Szafa wspomnień
Osiem kobiet, każda inna, z innym bagażem doświadczeń, dobrych i złych.
Kolekcja sukienek to polski dramat nakręcony w 2016 roku, który najpierw miał premierę na świecie, a później w rodzimej Polsce. Reżyserką i scenarzystką jest Marzena Więcek. Do filmu zaangażowano aktorki, które swoją ówczesną karierę opierały głównie na rolach drugoplanowych. Tu każda z nich gra pierwsze skrzypce.
Film to kolaż monologów ośmiu postaci, które odpowiadają na, z pozoru, niezadane pytania. „Z pozoru” dlatego, że widz nie wie, kto jest pytającym, a pytania nie są zwerbalizowane. Dedukować można, że bohaterki biorą udział w swego rodzaju eksperymencie socjologicznym, który prowadzi właśnie owa milcząco-pytająca osoba.
Kobiety zastajemy w ich naturalnym środowisku. W domach. Scenografia zasługuje na sporą uwagę, jest naturalnie, jak w banalnym, polskim domu, co idealnie wpisuje się w nastrój i klimat filmu. Dokładnie jak jedna z tytułowych sukienek, która idealnie leży na ciele swojej właścicielki. Sceny monologów przeplatają się z abstrakcyjnymi, momentami nawet absurdalnymi w świetle treści, scenami. Mała dziewczynka w uroczej sukience, siedząca na dachu odrapanej, starej kamienicy, uśmiechnięty staruszek biegający po skąpanym w deszczu i słońcu polu słoneczników… Jakby urwane sceny z filmu, który nigdy nie został poskładany w całość.
Więcek raczy nas niezaprzeczalnie piękną aranżacją muzyczną Michała Szablowskiego. Ujmującą, ale czy pasującą do obrazu? Mam pewne wątpliwości. Czasem zbyt głośna, zbyt wyniosła. Czy nie lepiej grałaby cisza, przynajmniej w niektórych momentach? Zwłaszcza w świetle ogromu niedopowiedzeń, które pozwalają na dużą dowolność interpretacji zdarzeń.
O czym tak zawzięcie opowiadają bohaterki? Każdą z nich dałoby się skatalogować jednym zdaniem. Ta plątanina scen to osobliwe, solowe etiudy, werbalizacja przemyśleń spowodowanych najbardziej traumatycznymi (dla nich) wydarzeniami z życia.
Luiza, grana przez Ewę Szykulską, usilnie udająca młodszą i piękniejszą niż jest w rzeczywistości. Iwona – Marzena Trybała, lekko psychodeliczna, wygłaszająca patetyczne stwierdzenia na temat życia i śmierci. Takie nadające się na cytaty z pseudointelektualnych i parapsychologicznych poradników. Agnieszka – Katarzyna Bujakiewicz, teatralnie chichocząca stomatolożka, niespełniona aktorka kabaretowa, rozwódka. Monika – kiedyś jej matka kochała Hiszpana, bez wzajemności. Monika, już jako dorosła kobieta, wciąż żyje nienawiścią do ojczyzny swego niedoszłego ojczyma. Dorota Stalińska w roli Anny – wykładowczyni toczącej nierówną walkę z rakiem. Strach i stres osładza sobie jedzeniem. Joanna, w tej roli sama reżyserka, z nienawiścią uderzająca w worek treningowy, a chwilę po tym z niesamowitą czułością tuląca kota. Marzena Wieczorek jako Sylwia, która kiedyś miała plany i marzenia, czerpała radość z życia, a teraz żyje w smutku. Katarzyna, grana przez Iwonę Pająk, artystka, bogato wyszła za mąż, zwiedzała świat, oddawała się sztuce malarskiej, nie myślała o rodzinie. Teraz nie może mieć dzieci, w jej życiu pozostała tylko pustka.
Każda z nich przeżywa osobisty dramat. Nie do końca chcą dać się poznać i pozwolić na zrozumienie ich perspektywy. Opowiadają o swoich rozterkach z niedopowiedzeniami, bez kontekstów, jak przyjaciółce, która przecież w lot wyłapie drugie dno. Z jednej strony ten zabieg daje ogromną możliwość usytuowania tych procesów myślowych we własnej rzeczywistości. Z drugiej zaś – dla wielu może być niezrozumiały i pozostawić następujące wrażenia: niedokończonych klatek i kręconego w domowym zaciszu video-pamiętnika.
Sama konwencja filmu absolutnie mnie zachwyca. Nieoczywistości płynące z połączenia obrazów i dźwięków są bodźcem do samodzielnej próby złożenia tych kolaży w całość, jak witraż. Z drugiej strony kadry oraz praca kamery nijak się mają do intymnego, wręcz amatorskiego charakteru historii. Kolekcja sukienek niezaprzeczalnie porusza ważne tematy. Z tej opowieści raz emanuje spokój, kolejnym razem gniew, ale taki, z którego wynika dalsza akceptacja stanu rzeczy. Jest to raczej pozycja na samotne popołudnie, gdy jesteśmy gotowi skonfrontować się z emocjami i w spokoju analizować to, co dzieje się na ekranie.
Na uznanie zasługuje fakt, że Marzena Więcek zrealizowała swój debiut samodzielnie, z symbolicznym wsparciem władz Województwa Lubuskiego. Kolekcja sukienek zachwycała na wielu festiwalach filmowych. Marzena weszła w świat filmu spokojną, acz zdecydowaną, stopą. Jej debiutanckie dzieło to zaskakująca odmiana od utartych schematów. Dowód na to, że cisza, prostota i minimalizm to również całkiem dobry przepis na sukces.
Karolina Augustyn