Świąteczna magia w książkach
Sielanka. Pachnący pierniczkami, słoneczny, zaśnieżony świat za oknem. Otulający koc, skwierczące w kominku drewno, gorąca czekolada w kubku z nadrukiem osobliwego Mikołaja. Czego tu brak? Dobrej lektury. Zabierajcie swoje wewnętrzne dzieci i czytajcie dalej.
Nie mogłabym zacząć od innej pozycji. Na tapet weźmy Opowieść Wigilijną Charlesa Dickensa. Gęstniejący mrok grudnia to najlepsze okoliczności, w których możemy sięgnąć po tę pozycję. I nie, to, że nie mamy dwunastu lat, w niczym nie przeszkadza.
Kiedy czytałam ją po raz pierwszy, Ebenezer Scrooge, zimny i bezwzględny egoista, uparcie odwiedzał mnie w snach. Wychylał nos ze swojego kantoru i usilnie próbował zachwiać moją wiarę w magię świąt. Pamiętam, jak bardzo dumna byłam z przemiany Ebenezera, koszmary ustały, a magia pozostała bezpieczna, wraz z wiarą w dobre, ludzkie serca.
Dla Dickensa Wigilia Świąt Bożego Narodzenia była pretekstem do stworzenia historii, dającej się sprowadzić do prostego podsumowania, które mimo upływu lat jest niezmienne: warto być człowiekiem, to bezsporne, a jednak na tyle ulotne, że czasem umyka w wirze dbania o swoje „ja”.
— Noszę łańcuch, który sobie ukułem za życia — odparł duch. Sam przygotowałem każde jego ogniwo. Włożyłem go na siebie dobrowolnie, dobrowolnie nosiłem, a teraz dźwigać go muszę przez wieczność.
Charles Dickens
Jostein Gaarder i Tajemnica Bożego Narodzenia. Lubicie kalendarze adwentowe? Ta książka właśnie nim jest. Najlepszym rozwiązaniem jest czytanie jednego rozdziału dziennie, aż do Wigilii. Autor, jak zwykle w nieoczywisty sposób, wprowadza nas w temat z pogranicza historii religii, przeplatającej się z współczesnością. Gaarder opowiada o przygodach chłopca, który znajduje stary kalendarz adwentowy, i z niego dowiaduje się o historii zaginionej przed laty dziewczynki. Dziewczynki, która była w podróży przez czas i przestrzeń. Taka pudełkowa forma opowieści często zdarza się u Gaardera, w jednej historii odnajdujemy kolejną i kolejną.
Grudniowa podróż przez stronnice książki, wraz z Elisabeth i aniołem Efirielem pozwoli lepiej przeżyć Boże Narodzenie i docenić, a może odnaleźć, zagubioną cząstkę niebiańskiej wspaniałości.
Gdyby kula ziemska była okrągła jak piłka […] nie byłoby na niej ani jednej góry. I wtedy nawet kupa kamieni, jeśli byłaby jedyna na świecie, fascynowałaby tak samo jak Mount Everest.
Jostein Gaarder
Czas na deser. Choć ta książka, na pozór, do najsłodszych nie należy, to otula moje serce za każdym razem, a czytam ją regularnie. Na niektórych stronach mojego egzemplarza już odznaczają się ślady przemoczonych kartek. Są to jednak pozostałości po czystych łzach wzruszenia i pewnego rodzaju szczęścia.
Eric Emmanuel Schmitt i Oskar i Pani Róża. Schmittowi jestem wierna od lat, oczarowana i zaczarowana jego spojrzeniem na świat, laboratoryjną analizą rzeczywistości. Doceniam wprawne oko obserwatora i wrażliwość, dzięki której przenosi spostrzeżenia na papier.
Oskara wielu z Was zna. Ten mały wojownik uczy, by na każdy dzień patrzeć tak, jakby miał być ostatnim. Bez smutku, wydumanych oczekiwań, a z radością, zapałem i dobrocią. Główny bohater ma 10 lat. 10 lat i białaczkę. Przy jego boku pojawia się uosobienie Anioła-przewodnika, wolontariuszka Róża.
Ta historia jest odpowiedzią na pytanie, jak dobrze przeżyć życie, choćby krótkie. Czy w dwanaście dni można poczuć się spełnionym człowiekiem? Więcej nie będę zdradzać, ta krótka powieść, od pierwszej do ostatniej strony, przyniesie więcej emocji, niż niejedna, gruba księga.
Dla życia nie ma innego rozwiązania niż żyć.
Eric Emmanuel Schmitt
A czy Wy macie swoje ulubione świąteczne pozycje literackie?
Autor: Karolina Augustyn
Zdjęcie: archiwum własne