Młodości, ty z Ekstraklasy wylatuj…

Adam Buksa, Jarosław Niezgoda, Radosław Majecki i Patryk Klimala. Mam nadzieję, że kibicom polskiej Ekstraklasy przyjemnie się tych panów na naszych boiskach oglądało. Liczę również na to, że na długo państwo zapamiętacie bramki, które zdobywali, czy jak w przypadku Majeckiego, których strzeleniu zapobiegli. Wszyscy się nacieszyli? Lepiej żeby tak było, bo za nami znaczna część zimowych transferów, a każdy kto zna się choć trochę na polskiej piłce wie, co to oznacza.

Gdyby wszystkie okienka transferowe w polskiej lidze były filmami, to każdy z nich byłby identyczny. Co więcej, nakręcony przez tych samych ludzi. Ludzi, którzy wiedzą, że robią to źle, ale albo są zbyt nieporadni, aby to zmienić, albo po prostu wolą się tym nie przejmować, bo im za to płacą. Ten sezon, nawet jak na warunki naszej ligi, jest bardzo wyrównany. Dość powiedzieć, że przed inauguracją rundy wiosennej, między pierwszą a ósmą drużyną w tabeli jest ledwie osiem punktów różnicy. Dla wielu zespołów to wielka szansa, by wreszcie powalczyć o podium i grę w europejskich pucharach. Jak zatem zimą „wzmocniły” się czołowe polskie zespoły?

Wyścig „zbrojeń” rozpoczęła Pogoń Szczecin, która jeszcze w grudniu sprzedała do amerykańskiego New England Revolution swego najlepszego strzelca, 23-letniego Adama Buksę, za 4 mln euro. Tak ogromnego „wzmocnienia” rywali nie mogła znieść Jagiellonia Białystok. Zespół z Podlasia nie marnował czasu i dość szybko wytransferował swojego topowego napastnika, 21-letniego Patryka Klimalę, za podobną co szczecinianie kwotę do szkockiego Celticu Glasgow. To było za dużo. Jagiellonia i Pogoń rozsierdziły Legię Warszawa, która i tak była wciąż zirytowana utratą tytułu mistrzowskiego na rzecz Piasta Gliwice. Stołeczny klub nie mógł sobie pozwolić na stratę miana króla „wzmocnień”. Jeszcze przed końcem stycznia z Warszawy za niecałe 4,5 mln euro do USA (Portland Timbers) odszedł lider klasyfikacji strzelców Jarosław Niezgoda, a także za rekordowe dla naszej ligi 7 mln euro do AS Monaco odszedł 21-letni bramkarz Radosław Majecki. Akurat w jego przypadku coś poszło jednak nie tak i młody golkiper został od razu, do końca sezonu, wypożyczony do Legii.

Tak oto prezentują się największe „wzmocnienia” polskich klubów walczących o najwyższe cele. Teoretycznie można by było pochwalić Cracovię oraz Śląsk Wrocław, że nie sprzedały swoich najlepszych napastników. Przy czym tam akurat gole rozkładają się w ten sposób, że nikogo wyróżniającego się tam nie ma. Natomiast gdyby był… to już by go pewnie nie było. Zwłaszcza jeśli byłby młody, gdyż żaden z wymienionych wyżej zawodników nie miał więcej niż 23 lata. Jeszcze bardziej ciekawie robi się, gdy spojrzymy na ich następców. Pogoń uznała, że mają już w swojej kadrze odpowiedniego człowieka. To niespełna 30-letni Grek Michalis Manias, który jesienią sromotnie przegrał z Buksą walkę o miejsce w składzie, a nawet jeżeli grał, to beznadziejnie. Legia natomiast postanowiła zadbać o przyszłość zespołu. Bowiem jak inaczej określić fakt, że następcą Niezgody zostanie niemalże na pewno 30-letni Czech Tomas Pekhart. Tenże zawodnik miał ostatnio problem z regularną grą w drugiej lidze hiszpańskiej, a w całej swojej karierze w niespełna 300 meczach strzelił 72 gole. Mierzący 194 cm wzrostu Czech, dawno po szczycie swojej kariery, który nigdy nie wiadomo jak dużo nie strzelał. Idealny przepis na napastnika na miarę tytułu mistrzowskiego. Jagiellonia natomiast nieco się postarała i wydała pieniądze na nową „dziewiątkę”. Został nią 26-letni (aż dziw że nie 30-letni) Chorwat Jakov Puljić. On akurat nie wygląda nawet tak źle. Poprzedni sezon miał udany, a ogólnie w karierze strzelił dokładnie tyle samo goli co Pekhart, tyle że w 70 meczach mniej.

Nawet uznając, że ten ostatni Chorwat wygląda „jakkolwiek”, to i tak nie da się nie zauważyć fatalnego trendu w naszej lidze. Co pół roku odbywa się exodus ludzi utalentowanych, młodych, gwiazd. Za przykładowego 23-letniego Niezgodę, który ma szansę sporo strzelać w USA, budujemy siłę ligi na 30-letnich Czechach, Grekach, a zaraz pewnie Japończykach czy Kameruńczykach. Ile słyszymy od działaczy na temat obniżającego się poziomu ligi, spadających rankingach, sprowadzania tzw. „piłkarskiego szrotu”? Tyle że potem zawsze jest to samo. Nie mówię, że mamy tę młodzież na siłę tu trzymać. Ale czy naprawdę tacy Buksa czy Klimala nie mogli dograć tego sezonu w Ekstraklasie do końca? Czy naprawdę najlepsze, na co stać Legię Warszawa, to rezerwowy z Las Palmas z drugiej ligi hiszpańskiej? Jeśli tak, to krzyżyk na drogę za każdym razem, gdy będziemy próbowali dostać się do europejskich pucharów. Gdzie, oczywiście, zagramy głównie po to, by wypromować kolejnych młodych i sprzedać ich jeszcze tego samego lata. Może to zatem dobrze, że ostatnio leją nas tam kluby pokroju Dudelange czy Sheriffa Tyraspol. Niewykluczone że bez tego, naszą ligę opuściłoby tylu obiecujących zawodników, że dziś gwiazdą tej ligi byłby 36-letni Paweł Brożek. A nie, czekaj… .

                                                                                             Bartosz Królikowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *