Czego nauczyły mnie puzzle?
Układankę dostałam od Mikołaja ze szczególnym poczuciem humoru. Bilecik z życzeniami rzucał mi wyzwanie. Tysiąc kawałków. Może one pomogą ci się zatrzymać, znaleźć przestrzeń do refleksji? (…) Od czego zacząć? Jak to wszystko ogarnąć? To już nie jest zabawa. To intelektualne wyzwanie, sprawdzian skupienia i wytrwałości.
Nie cierpię układania puzzli. Nie lubiłam ich już jako dziecko. W przedszkolu nużyły mnie bardziej, niż popołudniowe leżakowanie. Układanie obrazka to działanie niezwykle statyczne, a we mnie aż się gotowało. Chciałam dać upust energii, nie uparcie tłamsić ją w środku. Dziesięć lat później koszmar wrócił. Układankę dostałam od Mikołaja ze szczególnym poczuciem humoru. Bilecik z życzeniami rzucał mi wyzwanie. Tysiąc kawałków. Może one pomogą ci się zatrzymać, znaleźć przestrzeń do refleksji. Obrazek jest skomplikowany. Przedstawia joginkę stojącą na głowie, na tle mozaiki z motywem roślinnym. Nad nią unosi się brązowa plansza z fazami księżyca.
Układanki planuję ułożyć z mamą. Najpierw czuję się zagubiona. Z paczki wyjmujemy tysiąc kawałków. Leżą przed nami, wszystkie małe, o nieregularnych kształtach, zakończone ostrymi krawędziami. Na tym etapie z pojedynczych plansz nie wyłania się żaden obrazek. Od czego zacząć? Jak to wszystko ogarnąć? To już nie jest zabawa. To intelektualne wyzwanie, sprawdzian skupienia i wytrwałości.
Najpierw organizacja przestrzeni. Odwracanie kawałków obrazkiem na wierzch. To żmudna praca. Tworzymy klimat, włączając składankę z YouTube’a. Przestrzeń wypełnia smooth jazz, a my próbujemy zamknąć się w świecie własnych umysłów. Jesteśmy razem, ale jakby osobno. Palce odwracają kawałki. Myśli krążą bez żadnej kontroli i autocenzury. Muzyka staje się tłem do zgoła innych rozważań.
Przechodzimy do strategii. Decydujemy się zacząć od ram obrazka. Szukamy kawałków o ostrych zakończeniach, aby ograniczyć przestrzeń układania. Zupełnie jak w życiu. Potrzebujemy ograniczeń, aby zdefiniować obrazek. Wiedzieć, co ująć w jego ramy, a co odrzucić. Ale strategia szybko zawodzi. Ramy obrazka są białe. Do wypełnienia przestrzeni między nimi pasuje zbyt wiele elementów, z których każdy wygląda tak samo. To nic – pociesza mama – Możemy skupić się na pojedynczych elementach.
Wybieramy jeden wycinek przestrzeni. Mama bierze się za fazy księżyca. Ja podejmuję się niemniej poważnego wyzwania. Mozaiko z kwiatami, nadchodzę! Czy i w życiu nie przychodzą momenty, kiedy całość staje się nie do ogarnięcia? Czasem musimy odpuścić, skupić się na poszczególnych aspektach rzeczywistości. Później zajmiemy się szerszą perspektywą. Złożymy ją w spójną całość.
Technika przynosi efekty, ale tempo pracy pozostawia wiele do życzenia. Złożenie jednego kwiatka zajmuje przeszło czterdzieści minut. To nie koniec. Od kielichów odchodzą rozłożyste liście.
Wyłączam muzykę. Mama milczy. Chyba nawet nie zarejestrowała nagłej ciszy. Wystarczą dźwięki z otoczenia. Szum lodówki, tykanie zegarka – kiedy docierają do nas pozbawione interpretacji, w umyśle pojawia się pewna klarowność, ostrość pojedynczych myśli. Zazwyczaj jesteśmy zbyt ogłuszeni otaczającymi nas bodźcami. Aplikujemy je sobie dosyć instynktownie, nie znosząc ciszy, bojąc się tego, co usłyszymy z własnego wnętrza. Ale teraz zapraszam tę ciszę do siebie. Przyjmuję ją z otwartymi ramionami.
Myślę nad kolejnymi krokami. Szukam kawałków tworzących spójną, dwuelementową całość. Niektóre próbuję dopasować na siłę. Niepotrzebnie. Tą metodą do niczego nie dochodzę. Tracę tylko czas, który mogłabym poświęcić na szukanie wzoru, odrzucanie elementów, które przez swój kształt w żaden sposób nie wpasują się w poszczególne wypustki. Trzeba działać mądrzej.
Po kolejnych czterdziestu minutach mamie kończy się wino, a mnie herbata w dzbanku. Jesteśmy zmęczone, mamy dosyć. Postanawiamy porzucić puzzle, ale nie chowamy ich do pudełka. Anektują stół w jadalni. Przecież jeść można z talerzem na kolanach, a nad puzzlami pochylać się w każdym momencie zatrzymania, w drodze do kuchni czy łazienki. Przystawać przy stole, patrzeć na kawałki i próbować ułożyć choć dwa elementy, zanim pójdzie się dalej.
Chociaż dzisiaj nie ułożyłam niczego, poza dwoma kwiatami i zaczątkiem liści, to czuję, że wykonałam kawał dobrej roboty. Nim zabrałam się za puzzle, w głowie krążyło mi wiele myśli. Układały się w skomplikowane supły, niemożliwe do rozplątania. Ale ja ciągnęłam za nitkę, próbując dojść do kłębka. Na kłębku jest węzeł. Nie da się go rozplątać. Wtedy trzeba porzucić nitkę, odłożyć motek i zakotwiczyć się w rzeczywistości. Nie ma niczego, ponad tu i teraz. Nic więcej, poza kawałkami rozłożonymi na stole. Możemy stworzyć z nich nową przestrzeń, ale nie od razu. Do celu dojdziemy metodą prób i błędów, a bez cierpliwości i uważności nie zbliżymy się nawet do punktu granicznego.
Bądźmy cierpliwi i uważni. Życie jest jak puzzle. Chaos może zniknąć. Wystarczy zaszyć się w sobie nieco głębiej, odciąć trochę bardziej, aby zyskać klarowność myślenia i odnaleźć strategię działania.
Autor: Kaja Folga
Zdjęcie: Björn Larsson/Wikimedia Commons