Iskierka nadziei w naszej kadrze. Wnioski po przerwie reprezentacyjnej

Po raz pierwszy od dawna, po przerwie na mecze reprezentacji Polski nie mam ochoty zrobić wszystkiego, by usunąć z umysłu traumę po tym co widziałem. Wszakże to było… dobre. Naprawdę dobre, a być może nawet najlepsze za kadencji Jerzego Brzęczka. Nasi reprezentanci rozegrali trzy spotkania, w tym dwa w ramach Ligi Narodów i swoją grą dali coś, czego polscy kibice nie zaznali z ich strony od dość dawna. Nadzieję.

Jeszcze miesiąc temu gdy patrzyło się grę reprezentacji Polski w meczach z Holandią (0:1) oraz Bośnią i Hercegowiną (2:1), człowiek mógł wpaść w taki stan psychiczny, że cierpienia jakie przeżywał młody Werter w słynnym dziele Goethego były ledwie popierdółką. On wszakże cierpiał z miłości. Tymczasem kibice naszej kadry dostawali mieszanką nudy, depresji, poczucia beznadziei oraz braku perspektyw na lepszą przyszłość. Z kolei te trzy październikowe spotkania z Finlandią (5:1), Włochami (0:0) oraz Bośnią i Hercegowiną (3:0) wyglądały już zgoła odmiennie. Oczywiście to nie było nie wiadomo jakie mistrzostwo i do poprawy wciąż jest sporo, ale były one naprawdę niezłe. W porównaniu do poprzedniego zgrupowania, progres był widoczny niemal na każdym polu. Ale po kolei.

  1. W młodzieży siła

Przez długi czas Jerzemu Brzęczkowi zarzucano, że boi się odważniej postawić na młodych. Jeden Kamil Jóźwiak wiosny nie czynił. No to nasz selekcjoner wreszcie się odważył i wyszedł na tym znakomicie. Jakub Moder, środkowy pomocnik Lecha Poznań, a już niedługo angielskiego Brighton, wskoczył do środka pola kadry jak do siebie. Debiutował w kadrze, a wyglądał jak prawdziwy lider środka pola. Pewność w rozegraniu, dobra praca w defensywie, spory udział w akcjach ofensywnych. Wszystko czego możemy oczekiwać od dobrego środkowego pomocnika. Moder to człowiek, który w rok przebył drogę z ławki rezerwowych Lecha, przez stanie się najlepszym zawodnikiem tej drużyny, sprzedaż do Anglii za rekordowe w skali Ekstraklasy 11 mln euro, aż po świetne występy w pierwszej jedenastce dorosłej reprezentacji. Jak będzie rozwijał się tak dalej, to na przyszłorocznym Euro posadzi na ławce konkurencję.

Podobnie sprawa ma się z Sebastianem Walukiewiczem. On akurat już od dłuższego czasu istnieje w świadomości ekspertów jako duży talent. W minionym sezonie na wiosnę (w sumie lato przez koronawirusa) przebił się do wyjściowej jedenastki włoskiego Cagliari, a teraz rozegrał swoje dwa pierwsze mecze w dorosłej kadrze. To trzeba tu mocno podkreślić, bo biorąc pod uwagę jak 20-latek grał przeciw Finlandii i Włochom, nikt normalny nie uznałby że to debiutant. Niemal nie do przejścia na ziemi, pewny w powietrzu, a na dodatek świetnie rozgrywał piłkę, co wśród polskich stoperów rzadko się zdarza. Pokazał że polska kadra wreszcie ma więcej opcji na środku obrony niż para Kamil Glik i Jan Bednarek. Dzięki niemu żadnych Thiago Cionków, czy innego diabli wiedzą kogo już nie uświadczymy.

Na koniec kolejne odkrycie w polskiej Ekstraklasie w minionym sezonie, Michał Karbownik. Na jakiej on pozycji gra to w sumie nikt nie wie, bo jak dotąd występował głównie jako lewy obrońca, w Legii ostatnio widujemy go na prawej obronie, a sam twierdzi że najlepiej się czuje w roli środkowego pomocnika. Najważniejsze jest jednak to, że gdziekolwiek się go nie wpuści, on daje jakość. Może spośród trzech debiutantów on zrobił najmniejsze wrażenie, ale to absolutnie nie znaczy że grał źle. Grał naprawdę solidnie, a biorąc pod uwagę jak przeklętą od lat pozycją jest w naszej kadrze lewa obrona, absolutnie można się tym zadowolić, zwłaszcza mając na uwadze iż może być o wiele, wiele lepiej. Już niedługo razem z Moderem będzie chciał przebojem wedrzeć się do składu Brighton (jego kupili z Legii Warszawa za ok. 4 mln euro) i naprawdę ma potencjał, aby tego dokonać.

  1. Koszmarny Karolek, co zmienia się w Karola i finezyjny rębajło

Jak dotąd występy Karola Linettego w reprezentacji kojarzyły się raczej z pasmem klęsk niż sukcesów. Od kogokolwiek nie dostałby szansy, doszczętnie je marnował, w niczym nie przypominając Linettego z Serie A, w której był przez lata ważną częścią składu Sampdorii, a aktualnie robi to samo w Torino. Zresztą Jerzy Brzęczek niechętnie na niego stawiał. Zdarzało się, że na zgrupowaniu zagrał każdy oprócz właśnie Karola. Na taką szansę jaką dostał teraz, czekał prawie dwa lata. Ale tą wykorzystał w pełni. Zarówno przeciwko Finlandii jak i Bośni i Hercegowinie widzieliśmy takiego Linettego, jakiego chcemy. Grającego odważnie, angażującego się w akcje ofensywne oraz defensywne. Nie przestraszonego chłopaczka, którym każdy rywal pomiatał jak wcześniej. Wszystko to okraszone golem z Bośniakami, na którego zasługiwał jak mało kto.

W środku pola zaczyna nam się robić problem, ale taki z gatunku tych które chciałby mieć każdy trener. Kłopot bogactwa. Wszakże oprócz Linettego, Modera i Mateusza Klicha, który również pokazał wreszcie dobrą grę, świetnie zaprezentował się także Jacek Góralski. A przecież tym razem na zgrupowaniu nie było Piotra Zielińskiego, który walczy z koronawirusem. Co do Góralskiego, on zaprzeczył wszystkim stereotypom dotyczącym jego gry. Powszechnie uważany jest bowiem za typowego defensywnego pomocnika. Wojownika środka pola, który nie grzeszy techniką, ani kreatywnością, za to walczy, kopie i gryzie trawę. I faktycznie, Góralski w meczu z Bośniakami biegał, walczył, robił wślizgi. Ale oprócz tego potrafił świetnie rozegrać piłkę, wykazując się znakomitą wizją gry. Powinien mieć też asystę, ale Robert Lewandowski zmarnuje jedną stuprocentową okazję na kilkadziesiąt takich i pech chciał, że tym razem zmarnował akurat tą po podaniu Góralskiego. Jeśli tak miałby grać każdy „prosty, boiskowy rębajło”, to ja poproszę takich więcej.

  1. Solidna obrona to podstawa

Trzy mecze i tylko jeden stracony gol, gdy spotkanie z Finlandią było już rozstrzygnięte. Taki bilans mówi jasno, że nasza defensywa wykonała bardzo dobrą robotę w trakcie tej przerwy reprezentacyjnej. O świetnie grającym Walukiewiczu już mówiłem. Ale tak naprawdę każdy z naszych regularnie grających stoperów spisał się dobrze. Kamil Glik przeciwko Włochom oraz Bośniakom był skałą nie do przejścia, a już zwłaszcza przy pojedynkach główkowych, których był panem i władcą. Jan Bednarek z kolei potrafił się dostosować oraz dobrze uzupełnić z partnerem. Niezależnie czy obok niego grał Glik czy Walukiewicz, a to nie było regułą w meczach kadry w wykonaniu Bednarka. Bramkarze nie mieli za dużo pracy, ale za każdym razem gdy mieli szanse na interwencję, nie popełniali błędów. Nie zawiodły również boki obrony. Tomasz Kędziora drugim Łukaszem Piszczkiem nie jest, ale daje solidny reprezentacyjny poziom, co tym razem w pełni wystarczyło. Nawet przeciwko Włochom gdy miewał problemy, był w stanie do końca walczyć o naprawę błędów. Na lewej obronie w trzech meczach grało trzech różnych ludzi. Oczywiście przeciwko Włochom grał tam Bartosz Bereszyński, który nie lubi grać z lewej strony i nie powinien, ale tym razem dawał radę. Arkadiuszowi Recy przyda się złapanie lepszego rytmu meczowego, a Michał Karbownik nie będzie potrzebny na tej pozycji, jeśli do zdrowia wróci Maciej Rybus, który wciąż jest wg mnie najlepszą opcją na tej pozycji. Tym razem wyeliminował go COVID-19.

  1. Krychowiak, czyli piłkarz „płytki”

Określenie „płytki” w podtytule nie jest pod żadnym pozorem formą ubliżenia, czy skrytykowania Grzegorza Krychowiaka. Chodzi bowiem o to, że tak jak w wodzie na płyciźnie wszystko dokładnie widać, tak u niego zawsze widać jak na dłoni, czy jest przygotowany fizycznie w odpowiednim stopniu. Tym razem nie był. Krychowiak jak mało który piłkarz tak gwałtownie reaguje na spadek formy fizycznej. Nie potrafi go przykryć, gdy problem się pojawia. Od razu widać to po jego grze. Dobrze przygotowany Krychowiak jest generałem środka pola, dającym wiele zarówno z przodu, jak i z tyłu. Widać go wszędzie, rozgrywa bardzo dobrze i aż chce się patrzeć. „Krycha” nie do końca przygotowany, to taki jak ten z minionego zgrupowania. Poruszający się jak wóz z węglem, niepewny w rozegraniu, notujący głupie straty. Mimo jego gorszej dyspozycji, śmieszą mnie komentarze niektórych kibiców. Że to drewniany piłkarz i najlepiej go nie powoływać, bo inni lepsi. Tylko że Krychowiak prędzej czy później dojdzie do formy. A gdy to zrobi, znów będzie mógł dawać tej kadrze więcej niż jakikolwiek inny pomocnik. Nie można kogoś odpalić po jednym słabszym okresie i Jerzy Brzęczek doskonale o tym wie.

  1. Co tu o Panu napisać, Panie Jerzy?

Nie wiem czy Jerzy Brzęczek jest właściwym człowiekiem, na właściwym miejscu. Są zgrupowania jak to ostatnie, po których można stwierdzić że coś w tym  człowieku jednak jest z dobrego trenera, bo nasza kadra daje jakieś nadzieje. Ale są też takie jak te z września, po których większość polskich kibiców przed snem odmawia pierwszą zwrotkę słynnej Modlitwy Polaka z „Dnia Świra”, z tym że proszą o „dopierdolenie” Brzęczkowi, a nie sąsiadowi. Wiem natomiast na pewno, że to jest ten przypadek, do którego najlepiej podchodzić z chłodną głową. Konstruktywnie krytykować, gdy należy się krytyka i chwalić, gdy należą się pochwały. To więc zamierzam zrobić. Pochwalić, bo on swoją dużą rolę w lepszej grze Polaków w ostatnich trzech meczach miał. Postawił w końcu na młodych, głodnych gry zawodników. Nasza drużyna w końcu nie czekała nie wiadomo na co i nie grała ataku pozycyjnego na zasadzie „długa piłka do Lewandowskiego i zobaczymy co zrobi”. Owszem ktoś mógłby powiedzieć, że nasi piłkarze byli indywidualnie w lepszej formie. Ale bez trenera nie ma dobrej gry. Na co stać tę kadrę, dalej do końca nie wiadomo. Ważnych odpowiedzi może udzielić listopadowe zgrupowanie, gdy zagramy z bardzo silnymi Ukraińcami, Włochami oraz Holendrami. Wtedy będziemy bardziej w stanie określić na co nas stać wśród czołowych reprezentacji Europy.


Autor: Bartosz Królikowski

Zdjęcie: Instagram

Bartosz Królikowski

Jestem człowiekiem wspaniałego miasta Szczecin, studiującym we włościach wrocławskich. Dawno temu uzależniłem się od sportu, przede wszystkim od piłki nożnej, sportów walki oraz sportów zimowych. I nie, nie mam zamiaru iść na żaden odwyk. Zdecydowanie wolę zarażać innych swoją pasją, a rola dziennikarza sportowego idealnie się do tego nadaje

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *