Kocham Cię i to mnie zabija
Opasłe tomiszcza są, oczywiście, wspaniałą wędrówką przez meandry literatury -niezaprzeczalnie tak jest. Ale przecież powstały, i powstają, również krótkie formy. Nie należy im umniejszać tylko dlatego, że są szczuplejsze od standardu. To tak jak w życiu (przynajmniej z zasady powinno tak się dziać) – liczy się wnętrze. I ja, zdecydowanie, twierdzę, że w przypadku dzieł literackich małe jest piękne. Nie dlatego, że przemawia przeze mnie wewnętrzny leniwiec, ale dlatego, iż niesamowicie przyjemnie jest dzierżyć w dłoniach książkę do szybkiego przeczytania i długiego przemyślenia.
Ze względu na fakt, że w czasach zarazy czytamy więcej (bacznie to obserwuję!)- w czeluściach pamięci odkopałam skrawki wspomnień o istnieniu dzieł Érica-Emmanuela Schmitta, którymi zaczytywałam się niegdyś na potęgę. Schmitt jest francuskim dramaturgiem, eseistą i powieściopisarzem. Większość może kojarzyć jego postać z książką Oskar i Pani Róża (swoją drogą, bardzo piękną). Na czas życia w czterech ścianach oraz dialogów, najczęściej, prowadzonych z samym sobą, chciałabym zaproponować Wam dwie pozycje, które pochłoną Was bez reszty (mam nadzieję!).
Małe zbrodnie małżeńskie to dramat, który czyta się jednym tchem. Oszczędny w środkach wyrazu i didaskaliach. To dialog pary, która niegdyś darzyła się ogromnym uczuciem. Czytając go, ma się wrażenie, że jesteśmy intruzami, podsłuchującymi małżeńską kłótnię. Kłótnię, która jest na tyle wciągająca, że nie jesteśmy w stanie zatkać uszu i po prostu odejść. Słuchamy jej do samego końca, z sercem w gardle.
KIEDY WIDZICIE KOBIETĘ I MĘŻCZYZNĘ W URZĘDZIE STANU CYWILNEGO, ZASTANÓWCIE SIĘ, KTÓRE Z NICH STANIE SIĘ MORDERCĄ.
ÉRIC-EMMANUEL SCHMITT– MAŁE ZBRODNIE MAŁŻEŃSKIE
Historia jest zabawna i przewrotna, ale też dość gorzka. Mamy tutaj miłość, nienawiść, wolność, zaufanie i jego brak, jest też krew i zbrodnia (brzmi jak dobra telenowela). Kierowana do wszystkich, których obchodzą relacje międzyludzkie. W swoim dramacie Schmitt mówi o pułapkach, które zasadza na człowieka dzień powszedni, a raczej spowszednienie, niedopowiedzenia i deficyt otwartości i szczerości. To opowieść o tym , że miłość ma wiele wspólnego z szaleństwem. O tym, jak cienka granica dzieli tę miłość od nienawiści. Nauka o tym, jak bardzo można się pogubić, żyjąc tylko w sferze domysłów.
Ten małżeński dialog dowodzi, iż jedyną pewną w życiu jest zmiana, a bolesna prawda, jakże inna od wyobrażeń, może nadejść i zaatakować w najmniej oczekiwanym momencie. Historia uniwersalna, pełna subtelności i zwrotów akcji, pokazująca, że życie nie jest usłane różami, choć może takie bywać. Na jej podstawie, na deskach Teatru Polskiego, powstał spektakl, który, z pełnym zachwytem, polecam uwadze.
TKWISZ WE MNIE. JESTEM TWOIM ODBICIEM, TY JESTEŚ MOIM, ŻADNE Z NAS NIE MOŻE JUŻ ISTNIEĆ ODDZIELNIE.
ÉRIC EMMANUEL SCHMITT– MAŁE ZBRODNIE MAŁŻEŃSKIE
Czas na drugi dramat Tektonika uczuć. Tytuł i okładka wskazują na romansidło, tak też pomyślałabym, gdyby nie został mi on polecony przez literacki autorytet. Znów mamy parę. Kochającą się na początku swej wspólnej drogi, mamy też bohaterów – komentatorów oraz, jak to w życiu bywa, niejedną mąciwodę. Schmitt, swym bacznym okiem i umysłem ostrym jak brzytwa, dokonuje psychologicznej, laboratoryjnej analizy, z której wynika, że najbardziej intensywne uczucia najciężej od siebie odróżnić. Maskarada, w której człowiek zmienia owe maski niczym rękawiczki.
Na początku poznajemy zakochaną parę, Diane i Richarda, rozstajemy się z nimi w zupełnie innych okolicznościach, niż sugerowały pierwsze strony opowieści. Schmitt porównuje uczucia do wędrujących, wrażliwych na najmniejsze, nieoczekiwane ruchy, płyt tektonicznych. Znów autor pomija zbędne treści i ozdobniki. Bazuje tylko na rozmowie, z której wyczytać możemy wachlarz emocji, dylematów i zawiłości.
CZŁOWIEK JEST TAK SKONSTRUOWANY, ŻE ZRZUCA WINĘ NA INNYCH. ALBO PRZYNAJMNIEJ WYNAJDUJE SOBIE OKOLICZNOŚCI ŁAGODZĄCE.
ÉRIC EMMANUEL SCHMITT- TEKTONIKA UCZUĆ
To nauka o tym, że w życiu nie należy niczego oczekiwać, ale wypada spodziewać się wszystkiego. Pokazuje, jak absurdalne i nieracjonalne są uczucia, którymi targani są bohaterowie. I pewnie nie tylko oni, a wielu z nas. Tutaj mamy obraz miłości niezbyt doskonałej, manipulującej, szukającej potwierdzenia swojego istnienia. I myśl, która wybrzmiewa w głowie jeszcze długo po zatrzaśnięciu okładki – czasu nie da się cofnąć, a wszystko, co robimy, niesie za sobą jakieś konsekwencje. Jak w płytach tektonicznych, jeden mały impuls jest w stanie zrobić wielką wyrwę pomiędzy kawałkami cżłowieczego serca.
KTO JEST DOBRY? KTO ZŁY? NIE MA LUDZI DOBRYCH I ZŁYCH, SĄ TYLKO ZŁE LUB DOBRE UCZYNKI. I LUDZIE, KTÓRZY MIOTAJĄ SIĘ MIĘDZY NIMI.
ÉRIC EMMANUEL SCHMITT- TEKTONIKA UCZUĆ
Nie będę budować wniosków za Was, te dwie, małe, literackie perły dają dużą dowolność interpretacji. Po dłuższym czasie od lektury nie ich treść jest najważniejsza. Najciekawsze jest wrażenie, które pozostało. Zawsze, kiedy myślę o tych dwóch tytułach, przypominam sobie, jak jesteśmy skomplikowani. Jak bardzo uczucia są niemożliwe do wpisania w żaden algorytm. Że każdy z nas jest zupełnie osobnym, niezbadanym i szokującym mikrokosmosem. I jakże ciężko jest dopasować dwa mini-wszechświaty. Niejeden raz może wybuchnąć z tego wielka, kosmiczna wojna.
Karolina Augustyn