W kolorowe zmieńmy te bezbarwne dni

Jeden blacharz obliczył, że na moim fiacie 125p było trzynaście warstw lakieru. wyjeżdżając od niego z tą trzynastą, usłyszałem: „Panie Zbyszku, na miłość boską, ostrożnie”. – zdradził Zbigniew Wodecki w wywiadzie z Wacławem Krupińskim. Multiinstrumentalista, kompozytor, aranżer, piosenkarz i władca polskich dróg.

O jego stylu jazdy w Krakowie krążyły legendy. Zdarzyło się, że Wodecki zajechał drogę tramwajowi, z którego wybiegł rozwścieczony motorniczy. Spojrzał na muzyka i rzucił: A, to pan, no tak… W zajezdni wspominali, żebym na pana uważał… Auto było jego drugim domem, mówił, że nie jeździł „gdzieś”. Jeździł „na którąś”. Żeby zdążyć na koncert, na recital, na spotkanie…

Urodził się w sobotę, podobno jego mama poznawała go już z daleka, bo buczał niskim głosem, który niósł się nie tylko po sali. Na murach rodzinnego domu przy ulicy Ułanów w Krakowie, jeszcze do niedawna widniał napis „ZORRO”, który został namalowany przez małego Zbigniewa.

Do show-biznesu trafił z filharmonii. Wiele lat z Beethovenem, Mozartem, Szymanowskim poświęcił na rzecz kolorowego świata rozrywki. Został jednak wierny partii Jana Sebastiana Bacha, od niej zawsze zaczynał ćwiczenia. Dlaczego? Dlatego, że była najtrudniejsza. Ot, rozwiązana zagadka piosenki Zacznij od Bacha.

Ojciec-muzyk i nauczyciele wpajali mu, że młody człowiek musi się od kogoś uczyć, mieć autorytety. Tłumaczyli, że liczą się umiejętności poparte rzetelną wiedzą, na sukces trzeba ciężko pracować. Co na to Zbigniew? Życie pokazało mu, że za Pszczółkę Maję dostawał więcej owacji niż za jakikolwiek inny koncert.

Wielką, może i największą, wartością były dla niego jednak koncerty. Momenty, w których był tylko muzykiem. Towarzystwo Demarczyk, Grechuty, Dymnego, Skrzyneckiego, Wita, Missona. Lata w Krakowskiej Orkiestrze Kameralnej czy Orkiestrze Polskiego Radia i Telewizji. Postanowił, że chce być muzyczną instytucją, muzykiem, który RÓWNIEŻ śpiewa, to pozwalało mu utrzymać rodzinę.

Wbijano mu do głowy frazesy o ciężkiej pracy, tymczasem teza Wodeckiego była taka, iż jest on leserem, któremu się udało. Urodził się w doskonałych okolicznościach, w odpowiednim miejscu i czasie, otoczony dokładnie takimi ludźmi, jakich potrzebował. Artystyczny duch Krakowa, atmosfera Piwnicy pod Baranami, muzycy, z którymi obcował, ojciec – wybitny instrumentalista i wymagający nauczyciel skrupulatnie pilnujący ćwiczeń. To pozwoliło mu grać koncerty dla wielkich ludzi, na przykład dla Karola Wojtyły.

Brzmi to wszystko jak życiorys idealny. Czyżby? W wywiadzie z Wacławem Krupińskim Zbigniew mówił, że naprawdę nie musiało mu się udać, miał dużo szczęścia. W szkole podstawowej był małym chuliganem, z liceum muzycznego go wyrzucono. W rodzinie nastała panika, płacz, zgrzytanie zębami… . Miał zostać Paganinim, a tu taki wstyd! Trafił do przeciętnego liceum, łaskawy los jednak chciał, że wypatrzył go, nikomu jeszcze wtedy nieznany, Marek Grechuta.

Po drodze była Orkiestra Symfoniczna, Operetka, Kabaret Tey, tournee po świecie, Fryderyki, współpraca z Alkopoligamią, szalone tempo, życie w drodze i kopalnia anegdot. Mimo to mawiał, że gdy spektakl się kończy, gasną światła, artysta zostaje sam. Pomimo rodziny, dzieci, wnuków, zostaje tylko konfrontacja ze swoim ego. I mówił to człowiek, który jednoczył pokolenia.

Po sukcesie płyty i trasy koncertowej Wodeckiego i Mitch & Mitch okazało się, że Zbigniew wraca ze swoją muzyką z lat 70 na szczyty notowań list przebojów. Na OFF-Festival poruszył serca publiczności składającej się nie tylko z hipsterów, ale i ich rodziców, a to niezaprzeczalnie fenomen. Brytyjska dziennikarka, która relacjonowała występ Mitchów i Wodeckiego nazwała go Królem Bossa Novy.

Mówić można jeszcze długo, jeszcze wiele, o królu polskiej sceny rozrywkowej, muzyku przez duże „M”. O pasjonacie oklasków i pestek (słonecznika, jedzonych podczas jazdy samochodem). W niejednym polskim domu na półkach polegują jego płyty, istnieje w świadomości większości z nas. Jako sympatyczny, ciepły, zabawny, fenomenalnie wykształcony w dziedzinie muzyki. Tożsamy z naszą krajową sceną muzyczną i rynkiem telewizyjnym.

Nadszedł 22 maja 2017 roku. Polskę obiegła informacja o śmierci Zbigniewa Wodeckiego, Zbyszka. Na moment nastała medialna, głucha cisza. Później w niemalże każdej stacji radiowej rozbrzmiał utwór, do którego słowa napisał Claude Francois i Jacques Revaux, a najbardziej znanym jego wykonawcą jest Frank Sinatra. My Way. My Way w aranżacji Zbigniewa Wodeckiego. Ta piosenka mówi wszystko.

Muzyka Wodeckiego towarzyszy mi od najmłodszych lat, po prostu była w moim domu, oczywiście wiedziałam, że zostanie ze mną na zawsze. Często nuciłam melodie pod nosem, a teksty piosenek bezwiednie zakorzeniły się w mojej świadomości. Miałam szczęście usłyszeć Zbigniewa na żywo, krótko przed jego śmiercią. Tamten wtorkowy wieczór w Narodowym Forum Muzyki był dla mnie ogromnym wydarzeniem, cieszyłam się nim jak mała dziewczynka.

Zobaczyłam na własne oczy bujną, szalejącą przy partiach skrzypcowych, czuprynę, usłyszałam zabawne historie, niesamowite ciągi przyczynowo-skutkowe, poczułam energię, która od niego płynęła, zrozumiałam, że oddawał całego siebie, przez te kilka chwil na scenie. Tak, płaczę przy Wodeckim.

Jego śmierć przerwała trasę koncertową Mój jubileusz. Zdecydowano o jej wznowieniu, pod zmienioną nazwą, Twój jubileusz. Był to przepiękny i wzruszający hołd oddany muzykowi, który, na  szczęście, za sprawą nagrań na zawsze zapisał się na kartach muzycznej historii, został w sercach i pamięci. I mimo tego, że sam sobie dawał tabliczkę z cyfrą 5, ja daję mu 10.

Trzeba robić to, co człowiek ma w sercu, i czekać na swój czas.
Zbigniew Wodecki 1950-2017

autor: Karolina Augustyn

zdjęcia: Instagram

Karolina Augustyn

Jak zostać omnibusem? Kompulsywnie kupuj książki, buduj z nich stosy wstydu, które następnie stworzą literacką fortecę. Zuchwale nazywaj rzeczy po imieniu, analizuj, goń za faktami i bryluj wśród fascynującego uniwersum fikcji. A jak już uświadomisz sobie, że świat jest niemożliwy do ogarnięcia, zachwycaj się nim, ludźmi i prozą życia. I zostań ze mną, przeczytaj o kulturze. Dobrze jest być kulturalnym, prawda? PS W moim sercu mieszka Podkarpacie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *