Opatrzność losu – czy dobro potrzebuje zła?

Podczas oglądania telewizji czy czytania portali internetowych mamy styczność z przeróżnymi historiami pokazującymi tragedię. Albo na długo nie możemy wymazać ich z pamięci, albo przechodzimy obok nich obojętnie. W przypadku opcji pierwszej, poczucie niesprawiedliwości wzrasta do niebotycznych rozmiarów, jeżeli nieszczęścia przytrafiają się dobrym, uczciwym ludziom. Pretensje kierujemy do losów świata, a frustracja rodzi w nas pytanie: „Dlaczego dobrych ludzi spotykają złe rzeczy?”.

Seneka w tekście O Opatrzności próbuje wyjaśnić tę zależność. Zacznijmy od samego pojęcia dobra. Według myśliciela jest ono wewnętrzną energią, kumulującą się w człowieku. Nie może jednak tkwić wiecznie w środku. Dobro potrzebuje uzewnętrznienia w walce z trudnościami, musi udowodnić wartość swoją i wartość swojego właściciela. Dobro zobowiązuje – do poznania samego siebie konieczna jest próba. Człowiek dobry musi ukazać swój charakter. Z każdą kolejną wygraną wzrasta poziom jego szlachetności. Właśnie dlatego potrzebuje nieszczęścia – potwierdza ono jego szczęście. Przecież stał się wybrańcem mającym rozwiązanie na każdy problem. Stał się beneficjentem boskiej opieki.

Dzięki temu, tak naprawdę nie spotykają go złe rzeczy. Oczywiście odczuwa on ich obecność, ale zło zamienia na swoją korzyść. Przeciwieństwa wyłączają się wzajemnie. W ostatecznym rozrachunku zło jest tylko pozorną niekorzyścią. Tak naprawdę wychodzi na dobre człowiekowi dobremu. Im więcej przeciwności i niebezpieczeństw, tym lepiej sobie z nimi radzi. Z biegiem czasu nic nie jest w stanie go złamać.

To błogosławieństwo wiąże się z charakterystycznym dla stoików sposobem bytu. Pierwszym krokiem do podjęcia walki ze złem jest poddanie się losom, prawom natury. Świat dąży do wypełnienia pewnych celów, jest nieskończenie powtarzającym się cyklem. Największym wymiarem cnoty jest nie przeciwstawianie się takiemu wymiarowi rzeczy. „Wszystkie sprawy są wplecione w nieprzerwane pasmo wydarzeń – rzeczy nie są igraszkiem przypadku, tylko następstwem przyczyny.” Zamiast użalać się nad niesprawiedliwością losu, myśl stoicka proponuje się z nią zbratać, traktować jak swoistą normalność. Przejmowanie się czynnikami zewnętrznymi uważa za bezcelowe. Wbrew pozorom, nie oznacza to bezczynności i współcześnie pojmowanej apatii. Wręcz przeciwnie, osiągnięcie  szczęścia i niewzruszoności wymaga pracy. Pracy polegającej na analizowaniu swoich emocji, zachowań oraz reakcji na negatywne doznania. Po osiągnięciu ataraksji (brak niepokoju duszy) możemy udowodnić naszą wewnętrzną dobroć w bezpośrednim starciu z nieszczęściem.

Warto poświęcić też chwilę nad istotą opisywanego zła. Przejawia się ono w postaci haniebnych uczynków, nikczemnych myśli, podstępnych zamiarów, chciwości i ślepej żądzy cudzego mienia. Człowiek dobry jest uwolniony od tych czynników, gardzi nimi – szczęściem jest brak łaknięcia szczęścia. Człowiek otoczony jedynie materialnym dobrem straci je przy pierwszym, lepszym potknięciu. Nie udźwignie ciężaru walki o swoją przyszłość i powrotu do wcześniejszego stanu rzeczy. Tracąc namacalne bogactwa staje się bezbronną istotą. Nieporadność wynika z wewnętrznej pustki, która towarzyszyła mu przez cały żywot i teraz daje o sobie znać. Odczuwane szczęście było złudzeniem.

Czy przytoczone procesy pojmowania rzeczywistości sprawdzają się w dzisiejszych realiach?

To zależy – na tak angażujące świadomość pytanie nie ma jednoznacznych odpowiedzi. Osobiście dostrzegam elementy wywodu Seneki, które śmiało można zastosować w otaczającym nas świecie.  Ich funkcjonowanie w znacznym stopniu ułatwiałoby, bądź ułatwia, zmagania z codziennymi trudnościami.  Nie zgadzam się jednak ze wszystkim.

Zastanawia mnie kwestia definiowania człowieka jako człowieka dobrego. Przypuśćmy, że mąż stracił żonę w wypadku drogowym i nie potrafi się po tym pozbierać. Następnie popada w alkoholizm. Zawsze miał nienaganną opinię publiczną, pomagał potrzebującym, trudno było znaleźć jego wrogów. Czy jeśli nie podołał próbie walki z tragedią, to tak naprawdę dobry nigdy nie był? Według teorii Seneki powinien wykorzystać swoją dobroć i obrócić zło na własną korzyść, a zamiast tego nie pamięta, co robił poprzedniego dnia. Czy taki los na pewno wychodzi mu na dobre? Czy ulegnięcie słabości z automatu czyni go złym, chociaż nigdy nie zrobił nikomu krzywdy? W mojej opinii to czyny wobec drugiego człowieka określą siłę naszej dobroci. Jeśli pomagamy innym, inni pomogą nam w czarnej godzinie. Przegrana walka z tragicznym losem nie jest jednoznaczna z utraceniem cnoty.

Popieram natomiast sposób myślenia nakłaniający do nie użalania się nad swoim losem. Zeszły rok pokazał nam, że na wiele rzeczy nie mamy wpływu. Początek pandemii wywoływał przerażenie. Codziennie raporty zza granicy o rosnącej liczbie zarażonych i zgonów. Wirus powoli przenikał do Polski i baliśmy się o najbliższych. Po kilku miesiącach mobilizacji i konsekwentnego uziemienia oswoiliśmy się z sytuacją. Do dzisiaj moglibyśmy przeklinać los za to, że nauka zdalna jest marnym substytutem stacjonarnej edukacji, a w maseczce nie da się oddychać. Do dzisiaj to robimy – nikt nie chce akceptować obecnej rzeczywistości.

Zapominamy o jej powolnej asymilacji i dopiero w chwili kryzysu orientujemy się, że świat nie powinien tak wyglądać. Są dni, kiedy człowiek chce kupić świeże pieczywo właśnie pomiędzy 10-12. Czy jest sens wpadać wtedy w szał? Krzyczeć w niebiosa: Boże! Dlaczego?! Tej irytacji zwykle nie da się powstrzymać, a taki jest właśnie przekaz Seneki – kontrolowanie negatywnych uczuć i przekucie ich w bojową postawę jest objawem prawdziwej cnoty. Czy nie byłoby łatwiej nałożoną z góry niemoc przeistaczać w moc sprawczą? Właściciel upadającej restauracji wyrzuci taką „paplaninę” do kosza, ale zamiast płakać nad rozlanym mlekiem pewnie wolałby nakierować myśli na szukanie nowej formy zarobku. Sztuka wiecznego poszukiwania motywacji do walki jest sztuką często – wydawać by się mogło – niewykonalną, ale kto nie chciałby takiej umiejętności opanować do perfekcji? Taka wizja być może brzmi zbyt hurraoptymistycznie, a nawet naiwnie, ale próbując wdrażać ją w życie, albo nie stracimy na tym nic, albo zyskamy wszystko.


Autor: Miłosz Szade

Zdjęcie: DrStClaire/Pixabay

Miłosz Szade

Pochodzę z wielkopolski, a obecnie studiuję i pracuję we Wrocławiu. Wymarzona praca? Oczywiście Dunder Mifflin Papier Company. Sport jest moim głównym źródłem zainteresowań i to jemu zamierzam poświęcać jak najwięcej czasu. Jestem również otwarty na wszelakie teksty kultury, zwłaszcza te z udziałem Toma Hanksa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *