami, o tyle następne oceniane były gorzej. Do obsady drugiego filmu o ogrze, tym razem poznającym teściów, dołączyli, między innymi, Antonio Banderas w roli Kota w butach, i Julie Andrew jako Królowa Lilian, mama Fiony. Produkcja nominowana została do Oscara. Shrek 2 okazał się najlepiej sprzedającym filmem na amerykańskim rynku w 2004 r., wygrywając w tym wyścigu z produkcjami takimi jak Władca Pierścieni: Powrót Króla oraz Harry Potter i więzień Azkabanu, a także drugą częścią Spider-Mana. Po dobrze przyjętym Shrek 2, w 2007 r. przyszła pora na Shrek 3, którego fabuła obejmuje poszukiwania nowego władcy Zasiedmiogórogrodu i początki powiększania ogrowej rodziny. Trzy lata później na ekrany wszedł Shrek Forever After, w którym główny bohater, przechodzący kryzys wieku średniego, trafia do alternatywnej rzeczywistości rządzonej przez Rumpelstiltskina, niegodziwego karła, i w przeciągu doby musi odwrócić zaklęcie. Także spin-off, Kot w butach z 2011 r., nie mógł poszczycić się fabułą dorównującą pierwszej części kultowej serii, co zszargało nieco jej reputację. Mimo że zarówno sequele, jak i produkcje „dodatkowe”, wydane jako krótkometrażowe filmy świąteczne — Pada Shrek (Shrek the Halls) i Shrek ma wielkie oczy (Shrek Shrekless) — odniosły swoisty sukces komercyjny, część fanów prędko zdecydowała, że tylko dwie pierwsze jej części zasługują na uznanie.
Po wydaniu Shrek Forever After pojawił się pomysł kolejnej części, jednak został on porzucony przez CEO DreamWorks. W 2016 r. , ogłoszono, że Shrek 5 zostanie wydany w 2019 r., jednak produkcja wciąż jest w tracie realizacji. Aktualnie zapowiedziany jest na 2022 r., i — jak przekonują twórcy — będzie rebootem, czyli filmem nawiązującym do wcześniejszych, jednak nie będącym ani sequelem, ani prequelem. Według Michaela McCullersa, autora scenariusza, ma to być odświeżenie serii, jej „mała rewolucja”. Swój udział zadeklarowała stałą obsada, mają także pojawić się zupełnie nowe postaci.
Shrek jest wszędzie
Choć po ostatniej części zdawać się mogło, że seria straci na znaczeniu, fani zagwarantowali jej prawdziwy renesans. Od lat mamy do czynienia z odrodzeniem bajki, wszechobecnej w popkulturze i w naszej codzienności. Wielu artystów jest zdania, że sukces produkcji liczy się nie w sprzedanych biletach czy zarobionych pieniądzach a w liczbie szkolnych teatrów jej poświęconych. Jeśli przyjąć tę teorię — Shrek faktycznie zawojował świat. Także ten polski. Uczniowie Szkoły Ponadgimnazjalnej w Przodkowie podbili internet Shrekiem… po kaszubsku. Podłożyli głos do sceny urodzin ze Shrek Forever After i w kilka tygodni film zdobył 73 tysiące wyświetleń.
W internecie znaleźć można także inne projekty inspirowane Shrekiem — między innymi Shrek Retold. Ten trwający 1,5 godziny film w kilka dni obejrzało ponad milion osób — dziś jest to ponad 6 milionów. W tworzenie tego remake’u zaangażowane było ponad 200 osób z całego świata a sklejanie nagrań trwało rok. Jakby tego było mało, Shrek zawitał także na deskach światowych teatrów, za sprawą musicalu autorstwa Jeanine Tesori i Davida Lindsay-Abaire. W 2008 r. można go było podziwiać na scenie Brodway’u, a po 500 spektaklach przejęty został przez angielski West End. Został także nagrany i wydany w USA i Wielkiej Brytanii na DVD i Blu-ray’u, jest także dostępny na tamtejszej platformie Netflix.
Wszystkie drogi prowadzą do memów
Odrodzenie fandomu Shreka nie mogło się jednak dokonać chyba nigdzie indziej niż w internecie. To zaś za sprawą słynnej copypasty „Shrek to miłość, Shrek to życie” z 2012 r. I choć wielu internautów uznało materiał opublikowany na portalu 4chan za bardzo niepokojący, a nawet obrzydliwy, to właśnie on dał Shrekowi drugą młodość. Młodość inną niż pierwsza — bardziej w roli ikony memów niż filmu. Ale ikony.
Miłość do Shreka zapoczątkowała także tradycję konwentu Shrekfest, chyba jednego z najdziwniejszych i najzabawniejszych zjazdów fanów filmu na świecie. Pierwotnie fałszywe wydarzenie-żart na Facebooku stało się wkrótce prawdziwą impreza liczącą tysiące uczestników. Popularność Shrekfestowi zapewnił także wspomniany już remake Shrek Retold, za którego sukcesem stał youtuber o nicku 3GI. Wydarzenie organizowane przez wiernych fanów zielonego ogra przyciągnęło uwagę amerykańskich mediów, z uwagi na rozmach, zaangażowanie uczestników i proponowane aktywności — zawody w jedzeniu cebuli na czas czy ryczeniu jak ogr.
Z uwagi na trwającą pandemię, zeszłoroczny wrześniowy Shrekfest odbył się w całości online na platformie Twitch. Nie zabrakło jednak atrakcji — gier z nagrodami, quizów, premier wideoklipów oraz nowych krótkometrażowych filmów animowanych poświęconych postaci zielonego ogra i jego przyjaciół. Wszystkie zebrane fundusze, pochodzące między innymi ze sprzedaży różnych markowych gadżetów, miały zostać przeznaczone na rzecz rozmaitych organizacji działających na rzecz równości społecznej.
Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego internauci tak upodobali sobie bajkę. Ich zamiłowanie do Shreka przypomina nierzadko obsesję — ale obsesję w gruncie rzeczy niegroźną i urokliwą. Internet jest pełen niewytłumaczalnych trendów, żartów i koncepcji parodii, które są i powinny być zupełnie niezrozumiałe dla przypadkowych odwiedzających. Kreują bowiem zamkniętą, zżytą społeczność, którą łączy wspólny humor — im bardziej absurdalny, tym lepiej. Nie ma więc chyba genezy ani argumentów mogących nam dziś wyjaśnić, czemu Shrek podbił serca tłumów. To czysta ironia, ale mająca sens. Shrek w 2001 r. wyprzedził swoje czasy, był nowy, świeży i ekscytujący. I ta właśnie ekscytacja pozostała w fanach, tworzących animacje i fan-arty, organizujących zloty, zjazdy czy wspólne śpiewanie przeboju „All Star” — równie wspaniałego, co kiczowatego. Po tylu latach zdaje się to być jednym, uzgodnionym żartem — nikt już nie wie, co go właściwie śmieszy, ale się śmieje. Shrek stał się symbolem — choć niewiadomo właściwie, czego — i ucieleśnieniem rozrywki, choćby dziwacznej.
Wielu miłośników kina i kultury wysokiej może być oburzonych, że familijna produkcja stała się jednym z najbardziej bezsensownych memów w historii internetu. Jednak, jak wiadomo, ogry — tak jak cebule — mają warstwy. Miłość wobec Shreka także jest wielowarstwowa — począwszy od uznania dla ścieżki dźwiękowej i animacji, przez docenienie subtelnej ironii narracji, po „memiczność” głównej postaci. Trzeba się tylko wgryźć.
(Dla wciąż poszukujących odpowiedzi — krótki przewodnik po ogrowych memach):
A comprehensive guide to the best Shrek memes on the internet
Za sprawą firmy Fanthom Events, która nawiązała współpracę z Universal Pictures i DreamWorks Animations, Shrek wrócił na 20. urodziny do kin. Nowa wersja animacji w 4K ma trafić do sprzedaży w maju. Sprzedaż Shrek 20th Anniversary Edition ma nastąpić 11 maja 2021 roku — niewiadomo jednak, czy Polska także zdecyduje się na podobne pokazy.
To jednak świetna okazja, by, nawet w domowym zaciszu, sięgnąć po produkcję i przypomnieć sobie, za co ją tak kochamy. Nie należy tu przejmować się nazbyt opiniami krytyków i zalecane jest obejrzenie całej sagi.
I choć 20-letni film, jak na amerykańskie standardy, pić jeszcze nie może, już proponuję wziąć za niego toast.
Autor: Barbara Balicka
Zdjęcia: https://screenrant.com/, https://thedailyaztec.com, https://Reddit.com, https://hotspotsmagazine.com, https://pl.pinterest.com,