Istny blamaż KIZ #3
Idąc za stwierdzeniem, że prawda jest zgodnością myśli z rzeczywistością, jestem Wam winna kilka słów wyjaśnienia. W poprzednich częściach Kolumny Instagramowych Zachwytów pokazałam moje cukierkowe, pełne ekscytacji i aprobaty spojrzenie na Instagram. Nie kłamałam, może odrobinę idealizowałam. Już wyjaśniam…
Jest piątek, 23:00. Dzień rozpoczęłam o 6:30, trwa on już 16,5 godziny. Mój telefon twierdzi, że na media społecznościowe poświęciłam/ zmarnowałam prawie 8 godzin. To daje praktycznie 50% całego dnia. Jeśli mam być z Wami, i sobą, całkowicie szczera – jestem tą statystyką lekko… przerażona.
Żeby było jasne, nie cofam, absolutnie, tego, co pisałam wcześniej. Nadal uważam, że Instagram ma potencjał. Zarówno artystyczny, jak i merytoryczny. Poleceń wciąż jestem pewna, i jeśli tylko macie chęć, zapraszam do przeczytania ich ( TU i TU ). Ale spójrzmy prawdzie w oczy, te statystyki to szaleństwo. Tak nie może być. Właściwie… może. Lecz, tak czuję, przekroczyłam pewne granice absurdu.
Mam podejrzenia, zakrawające o pewność, że nie jestem w tym blamażu odosobniona. Pozornie, towarzyszy mi wrażenie, że doskonale zarządzam czasem. Powiedzmy, że 30% tych godzin, które wyliczył mój smartfon, poświęciłam na komunikowanie się z ludźmi, pracę w SM. A co dalej? Strach pomyśleć jakim produktywnym nadczłowiekiem mogłabym się stać, wykorzystując dzień w rozsądny sposób. Gdybym, po zamknięciu laptopa, nie sięgała po telefon, sprawdzając, co słychać w „małym Internecie”.
Może trochę mniej denerwowałabym się na naglące terminy, mnogość otwartych zakładek, gdy próbuję sobie udowodnić multitasking i posiadanie podzielności uwagi. Może zamiast mówić o tym, co robię, zrobiłabym to i szybciej chwaliła się efektami? Nie wiem, tego akurat nie wiem. Wiem tyle, że smartfon mam gorący, jak moje serce.
Po co o tym mówię? Trochę w ramach autoterapii, trochę w ramach apelu. Żebyście nie musieli pisać takich WORDS OF SHAME. Co prawda, dzięki Instagramowi stałam się właścicielką zestawu do kaligrafii (jak prawdziwa skryba), zainspirowaną posiadaczką idealnie uporządkowanych szuflad z ubraniami, i człowiekiem z zaspokojoną potrzebą oglądania ładnych rzeczy (na przykład, zdjęć z teleskopu Hubble’a). Ale, cholera, 8, słownie osiem, godzin?!
W 2017 roku brytyjska fundacja Royal Society for Public Health i organizacja Young Health Movement opublikowały raport #StatusOfMind, w którym opisano oddziaływanie mediów społecznościowych na zdrowie psychiczne młodych ludzi. Jego wyniki pokazały, że cztery spośród pięciu badanych platform wzmagają lęk. Niechlubnym liderem jest Instagram.
Wyniki niektórych badań sugerują, że media społecznościowe mogą powodować cierpienie psychiczne, depresję i samotność. Na przykład badania z 2019 r. dowodzą, że rezygnacja z korzystania z najpopularniejszych portali społecznościowych może poprawić ogólny poziom samopoczucia.
Badanie dotyczące ilości spędzonego czasu w social mediach zrobiłam sama na sobie. Wykazało ono, że 100% badanych jest rozwścieczonych i zażenowanych obrotem spraw. Nie chciałabym demonizować, skrajności nie są fajne. Co dalej? Kluczem jest rozsądne zarządzanie czasem, który poświęcam(y) na scrollowanie ekranu telefonu. I świadome filtrowanie treści, które przyjmujemy do swojego umysłu.
Niech one będą przyjazne, inspirujące, prawdziwe. Do tego przydadzą się: umiejętność analizowania, oddzielania fikcji od faktów, krytycznego myślenia, poprzednie wyselekcjonowane polecenia. I, pewnego rodzaju, egoizm w dopuszczaniu lub, jeśli trzeba, blokowaniu komunikatów, które mogą sprawić, że poczujemy się gorzej.
Ulżyło mi.
#beresponsible
Karolina Augustyn