Niezwykłość zwykłych chwil

Beethoven codziennie o 15:30 wychodził na długi spacer. Winston Churchill zaczynając pracę, w gabinecie musiał mieć koło siebie szklankę whisky z wodą gazowaną. Stephen King przed rozpoczęciem pisania codziennie zjada kawałek sernika.

Co łączy tych słynnych ludzi? Poza sukcesem mieli też coś, co pozwala żyć bardziej świadomie i intencjonalnie: rytuał.

 

Rutyna czy rytuał?

Wszyscy, którzy kiedyś mieli okazję widzieć mnie po wstaniu z łóżka, wiedzą, że rano mogłabym startować do castingu na nowy sezon The Walking Dead. Wygrzebuję się z pościeli, robotycznym ruchem robię kawę. W międzyczasie staram się szerzej otworzyć oczy, co jednak przeważnie się nie udaje. W ostatniej nadziei pochłaniam duży kubek kawy. Stoję trochę w kuchni, próbując utrzymać pion, i podejmuję próbę myślenia. Szybko porzucam te ambicje, bo muszę wybiec z domu na tramwaj. Lub, w sytuacji kwarantanny, która trochę komplikuje sprawę, włączyć laptopa.

Ilu z nas ma podobne poranki? Mam nadzieję, że niewielu, bo moje szanse na rolę w serialu o zombie drastycznie by spadły. Jednak jako ludzie, nie chodzące trupy, mamy tendencję do wpadania w określone rutyny. W powtarzające się sekwencje działań, które wykonujemy prawie automatycznie.

Beethoven wychodził na spacer z określonym celem – żeby pomyśleć. Intencją Churchilla było złagodzenie stresu. A Stephen King chyba po prostu bardzo lubi sernik… trudno go o to winić.

Każdy z tych nawyków ma jakiś sens (może wysoki poziom cukru napędza pisarzy?), więc po jakimś czasie stają się rytuałami. Rytuał z kolei jest świadomym wyborem; jest akcją, podczas której jesteśmy całkowicie skupieni i uważamy na to, co robimy. Przeważnie ma też przynieść oczekiwany efekt – np. wpłynąć na stan emocjonalny.

Momenty szczęścia

Powstają tysiące książek o intencjonalnym życiu, o intencjonalnych zakupach, o intencjonalnych relacjach. Jedna z popularniejszych, „Potęga teraźniejszości” Eckharta Tolle’a, chwali zalety życia w momencie; nie zaś zalety wybiegania w przyszłość czy rozpamiętywania przeszłości. Według niego, dzięki całkowitemu poddaniu się obecnemu momentowi i pełnej świadomości swojego otoczenia, możemy odnaleźć prawdziwe szczęście, bezwarunkowo akceptując rzeczywistość.

Coraz więcej badań wskazuje też, że uważność w codziennym życiu pozwala zmniejszyć stres i uspokaja system nerwowy. Sara Lazar, neurobiolog z Harvardu, dzięki rezonansowi magnetycznemu odkryła zmiany w strukturach mózgu wywołane praktykowaniem życia „tu i teraz”. Grupa badanych przez 8 tygodni wykonywała różne ćwiczenia pomagające się skupić – jogę, medytację, body scanning (zwracanie uwagi na odczucia w poszczególnych częściach ciała), wsłuchiwanie się w dźwięki otoczenia.

Po tym czasie okazało się, że badanym zwiększyły się aż cztery regiony mózgu, w szczególności hipokampus, odpowiedzialny za regulację emocji i uczenie się. Zmniejszyło się natomiast ciało migdałowate, generujące reakcje obronne. Im mniejsze jest ciało migdałowate, tym bardziej odporni jesteśmy na stres. Oznacza to, że dzięki ćwiczeniom uwagi i medytacji możemy sami kontrolować swoje reakcje i poziom stresu. Mój z pewnością spadłby poniżej średniej, gdybym codziennie miała okazję zjeść serniczek, tak jak Stephen King.

Rytualni od zawsze

Rytuał może brzmieć jak kolejny wybryk w stylu new-age, ale tak naprawdę najstarsze znane nauce rytuały, czyli pogrzeby, pochodzą sprzed 100.000 lat. Trochę bardziej zaawansowane formy wykształciły się w cywilizacji Babilonu, około 2 tysięcy lat przed naszą erą.

Babilończycy wierzyli w siłę sprawczą rytuałów; na przykład zaklęcia ze zbioru „Maqlu” mówiły, co trzeba zrobić, żeby uchronić siebie przed czarami innych ludzi. Jeśli ktoś sprowadził na Babilończyka chorobę, należało wykonać z kawałka ziemi figurkę. Po złożeniu ofiary (najczęściej ze zwierzęcia) i modlitwie do boga Szamasza, figurkę „okaleczało się”, wykrawając w jej lewym biodrze imię osoby, którą podejrzewano o sprowadzenie choroby. Następnie należało figurkę zakopać w grobie swoich przodków o zachodzie słońca.

Dzisiaj za rozkopywanie grobów pewnie dostaje się mandat, ale rytualne praktyki od zawsze były częścią człowieczeństwa. Oczywiście, miały zazwyczaj wymiar magiczny lub religijny, ale jak dowodzi francuski filozof i socjolog Jean Maisonneuve, w dzisiejszych społeczeństwach istnieją też rytuały świeckie, takie jak kibicowanie klubowi sportowemu czy też chodzenie na zakupy. Mają sprawić satysfakcję, wprowadzić do życia ład, a nawet – zastąpić religijność.

Chwila przemiany

Również zwykłe, codzienne rutyny mogą stać się współczesnymi rytuałami, jeśli tylko postanowimy zmienić swoje nastawienie. Odkąd poranne parzenie kawy zamieniłam w coś wyjątkowego, mam motywację, żeby wstawać z budzikiem.

To moment dla mnie – kiedy skupiona powtarzam proces robienia kawy, nie myślę o tym, co muszę dzisiaj zrobić albo o tym, czego nie zrobiłam wczoraj. Sama kawa jest też o wiele smaczniejsza, bo zaczęłam zwracać uwagę na jej smak, zamiast pochłaniać ją dwoma łykami w porannym amoku. Od tego czasu muszę kupować lepsze ziarna (jedyny poszkodowany w tym rytuale to mój portfel).

Prawie każdą rutynę możemy, za pomocą naszej uwagi, zamienić w rytuał. Tworzenie ich i projektowanie momentów dla siebie jest bardzo motywujące; zresztą uczucie kontroli nad własnym życiem i nad swoimi emocjami jest celem, nad którym warto pracować.

Efektem będzie choć chwila wewnętrznego spokoju. Wystarczy spytać „dlaczego”. Znaleźć w każdym działaniu jakiś sens, nadać im pozytywne znaczenie. Popatrzeć na siebie z innej perspektywy i przestać żyć na autopilocie.

 


Autor i zdjęcie: Aleksandra Simla

Aleksandra Simla

Między przesłuchiwaniem staroci (dziennikarstwo muzyczne) a czytaniem Calvino (italianistyka) znajduję czas na pisanie. Zimą dopracowuję przepisy na wege zupy, latem podróżuję, jeśli tylko mogę. I uważam, że spacery są bardzo underrated.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *