You are not an Impostor — jak Syndrom Oszusta psuje nam życie
„Nie, ta moja praca to nic takiego”, „bez przesady, przecież to nie jest aż tak dobre”, „nie wiem, czemu aż tak mnie za to chwalą, mogłem zrobić to dużo lepiej”, to pewnie pomyłka; niemożliwe, że to mój tekst wygrał ten konkurs”, „głupi ma zawsze szczęście, przecież nie zasłużył*m na to stanowisko”, „lepiej się nie wypowiem, bo tylko się skompromituję”, „ewidentnie on/ona ma większe kwalifikacje, odstaję od nich i nie nadaję się tu — kwestia czasu, jak to wszyscy odkryją”…
Słyszał*ś kiedyś te słowa ze swoich ust? Lub we własnej głowie? Nie chcę Cię diagnozować przez ekran, jednak może to być oznaka Syndromu Oszusta. Zjawisko to, choć brzmi dość dziwacznie, choć raz w życiu dotknie 70% ludzi na całym świecie. I jak wiele podobnych sobie odczuć, nierzadko jest trudne do zwalczenia. Można jednak — i należy — być świadomym jego istnienia. Bo o ile samokrytycyzm i pokora to potrzebne cechy, o tyle syndrom oszusta potrafi obrzydzić każdy sukces i zatruć życie.
Syndrom oszusta (z ang. impostor syndrome) to zjawisko psychologiczne powodujące brak wiary we własne możliwości i osiągnięcia. Mimo dowodów własnych kompetencji, osoby borykające się z syndromem odczuwają niepokój, że na jaw wyjdą ich braki i niedociągnięcia, które sprawiają, że nie zasługują w swoich oczach na sukces. Często jego przyczyn upatrują w szczęściu, pomyłce, sprzyjających okolicznościach lub pozorach, które sprawiają. Z niepokojem więc oczekują dnia, w którym cały świat się dowie, że wcale nie są tak inteligentne i kompetentne jak się wydaje. Nawet gdy są szalenie kompetentne.
Zjawisko dotyka bowiem bardzo wielu znanych i powszechnie podziwianych ludzi — między innymi różnych naukowców, aktorów, pisarzy czy badaczy. Ponoć nęka lub nękało ono choćby Emmę Watson, Toma Hanksa, Natalie Portman, Meryl Streep… Także sędzię amerykańskiego Sądu Najwyższego Sonię Sotomayor, bizneswoman Sheryl Sandberg, pisarzy Neila Gaimana i Terry’ego Pratchetta oraz scenarzystę Chucka Lorre’a. A nawet Mayę Angelou, autorkę kilkudziesięciu nagradzanych książek! Lub też Alberta Einsteina, który był… Albertem Einsteinem! Miał on pod koniec życia zwierzać się swojemu przyjacielowi, że czuje, że jego dorobek naukowy jest przeceniany.
Ale syndrom nie odnosi się tylko do sław, lub — jak pierwotnie zakładano — kobietom osiągającym sukcesy zawodowe. Borykać się z nim może każdy, niezależnie od płci, wieku, rasy, miejsca zamieszkania. A nawet od poziomu osiąganych sukcesów. Nie jest to choroba psychiczna ani — wbrew temu, jak postrzegany był dawniej — odrębna, zakorzeniona cecha osobowości. Syndrom oszusta (nazywany też po ang. impostor phenomenon/experience) traktuje się raczej jako reakcję na pewne sytuacje. Tyle tylko, że niektórzy bardziej narażeni są na cierpienie z jej powodu. Ponoć wyjątkowo często syndrom ten objawia się w członkach grup nieuprzywilejowanych, z reguły znajdujących się w niekorzystnych sytuacjach systemowo-strukturalnych. Badania prowadzone przez Vantage Hill Partners wskazują, iż lęk przed byciem uznanym za niekompetentnego jest także główną obawą z jaką mierzy się kadra zarządzająca na całym świecie.
Odkrycie syndromu
Nie da się, oczywiście, wskazać pierwszego przypadku wystąpienia syndromu oszusta. Jednak, idąc za frazą, iż granice świata wyznaczają granice języka, za początek posłużyć może moment, gdy pierwszy raz został on nazwany. A było to w 1978 roku — wówczas zjawisko przypisywane było jednak wyłącznie kobietom osiągającym sukcesy zawodowe. W swoim artykule naukowym użyły go dwie psycholożki kliniczne, Pauline R. Clance i Suzanne A. Imes, prowadzące badania właśnie w tej grupie. Zaobserwowały więc badaną tendencję do uważania siebie za niewystarczająco inteligentne i kompetentne do piastowania własnych stanowisk właśnie wśród wysoko postawionych kobiet . Jednak ani owe stanowiska, ani doświadczenie zawodowe, ani uznanie ludzi wokół zdają się nie mieć znaczenia w zderzeniu z narastającym poczuciem, iż nie zasłużyło się na własny sukces. Według badań psychologicznych przeprowadzonych we wczesnych latach 80., dwóch na pięciu ludzi sukcesu uważa siebie za nieuczciwego.
Badania nad zjawiskiem trwają już kilkadziesiąt lat i na ich podstawie udało się znaleźć pewne sposoby pomagające zwalczyć syndrom lub przynajmniej ograniczyć jego negatywne skutki. Powstało także kilka diagnostycznych testów psychologicznych, pozwalających określić, czy i w jakim natężeniu występuje syndrom. Najpopularniejszym jest kwestionariusz stworzony przez samą autorkę terminu: CIPS – Clance Impostor Phenomenon Scale.
Jak działa syndrom oszusta?
Może objawiać się poczuciem winy, lękiem i wstydem. Zazwyczaj sprawia, że nie dostrzegamy osiągnięć, a koncentrujemy się na błędach i niedociągnięciach. Czasem myśli typu „nie zasługuję na to”, „nie poszło mi dość dobrze” okupują nasz umysł do tego stopnia, że niemal zupełnie ograniczają chęci i możliwości działania oraz podejmowania wyzwań. Przykładowo — osoba z syndromem oszusta dostaje awans. W jej głowie włącza się lampka pod tytułem „to na pewno pomyłka, nie mam kompetencji”. Inna bierze udział w dyskusji na jakiś (po)ważny temat. Ma coś do dodania, ale paraliżuje ją myśl, że nie jest dość mądra i poinformowana; że lepiej się nie odzywać, bo zostanie wyśmiana. Ktoś inny nie decyduje się podjąć wyzwania i sprawdzenia się w nieznanej sytuacji, bo zbyt boi się porażki. Jeszcze kolejny nieustannie porównuje siebie i swoje dokonania z dokonaniami innych; z jednej strony chce być najlepszy, z drugiej wciąż ma poczucie, że odstaje od „lepszych”, „bardziej uzdolnionych”.
Przypadków może być bardzo wiele, jednak łączy je brak wiary danej osoby w to, że zasługuje na miejsce, które zajmuje. I strach, że ktoś kiedyś ją z tym skonfrontuje, to zarzuci. Także sukces osoby z syndromem oszusta, zdający się potwierdzać jej kompetencje, nie wystarczy. Wręcz staje się kolejnym generatorem niepokoju i stresu — związanego z tym, że może go już nie powtórzyć, że odtąd będzie tylko gorzej i gorzej. A to z kolei negatywnie wpływa na samopoczucie i motywację do działania.
Syndrom wiązać się może z wieloma innymi czynnikami. Często występuje w parze ze skłonnościami do depresji i stanów lękowych, ale także nadmiernym perfekcjonizmem, stosunkowo niską samooceną, brakiem pewności siebie czy zbytnią samokrytyką i niezdolnością przyjmowania komplementów. To właśnie ta mieszanka wybuchowa wywołuje paniczny lęk przed sytuacją, która obnaży czyjeś braki i niedociągnięcia. Zdemaskuje jako oszusta.
Typy oszustów
U każdego syndrom ten wyglądać będzie nieco inaczej, jednak Valerie Young, autorka książki The Secret Thoughts of Successful Women: Why Capable People Suffer from the IMPOSTOR SYNDROME and How to Thrive in Spite of It, wskazuje na pięć podstawowych jego rodzajów. To, tak w uproszczeniu:
Perfekcjonist(k)a
Nigdy nie jest zadowolon* ze swoich osiągnięć, niezależnie od ich rozmiarów — bo przecież zawsze mogło być jeszcze lepiej. Zamiast koncentrować się na swoich silnych stronach i atutach oraz pozytywnych wynikach własnej pracy, perfekcjonist(k)a skupia całą uwagę na ewentualnych niedociągnięciach, błędach i wpadkach. Rozmontowuje je na czynniki pierwsze i analizuje do tego stopnia, że to przez ich pryzmat odbiera efekty własnych wysiłków. Skutek? Nieosiągalna linia mety, mnóstwo autopresji i ogromna ilość tego, co w języku angielskim określa się mianem „anxiety”. Spędzającej sen z powiek kompozycji niepokoju, stresu, zaniepokojenia i zdenerwowania. Wszystko musi być idealnie, bo jeśli nie jest idealnie, to jest źle. A jeśli jest źle, zawiodł*ś.
Superbohater(ka)
Osoby z tą „odmianą” syndromu rekompensują w swoich oczach pewne braki pracą ponad własne możliwości. Odbierają się jako niewystarczających, nie dość dobrych — aby więc zmyć ten fałszywy obraz, zmuszają się do jak największego wysiłku, nierzadko przekraczającego ich moce przerobowe. I granice przyzwoitości. Nieistniejący standard, którym się mierzą, wymaga od nich poradzenia sobie z całym milionem spraw, które zrzuciły sobie na głowę. Jeśli nie dają rady? Gniew, wstyd, złość, poczucie winy. Rozczarowanie samym sobą — no bo jak to, nie sprostał*m własnym wymaganiom? Tym nadmiernie wymaganym, praktycznie niemożliwym do spełnienia w wymiarze 24 godzin, jakie oferuje doba? Tym absolutnie nieprzystosowanym do mocy istoty ludzkiej? Szok, jak ja mogł*m. Porażka na całej linii.
Ekspert(ka)
Ekspert(ka) nigdy nie jest zadowolon* ze swojego poziomu zrozumienia świata. Tak nie może być, że coś jest nowe, nieznane zaskakujące. Nie daje sobie przyzwolenia na to by, czegoś nie wiedzieć i nie rozumieć. Osoby te zawsze starają się uczyć więcej i więcej; dowiadywać się, czytać, sprawdzać. Choć nie ma w tym, oczywiście, z reguły nic złego, to jednak tu mowa potrafi być o paranoicznym wręcz zdobywaniu wiedzy na każdy możliwy temat. Nie doceniają one już zdobytych kwalifikacji i umiejętności, a koncentrują na tym, czego jeszcze nie pojęły. Nawet najmniejszy ubyte w wiedzy wywołuje w nich poczucie porażki i wstydu. Głównym zmartwieniem jest to, co i ile wiedzą i potrafią. I czy na pewno nie da się więcej. Bo skoro się da, to muszą więcej i już.
Geniusz(ka) z natury
Ten rodzaj ma w zwyczaju oczekiwać od siebie natychmiastowego i automatycznego sukcesu w każdej dziedzinie i polu. Założenie jest takie, by wszystko się udawało, wychodziło. Osoby charakteryzujące się tym typem syndromu oszusta, oczekują, że uda im się od razu. Nowa umiejętność? Muszę mieć do tego dar. Zupełnie obcy mi dotąd obszar? Z pewnością się w nim odnajdę. Nieznana dziedzina? To na pewno mój nowy konik, tylko jeszcze tego nie wiem. Już, teraz, zaraz. Nie po stu próbach i dwustu porażkach. A najlepiej już dziś. Ci ludzie stawiają sobie zbyt wysokie cele i czują się przygnieceni, gdy nie udaje im się za pierwszym razem. Bo drugi to już tragedia i obciach. A trzeci… Trzeciego nie będzie, bo mogą poczuć się zbyt rozgoryczeni faktem, że nie udało im się sprostać ich wymaganiom i poprzeczką postawionym na wysokości czternastego piętra.
Solist(k)a
Pierwszorzędni indywidualiści. Choćby mieli wziąć na siebie pracę przewidzianą na pięciu, to i tak zrobią ją sami. Nie tylko dlatego (choć też), że czują, że tak może im udać się zrobić ją najlepiej — często nie chcą pokazać przed grupą, że coś jest dla nich wyzwaniem. Że coś jest niejasne, że nie potrafią zrealizować czyjejś wizji, spełnić cudzych wymagań. Działanie w grupie niejako zmusza ich do obnażania procesu pracy — a w niego mogą wkraść się niedociągnięcia i wpadki. A ich nie chcemy. Własną wartość widzą przez pryzmat produktywności i umiejętności poradzenia sobie z zadaniem. Często odrzucają więc propozycję pomocy i wskazówki, jako że w udawaniu się po pomoc widzą oznakę słabości. A przecież nie są słabi, a super silni. Grają pierwsze skrzypce we własnej orkiestrze, bo wtedy nie muszą dostrajać się do kogoś. Mają nadzieję, że wtedy mniej słychać ewentualne fałsze.
Jak pokonać w sobie oszusta?
Jak, niestety, w przypadku wielu spraw, które dzieją się „wewnątrz” naszej głowy, syndrom oszusta trudno jest zwalczyć. Można jednak nauczyć się nieco porządkować ten natłok różnych odczuć i przekonań, które potrafią być tak paraliżujące. Ściszyć te obsesyjne myśli podające w wątpliwość nasze kwalifikacje, wiedzę i sukcesy. Można wypracować mechanizmy, które pozwolą nam spojrzeć na swoje osiągnięcia inaczej, nie tylko przez pryzmat błędów czy niedociągnięć. Żeby jednak wyznaczyć plan walki z intruzem we własnym, wpierw warto go nazwać — aby wiedzieć, z czym się walczy. To daje poczucie kontroli od wewnątrz.
Warto zmienić sposób myślenia o sobie samym i o ewentualnych ograniczeniach, na które się napotykamy w drodze do sukcesu. Może bycie „nie aż tak wykwalifikowanym” stanie się naszym atutem, bo daje nam świeże spojrzenie nowicjusza i łatwość w dostrzeganiu. potencjalnych dróg zmian i reform? Czy nie jest tak, że ważniejsza od wiedzy, jaką zdobędę jest droga, proces nauki? Może właśnie tak się doskonalę? Co jeśli mam w sobie milion kompetencji, których nie dostrzegam, bo zwyczajnie nie wykorzystuję ich na codzień? Może mam w sobie mnóstwo zdolności i zasługuję na własne docenienie? A pochwała ze strony kolegi to nie wyraz współczucia dla mojej żałośnie niewielkiej wiedzy, a podziwu dla tego, co wiem i potrafię?
Po pierwsze, nie można być doskonałym i najlepszym we wszystkim. Można próbować, ale nie za wszelką cenę — szczególnie gdy ceną jest własne zdrowie psychiczne. Po drugie, nie jestem sam*. Prawda jest taka, że każd* (większość?) z nas podkopuje czasem własne osiągnięcia, robi sobie wyrzuty za wszystko, co poszło nie tak. Podobne odczucia towarzyszą naszym bliskim, przyjaciołom, współpracownikom, szefom, celebrytom i osobom z pierwszych stron gazet, podpisanych jako „ludzie sukcesu”. I to nie oznacza, że są tymi „ludźmi sukcesu” mniej. Może gdyby ktoś w końcu powiedział pierwszy o tym co czuje, inni przestaliby czuć się jak „dziwaki”. Po trzecie, pytanie do siebie — co robię dobrze, a nad czym muszę jeszcze popracować? Czy pracuję nad sobą, bo próbuję coś sobie udowodnić, czy bo chcę? Czy uzupełniam kompetencje niezbędne dla mojego wewnętrznego rozwoju, czy próbuję sama przed sobą wyjść na mądrzejszą i lepszą, bo nie wierzę w to, że umiem i wiem wystarczająco?
Pamiętajmy — syndrom oszusta to nie pokora i skromność. To ciągłe, nagminne, usilne i przytłaczające podważania swoich sukcesów. To odczytywanie stanu rzeczy, w którym moje kompetencje są docenione jako „nienaturalny” i lęk przed ujawnieniu naszych braków. To paraliżująca, paranoiczna myśl, że owych braków może być więcej niż tego, co wnosimy wraz z sobą do pracy, szkoły, ludzi. To absolutne blokowanie wszelkich pozytywów sytuacji, na rzecz wytykania samemu sobie wszelkich błędów. To nadmierny perfekcjonizm, to strach, lęk i przepracowywanie się. To obawa przed podejmowaniem nowych wyzwań, to wyczerpanie. To unikanie wystawiania się na ocenę ze strony innych. To ogromny problem; samonakręcający się mechanizm. To robienie czegoś albo idealnie albo wcale. To presja aby pozować, zgrywać się; by zamęczać się ponad siły a potem, otrzymawszy komplement, machnąć na niego ręką, zbić go.
I, najważniejsze: należy poznać reguły w swojej głowie. Uważa się, że każdy z nas ma niepisane, podświadome zasady zaczynające się od „powinn*m”, „zawsze” i „nigdy”. „Powinnam wiedzieć wszystko z tego obszaru”, „Nigdy nie popełniam głupich błędów”, „Zawsze potrafię poradzić sobie w takich sytuacjach”. To przemoc, jaką stosujemy wobec nas samych. Jednak teraz, gdy już wiemy o istnieniu tej małej listy zasad, możemy ją korygować. Możemy zareagować, słysząc w głowie „Powinnaś dać sobie z tym wszystkim radę” i zastanowić się w jakie toksyczne miejsca może nas zaprowadzić próba spełnienia tego standardu. Standardu, który nie istnieje poza naszym umysłem. Może więc nie powinien istnieć w ogóle?
Masz kontrolę nad własnym sukcesem. Osiągn•ł•ś go. Przyswój własne mocne strony jako swoje. I zaakceptuj słabe — też jako swoje.

Trudno będzie zupełnie zlikwidować, unicestwić, zabić ten cichy głosik w umyśle, sugerujący, że się na coś nie zasługuje. Trudno też ten głos przekrzyczeć — nawet milionem pochwał. Ale można go zaskoczyć, zwracając się do niego po imieniu.
Tak, miewam syndrom oszusta. Ale nie jestem oszustem.
Warto sięgnąć po:
- lepsze zrozumienie zjawiska i jego mechanizmów: The Impostor Phenomenon, Jaruwan Sakulku, James Alexander
- naukowe, psychoterapeutyczne podejście: Zespół impostora czyli o poczuciu intelektualnej fałszywości, Monika Filarowska, Katarzyna Schier
- propozycje rozwiązań: The Surprising Solution to the Imposter Syndrome, Lou Solomon
- pomysły, jak wykorzystać syndrom na swoją korzyść: How you can use impostor syndrome to your benefit, Mike Cannon-Brooks
Autorka: Barbara Balicka