Strachy spod łóżka – o sztuce Aleksandry Waliszewskiej
Oniryczne obrazy warszawskiej malarki nie pozostawiają widza obojętnym. Przykuwają uwagę, dziwią i budzą podświadome skojarzenia z ukrytymi lękami. Są niczym freski z opuszczonego zamku, które w enigmatyczny sposób opowiadają o makabrze.
Pewnego dnia obejrzałam na YouTubie krótki film o tytule „The Perversion Artist”. Analizowane w nim mroczne obrazy, bardzo mnie zaintrygowały. Postanowiłam dowiedzieć się więcej o ich autorce i tak powstał ten artykuł. Aleksandra Waliszewska urodziła się 30 stycznia 1976 w Warszawie. Uzyskała dyplom z wyróżnieniem warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych w 2001 roku. Oprócz malarstwa sztalugowego tworzy gwasze i rysunki. Inspirują ją techniki malarskie XV-wiecznych mistrzów. W twórczości artystki można odnaleźć elementy prac Vermeera, Balthusa czy Francisca Goyi. Bajkowa estetyka zahacza u niej o popularne tematy z horrorów oraz gier wideo. Widz jest przerażony tym, co widzi. Jednocześnie nie może odwrócić wzroku.
Geneza
Waliszewska czerpie garściami z własnych przeżyć, traum, a także podań ludowych. Żonglerka obecnymi w sztuce archetypami oraz nawiązania do dawnych dzieł wskazują na twórcę świadomego i doświadczonego w swoim fachu. Precyzja w oddaniu szczegółów kontrastuje z prostotą kompozycji wprost z ilustracji książek dla najmłodszych. Postacie z obrazów artystki są dość statyczne, wręcz posągowe. To dziwne hybrydy ludzi i zwierząt, występujące w rzadko spotykanych sytuacjach. Tło jest często umownie zarysowane na rzecz akcji dziejącej się na pierwszym planie. Najczęściej w centrum obrazu.
Kariera
Aleksandra Waliszewska cieszy się sporą popularnością na świecie. W 2012 roku magazyn artystyczny EXIT przyznał jej nagrodę dla najbardziej intrygującego artysty. Prace warszawianki można było oglądać w Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Centrum Sztuki Współczesnej, ale także na wielu wystawach zagranicznych. Podobno tworzy jeden obraz dziennie, by nie wypaść z wprawy. W wywiadzie z włoskim artystą Maurizio Cattelano dla serwisu Culture.pl przyznała:
Przede wszystkim, maluję dla samej siebie. Nie mam zamiaru nikogo szokować. Jeśli już, to chciałabym być może kogoś przygnębić. Czczę sztukę renesansu, ale inspirują mnie również pewne elementy tego, co się dzieje teraz. Niedawno namalowałam cykl inspirowany masakrą na norweskiej wyspie Utoya. Myślę, że wynika to trochę z romantycznej chęci odnalezienia „wielkiego tematu” w teraźniejszości. W tym punkcie łączą się moje fascynacje zarówno obrazami sądu ostatecznego Memlinga, jak i japońskimi filmami grozy.
Piwnica lęków
W 2016 roku w kolaboracji z Wiktorem Stribogiem (twórcą „Krainy Grzybów”) stworzyła animację „Piwnica”. Tekst do niej napisał Szczepan Twardoch. To 10-minutowa podróż wgłąb największych strachów z dzieciństwa. Oszczędna muzycznie, niepokojąca wizualnie, pozostaje w głowie na długo. Łączy znaną przestrzeń domową z niezbadanym światem snów tworząc mieszankę dobrze znaną z obrazów Waliszewskiej.
Koszmary na płótnach
Mitologiczne stworzenia i współczesne tragedie koegzystują ze sobą zaklęte w niejednoznacznej przestrzeni snu. Dziewczyny z romantycznych ballad tańczą danse macabre z potworami, ukrytymi w gęstwinie lasu. Niezmącony spokój natury jest świadkiem zbrodni rodem z II wojny światowej. Mężczyzna (a może kobieta w krótkich włosach?) zmierza nocą w stronę samotnego domu. Z nożem. Kogo chce zabić i dlaczego?
Czająca się w mrokach przemoc kryje się u Waliszewskiej między tym, co znane – w domach, lasach, na polach. Kontrastuje z niewinnością dzieci, które w przyszłości dołączą do korowodu absurdalności i bólu dorosłego życia. Tyle, że (najczęściej) dziewczynki Waliszewskiej jakby zdają sobie z tego wszystkiego sprawę. Patrzą widzowi prosto w oczy, mówiąc „Tak, wiem. Świat to chore miejsce, ale jednocześnie tak intrygujące”.
Autorka: Emilia Głowacz
Zdjęcia: Google grafika