Ta dziwna

Zawsze byłam jakaś inna. Niby każdy mówił, że ładna, inteligentna ze mnie dziewczyna, ale w praktyce nie miałam prawie żadnych znajomych, oprócz tych poznanych w internecie.

W niekomputerowym życiu miałam tylko jego, Krzyśka. Był moim jedynym przyjacielem. Świetnie się dogadywaliśmy. Czasem odnosiłam wrażenie, że porozumiewamy się bez słów. Zawsze też bardzo lubiłam w coś grać, oglądać anime czy poznawać historie magicznych bohaterów. Do dziś jestem fanką takich rozrywek. Nie interesowało mnie dorosłe życie mimo tego, że weszłam  w nie wielkimi krokami.

Tato zawsze wchodził do mojego pokoju bez uprzedzenia. Właśnie wtedy, kiedy grałam w grę. Szparę między drzwiami a futryną zasłaniałam ręcznikami po to, by nie widział światła monitora. Nasłuchiwałam, czy ojciec nie wchodzi po schodach, by móc szybko wygasić ekran. Niestety, czasem, gdy za bardzo oddawałam się meczowi, on niezauważalnie znajdował się tuż za moim plecami. Zazwyczaj zaczynało się od wrzasku.

Dziewczyny nie powinny grać na komputerze, to rozrywka dla chłopców. Tyle razy ci to powtarzałem – krzyczał, nie zważając na to, że koledzy z którymi gram wszystko słyszą.

Tato, ale wiesz, że to jedyne co tak naprawdę mi wychodzi, lubię to robić. Proszę, pozwól mi dokończyć tę rundę i obiecuję, że to będzie ostatnia. Przynajmniej dziś – mówiłam ze strachem w głosie, wiedziałam, co się zaraz stanie.

Ty mała kurwo, nie rozumiesz co do ciebie mówię? Idź na dół do matki, bo ci ten komputer na łbie rozwalę – wiedział dobrze, że się go boję. Te wyzwiska zawsze działały tak samo. Z płaczem odchodziłam od komputera. Nie było mi aż tak przykro z powodu tego, że muszę skończyć ulubione zajęcie. Najbardziej bolało to, w jaki sposób traktował mnie ojciec.

Należę do bogatej rodziny, wywodzącej się ze znanego warszawskiego rodu. Nasz dom rodzinny jest ogromny. Siedem sypialni, mimo że cała rodzina zajmuje cztery.  Wśród tych ścian jest tyle pustki i zła, a mogłoby być tyle ciepła oraz dobra. Wszystko wokół wydaje się sztuczne. Relacje, między nami, dziećmi, a rodzicami. Między rodzicami i sąsiadami, znajomymi, a przede wszystkim, między sąsiadami, a nami. Wszyscy myśleli, że jesteśmy idealną wspólnotą. Zrodzoną z tej samej krwi i w tej samej miłości. Gówno prawda.

Gówno prawda, mamo! Nienawidzę was, a ojciec przegiął – właśnie z takimi słowami na ustach wybiegłam z domu. Nie planowałam wracać. Miałam dość wszystkiego. Pobiegłam do mojego, i Krzyśka, ulubionego miejsca. Opuszczony budynek przy lasku, do którego uwielbialiśmy chodzić. Skumulowanie domowych wydarzeń, związanych z brakiem znajomych, odnajdywaniem się tylko w internetowym świecie i niemożnością pogodzenia i poradzenia sobie ze wszystkim. Jedynego przyjaciela już też nie chciałam martwić.

Trzecie piętro, a pode mną pełno szkła. Stanęłam na parapecie. Nie chciałam tego robić, ale nie widziałam już dla siebie innego wyjścia. Jeszcze jeden krok do przodu i będzie wieczny spokój. Zamknęłam oczy, by skoczyć. Nim się spostrzegłam, poczułam delikatny dotyk. W ostatniej chwili Krzysiek ściągał mnie z ramy okna. Nawet nie zauważyłam, a on stał tuż za mną. Roztrzęsiona i przerażona jego obecnością zapytałam – skąd się tutaj wziąłeś? Przecież nikomu nie mówiłam, gdzie idę po prostu coś poczułem, wiedziałem, że tu jesteś, ale nie wiem skąd. Przyszedłem do ciebie, bo byłem prawie pewien, że zagraża ci niebezpieczeństwa. Jak widzisz, nie myliłem się – odpowiedział i mnie przytulił.

Od tej pory wszystko było inne. Miesiąc później Krzysiek popełnił samobójstwo. Mnie uratował, a sam się zabił. Może ta historia jest błaha. Brzmi jak te wszystkie smętne, pisane na kolanie, opowieści trzynastolatek. Ale tak właśnie było. Wszystko, co chcę przekazać, to co do tej pory przeczytaliście, to tylko wprowadzenie. Najistotniejsza część tego wywodu zaczyna się, gdy wszystko wokół mnie powoli się normuję. Zaczynam mieć dobry kontakt z rodzicami. Oni rozumieją mnie, tato zaczął chodzić do psychologa, ja poszłam na studia dla pasjonatów gier komputerowych. A zaocznie uczę się projektowania postaci.

Moment mojej próby samobójczej był takim, w którym czuwał nade mną anioł. Po jego śmierci nie zmieniło się tylko jedno. Czułam obecność nieucieleśnionego przyjaciela, w niemal każdej sekundzie mojego życia. Tęskniłam za nim bardzo, na szczęście towarzyszył mi zawsze, gdy potrzebowałam wsparcia, ale również, kiedy przeżywałam radosne chwile. Odnoszę wrażenie, że jest świadkiem każdego mojego kroku w tył, i każdego w przód. On nie radził sobie ze światem żywych. Ale doskonale wychodzi mu dopingowanie mnie z oddali. Już nigdy nie będę samotna. Gdy poznawałam nowych ludzi, to on popychał mnie do działania, otwierał umysł, pomagał wykorzystać pasję do bycia lubianą, odbierał myśli o byciu tą dziwną.


autor: Patrycja Choińska

zdjęcie: Freepick.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *