Drugie dno „Love never lies”
„Love never lies” to nowy format reality-show , który znajdziemy na Netflixie w top 10 najczęściej oglądanych filmów. Prowadząca jest Maja Bohosiewicz, polska aktorka i żona Tomasza Kwaśniewskiego. Program składa się z 7 odcinków.
Reality zrobiło sporo szumu na polskim TikToku. Ludzie po obejrzeniu programu, nagrywają filmiki, w których to stwierdzają, że po obejrzeniu „Love never lies” nie chcą wchodzić w związki, gdyż ten program pokazał im, jak bardzo w tych czasach relacje są toksyczne…
O czym jest „Love never lies”?
Do programu zgłaszają się pary: jedni idą wyłącznie po wygraną, a drudzy, by coś zmienić w swoim związku. Wykrywacz kłamstw — to fenomen programu. Jego skuteczność wynosi ok. 90%. Pary nawzajem zadają sobie niewygodne pytania dotyczące ich przeszłości bądź teraźniejszości. „Czy zdradziłeś mnie więcej, niż jeden raz?” „Czy masz kontakt ze swoją/swoim ex?”—to tylko namiastka pytań, które pojawiają się w programie. Już po pierwszym dniu „wakacji”, partnerstwo zostaje rozdzielone. Połowa zostaje w „dużej willi”, a druga połowa — w „małej willi”.
Do „dużej willi” zostają zaproszeni single. Do ich zadania należy zrobienie „malutkiego” bałaganu. Osobnicy zamieszkujący „małą wille” dostają możliwość podglądnięcia swojej połówki, dzięki kamerze, która rejestruje pikantne szczegóły — jest to wersja podstawowa. Ta rozszerzona kosztuje 1000 zł, ale czego się nie robi, by móc zobaczyć co się dzieje po drugiej stronie wyspy. Potem następuje wymiana uczestników pomiędzy willami. Wszystko działa na tej samej zasadzie.
Pierwsze rzucone kłody pod nogi
Problem zaczyna się, gdy nasza połówka zobaczyła na nagraniu, tego, czego nie powinna była widzieć. Padają tam różne sytuacje, które są nie na miejscu oraz niewypowiedziane nigdy wcześniej myśli. A uczestnik po obejrzeniu tego kuriozum, którego nawet się nie spodziewał, zostaje sam ze swoimi myślami… Cierpi. Zastanawia się. Tłumi emocje.
W czym jest problem?
Problem jest w nas samych, bo to my doprowadzamy się do tej toksyczności. W dzisiejszych czasach dobra komunikacja, to wartość, której brakuje. Zamiast powiedzieć od razu, co w nas siedzi — my to ukrywamy, wyciszamy w sobie, co ma negatywne wpływ.
Bardzo długo żyłam w przekonaniu, że za czasów naszych dziadków, pradziadków związki były inne. Takie wartościowe. Tak, to prawda. Bo gdy pojawiał się problem, przeszkoda to rozwiązywaliśmy go razem, a nie uciekaliśmy od tej osoby i szukaliśmy zastępstwa. Ale czy za czasów dziadków komunikacja była na wysokim poziomie? Może na troszkę wyższym, niż jest teraz, ale nadal sprawiała kłopoty.
Czemu komunikacja sprawia kłopoty? Bo brakuje odwagi. Trudno zakomunikować drugiej osobie—„ostatnio źle się czuje w tej relacji, możemy porozmawiać, zanim będzie za późno?”. Ludzie wolą iść na łatwiznę, raniąc przy tym drugą osobę.
Czy hejt na „Love never lies” jest słuszny?
Gdyby ludzie mieli w sobie na tyle odwagi na szczerą rozmowę, to ilość problemów zmniejszyłaby się o te kilka procent. W końcu rozmowa jest kluczem do sukcesu. Ale gdyby nie ich problemy , to nie mielibyśmy świetnego polskiego reality —show, które jest już oglądane za granicą. Człowieka najpierw musi spotkać coś złego, by mógł z tego wyciągnąć wnioski. Pokładam wielką nadzieję w rozwoju komunikacji. Zaprzestania zamiatania problemów pod dywan. A Generacja Z dokona tej wielkiej przemiany. W końcu to właśnie ta generacja zmienia świat na lepsze.
Oliwia Stachów