Rewolucja jest kobietą
Przetarte jeansy, trampki i wieczna „bitch face”- tak wygląda większość amerykańskich nastolatek w latach dziewięćdziesiątych, kiedy muzyczny świat zalewa fala grunge’u i post-punku. Niezależne wytwórnie płytowe wkraczają na rynek z impetem, a razem z nimi nowy podgatunek, którego nazwa mówi wszystko o jego charakterze.
Riot Grrrl – odbicie czasów, w których kobieta to bunt i rewolucja. Biorąc sprawy w swoje ręce, dziewczyny nie chcą już żadnych kompromisów ani cenzury. I na pewno nie godzą się z określeniem „słaba płeć”, przebijając krzykiem szklany sufit rynku muzycznego.
Era menedżera
W latach osiemdziesiątcy przemysł rozrywkowy rozwijał się jak nigdy wcześniej. Rozpowszechnienie płyt CD, wielkie widowiska muzyczne jak Live Aid, wejście w eter telewizji MTV – wszystko to sprawiło, że w świecie muzyki coś zaczęło się kotłować.
W błyskawicznych przemianach swoją szansę zobaczyły kobiety, które miały dość nienagannego wizerunku płci pięknej w mediach, a w sferze muzyki – punku zdominowanego przez męskie kapele. Chciały w końcu mieć prawo do decydowania o sobie i swojej muzyce, wbrew temu, co promowały wielkie wytwórnie.
Wraz z ich ewolucją, także w sposobie promocji i menedżerowania, pojawiły się określone sposoby kierowania karierą kobiet w muzyce; mogły sięgać do strefy tabu, ale jednak zawsze podtrzymywać status quo. Kontrakty często ograniczały wolność artystyczną, przekazując decyzyjność managerowi.
Riot Grrrls weszły do showbiznesu z impetem i wyrwały mikrofon z rąk mężczyzn. Nagrywały niezależnie, nie wiążąc się z wielkimi wytwórniami, a mimo to ich wkład w popkulturę jest ogromny.
Miały konkretne podejście. Odważnie oskarżały społeczeństwo, które wciąż nie respektowało ich praw. Jednak ta agresja nie brała się znikąd; zastąpiła poczucie bezsilności i ograniczanych szans. Była odpowiedzią na to samo ze strony drugiej płci; również na punkowych koncertach, gdzie kobiety często były molestowane lub nękane. Stała się też sposobem wyrazu feministycznej i anarchistycznej myśli, w ten sposób tworząc z nurtu Riot Grrrls jeden z bardziej radykalnych odłamów feminizmu.
Śmierć w bikini
Riot Grrrls wystartowały w Seattle, gdzie w 1991 roku grupa zaangażowanych muzycznie kobiet zorganizowała meeting na temat seksizmu na scenie punkowej. Zaczęły też produkować krótkie gazetki (ziny), w których, podobnie jak punkowe podziemie w UK w latach siedemdziesiątych, promowały swoje polityczne przekonania. Często łamały w nich tabu i edukowały w sprawach, o których trudno było się dowiedzieć z mainstreamowych mediów (np. seks, aborcja, pomoc osobom molestowanym).
Jedną z gazetek, o tytule Bikini Kill, zredagowała Kathleen Hanna, studentka Evergreen College w Waszyngtonie. Wkrótce, razem ze znajomymi ze studiów, założyła zespół o tej samej nazwie.
Bikini Kill stało się pionierem nowego typu muzycznego wyrazu; teksty piosenek, wykrzykiwane przez Kathleen, łączyły wrażliwość i poetyckość z feministycznymi postulatami. Np. we fragmencie „Rebel Girl” wokalistka porównuje kobietę do rewolucji:
„When she talks, I hear the revolution
In her hips, there’s revolution
When she walks, the revolution’s coming”
W tej piosence Kathleen zachęca też do tworzenia wspólnoty kobiet, w której przyjaźń przeważa nad konkurowaniem. Jednak poza muzyką, przesłanie Bikini Kill miało jeszcze jeden ważny, artystyczny aspekt. Był on realizowany na koncertach, podczas których zespół używał prowokacji i elementów performance’u, żeby jeszcze bardziej zilustrować swój przekaz.
Podwójne standardy
Królową prowokacji była też Courtney Love, żona Kurta Cobaina, idola wszystkich fanów grunge’u. Przez opinię publiczną okrzyknięta jako narkomanka, złodziejka tekstów i zła żona, która doprowadziła męża do samobójstwa; rockowa imprezowiczka niebojąca się rzucić opakowaniem pudru w Madonnę podczas wywiadu (1995, MTV). Nadużywająca alkoholu, zawsze z papierosem w ustach.
A jednak powód, dla którego media piętnowały Courtney Love, miał głębsze podłoże, niż tylko jej niepokorny charakter. Była kobietą w świecie męskiej (jeszcze wtedy) muzyki, którym takie czy podobne zachowania są wybaczane, a nawet idealizowane jako pożywka dla fanów, oczekujących od swojego idola, gwiazdy rocka, określonego image’u.
Love jest ucieleśnieniem Riot Grrrl – można jej nienawidzić, bo uprzejmością nie grzeszy, ale nie można jej odmówić zasługi wypromowania nowego typu kobiecości. Takiego, który wymyka się obyczajowości i nie boi się mówić tego, co myśli. W końcu – bycie sympatyczną nie jest potrzebne w walce z patriarchatem.
Artystka założyła w 1989r. zespół Hole, którego debiutancki krążek Pretty on the inside (1991r.) wywołał niemałą rewolucję w songwrittingu. Prosto z mostu mówi o tematach tabu, a ostry i ekspresyjny głos Love dopełnia punkowo-garażową melodię. Drugie wydawnictwo, Live through this z 1994 roku, było o wiele lepiej wyprodukowane i zmiksowane, a także lepiej wpasowywało się w ówczesne grunge’owe brzmienie, dzięki czemu stało się klasykiem alternatywnego rocka i okryło trzykrotną platyną.
Wraz z sukcesem drugiej płyty Love udowodniła, że kobiece zespoły rockowe nie muszą pozostawać w podziemiu tak jak przez ostatnie dekady, ale mają możliwość przebicia się do mas. Pokazała, że do osiągnięcia sukcesu nie trzeba wcale używać przerysowanej seksualności i kobiecości, jak popowe Spice Girls czy Madonna.
Medialny blok
Podczas gdy zespoły takie jak Bikini Kill i Hole nakręcały machinę Riot Grrrls, amerykańska prasa i media nie były przychylne nowemu zjawisku. Kobiece zespoły z przesłaniem feministycznym zagrażały statusowi, który istniał od dekad w purytańskiej Ameryce (owszem, Amerykanie nie wyzbyli się swoich purytańskich wartości, choć może wydawać się to dość archaiczne i bezsensowne).
Pojawiło się wiele nieporozumień i błędów w medialnej narracji; znaczenie Riot Grrrls sprowadzano tylko do stereotypu wulgarnych punkówek, które paradowały z napisem „slut” (ang. dziwka) wypisanym na brzuchu.
Wiele tematów, na których zależało Riot Grrrls, nie było przekazywanych do wiadomości opinii publicznej; sprawy gwałtów i przemocy seksualnej w latach 90 były wciąż były zbyt ciężkie do udźwignięcia przez media. A przecież właśnie na tym nurt opierał swoje działanie – miał uświadamiać, ostrzegać i chronić kobiety przed przemocą.
Postulaty były zresztą realizowane w praktyce; na koncertach zespołów z nurtu Riot Grrrl zapewniano bezpieczne warunki i przestrzenie dla kobiet. Artystki chciały uniknąć sytuacji, w której uczestniczki koncertów mogłyby zostać molestowane lub krzywdzone przez męską część publiczności. Wtedy nie było to rzadkością w subkulturze punkowej, na koncertach zakrapianych alkoholem i nakręcanych narkotykami.
Na fali nowego feminizmu pojawiły się też zespoły mniej zaangażowane w ruch, ale wspierające go od zewnątrz; L7, Babes in Toyland, 7 Year Bitch, a nawet sama PJ Harvey. Tworzyły muzykę bardziej przystępną (podobnie jak Hole); wciąż są inspiracją dla wielu zespołów i wykonawców indie oraz alternatywnych.
Już nie Riot
Aktualnie też jesteśmy świadkami feministycznej rewolucji w muzyce (i nie tylko w muzyce). Soul i hip-hop od lat są bastionami feminizmu, ale w ciągu ostatnich dziesięciu lat pop również zaczął poruszać ważne tematy.
Coraz więcej nowych artystów rozpoznaje swoją rolę i chce przekazać coś wartościowego. Raperki takie jak Little Simz, Noname, Sampa the Great używają słowa do promowania równości, wspierania się nawzajem i walki o lepszą przyszłość. Neo soulowe artystki: Kali Uchis, Jorja Smith, LION BABE budzą w kobietach zmysłowość i kobiecą intuicję, co jest jednym z charakterystycznych cech trzeciej fali feminizmu.
W dzisiejszych realiach kobiety są świadome, że sensualność i wrażliwość to potrzebne, naturalne i niezaprzeczalne części natury kobiety. Nie potrzeba już radykalnych prowokacji i anarchistycznego negowania konwenansów. Jednak to właśnie Riot Grrrls złamały barierę, która blokowała kobiety przed pełnym wyrażaniem siebie, zmieniły postrzeganie kobiety w muzyce; dokonały rewolucji, o którą tak walczyły.
Wspólna cecha wszystkich muzycznych feministek to akceptacja, która wyraża się we współpracy, wrażliwości i samoświadomości. Nie chodzi o akceptację świata i nierówności, jakie wciąż, niestety, są aktualne, ale o uznanie prawdziwej natury kobiety – z jej wadami i zaletami. Akceptacja faktu, że każdy człowiek jest zupełnie odrębną osobą, która ma prawo do wyrażania siebie w dowolny sposób.
Czy jest to punkowy krzyk, czy subtelny szept, uświadamianie i podbudowywanie dziewczyn jest ważne i potrzebne. Riot Grrrl otworzyły drogę feministycznej ekspresji. Dziś czas otworzyć się na nowe formy wyrażania ich wartości.
Autor: Aleksandra Simla
Zdjęcia: www.p-art-icipate.net, instagram@theriotgrrrlproject