Tabi – historia kopytek w świecie mody
Kopytka, raciczki, szczypce – do czego by ich nie porównać, Tabi pozostają jednymi z najciekawszych butów w świecie mody. Mało kto jednak wie, że ich początki sięgają znacznie dalej niż końca lat 80, kiedy to marka Margiela zaprezentowała je na paryskim Fashion Weeku.
Martin Margiela, jak na osobę stroniącą od rozgłosu, wzbudza całkiem spore zainteresowanie. Belgijski projektant nie pozwala się fotografować, a po internecie krąży zaledwie kilka jego zdjęć, głównie tych z czasów młodości. Jeśli chodzi o pokazy, stawia na niecodzienne lokacje, takie jak podziemne parkingi samochodowe i place zabaw z wciąż bawiącymi się na nich dziećmi. Niejednokrotnie w kolekcjach powielał elementy znane z poprzednich sezonów, przy tym jednak zawsze potrafi sprawnie zmienić ich oblicze. Umiejętność wydobywania z istniejących już form tego, co najlepsze i przekształcania ich w nowe, ciekawe formy stała się jego znakiem charakterystycznym. Nie inaczej było z Tabis, bo choć Margiela wcale ich nie wymyślił, dziś to właśnie one są pierwszą rzeczą, z którą kojarzy się jego markę.
Co ciekawe, pierwowzorem tych specyficznych butów były tradycyjne skarpetki rodem z XV-wiecznej Japonii. Wyróżniały się dwupalczastym krojem, dzięki któremu można było nosić je do sandałów – japonek. Uważano, że rozszczepienie dużego palca pozwala lepiej utrzymać równowagę, a tym samym czysty umysł. Z czasem zaczęto je wykorzystywać, by podkreślić swój status społeczny. Skarpety w kolorze złotym i fioletowym mogli nosić tylko przedstawiciele klasy uprzywilejowanej, zwyczajni ludzie niebieskie, a wszystkie inne kolory przypadały samurajom.
Na początku XX wieku Tokujirō Ishibashi wpadł na pomysł, aby połączyć je z gumową podeszwą i oficjalnie zaprezentował światu swoje Jika-Tabi. Chciał stworzyć lekkie i praktyczne obuwie robocze, co faktycznie mu się udało. Do dziś cieszą się one popularnością wśród farmerów i budowlańców, którym pomagają w pracy na wysokościach. Warto wspomnieć też, że podczas II wojny światowej służyły jako element stroju japońskich żołnierzy, a w 1951 r. buty Ishibashiego miał na sobie zwycięzca bostońskiego maratonu. Jak więc Tabi ostatecznie trafiły na wybieg?
W 1988 r. Margiela zadebiutował z autorską marką. Z racji, że przez blisko pięć lat pracował jako asystent u boku Jeana-Paula Gaultiera oczekiwania wobec niego były dość spore. Projektant nie ukrywał, że wpływ na jego kolekcję miała poprzedzająca jej premierę wizyta w Japonii – kreacje Rei Kawakubo, Yohji Yamamoto oraz oczywiście Jika-Tabi. Znane obuwie robocze zamienił jednak w skórzane botki na grubym obcasie. Chcąc osiągnąć efekt nagiej stopy, nadał im też beżowy kolor.
Nosząca je modelka pojawiła się przed widownią bez koszulki, zasłaniając piersi dłonią i w białej, przypominającej prześcieradło spódnicy. Główną rolę miały odgrywać właśnie buty. Jeśli to nie zrobiło na widowni wystarczającego wrażenia, to na pewno zapamiętali już zakończenie pokazu, do dziś uznawane za mocno ikoniczne. Podczas niego cały zespół Margieli miał na sobie Tabis, jednak tym razem podeszwy zamoczono wcześniej w czerwonej farbie. Idąc po wybiegu, zostawiali na nim charakterystycznej odciski przypominające kopyta. Ten motyw został wykorzystany ponowie przez projektanta rok później, kiedy owe ślady stały się wzorem na koszulkach.
Początkowo Margiela ze względów niskiego budżetu był zmuszony prezentować w następnych pokazach wyłącznie Tabis. W kolekcji na wiosnę/lato 1990 użył dokładnie tej samej pary butów, którą wykorzystał już podczas swojego debiutu, ale tym razem, by dać im nowe życie, zdecydował się oblać je farbą do ścian. Z czasem jednak ludzie zaczęli coraz częściej wypytywać go o dwupalczaste botki, a nawet przychodzić na pokazy wyłącznie dla nich.
W ciągu 30 lat projektant zdążył zaprezentować swoje najpopularniejsze buty w różnorodnych formach i wariantach kolorystycznych, poczynając od balerin i butów do garnituru, kończąc na kolaboracjach z markami sportowymi, takich jak np. tegoroczna kolekcja z Reebokiem. Niejasnym, choć intrygującym modelem były też klapki składające się wyłącznie z podeszwy, które by móc nosić trzeba było przymocować za pomocą taśmy klejącej.
Choć banalnym będzie stwierdzenie, że Tabis kocha się albo nienawidzi, rzeczywiście tak jest. Buty, pomimo swojej nie najtańszej ceny, sukcesywnie sprzedają się na oficjalnej stronie marki, a gdy zabraknie ich na stanie, prawdziwi fascynaci mody są gotowi odkupić je za jeszcze droższą stawkę. Swoje własne wersje butów próbowali też wprowadzić inni projektanci (w 2013 pokazała je Prada), jednak nigdy nie spotkały się z podobnym zainteresowaniem co, te od Margieli. Jego słynne kopytka doczekały się wystaw w muzeach oraz licznych fanpagów na Instagramie, które chętnie obserwują tysiące osób. Z drugiej strony to właśnie też na social mediach wylewa się w ich stronę największa krytyka. Dowód? Wystarczy przeczytać komentarze pod zdjęciem dowolnej influencerki, która akurat zdecydowała się je założyć. Mogłaby ubrać się w najmodniejszą sukienkę sezonu, ale dyskusja i tak będzie dotyczyć butów, które jak żadne inne potrafią wzbudzić ją nawet wśród tych, którzy nigdy wcześniej się nimi nie interesowali. Ale czyż nie o to właśnie w sztuce chodzi?
Tekst: Jessica Krysiak
Zdjęcia: Pinterest