Legendarna polska siła zatriumfowała! Jan Błachowicz nowym mistrzem UFC w wadze półciężkiej

Historia została napisana! MAMY TO! Czy raczej ON to ma. Jan Błachowicz na przekór wielu ekspertom, bukmacherom, amerykańskim kibicom zdemolował Dominicka Reyesa, brutalnie nokautując go w drugiej rundzie i zdobył pas mistrzowski UFC w wadze półciężkiej. Został on tym samym pierwszym w historii polskim czempionem amerykańskiej federacji wśród mężczyzn.

Od początku walki widać było, że Dominick Reyes czuje respekt przed siłą ciosu Jana Błachowicza. Nie atakował tak pewnie i ochoczo jak w walce z Jonem Jonesem. Nie imponował też tak szybkością jak przeciwko „Bonesowi”. To Błachowicz częściej inicjował ataki, co nie jest częste w wykonaniu bardzo wyrachowanego w swych poczynaniach Polaka. Cieszynianin wiedział, że nie może dać się Amerykaninowi rozpędzić i znalazł na to znakomite remedium. Kopnięcia na korpus. Już po pierwszych 3-4 minutach walki od potężnych middle-kicków Polaka na żebrach Reyesa pojawiła się sporych rozmiarów rana. Amerykanin wyraźnie odczuł kopnięcia Błachowicza, gdyż miał problemy z mobilnością. „Cieszyński Książę” poczuł krew i w drugiej rundzie kontynuował doskonałą bokserską pracę. Mądrze wybierał momenty do ataku i świetnie unikał ciosów rywala. W końcu jeden z celnych prostych polskiego wojownika pogruchotał nos Reyesa. To był początek końca walki. „The Devastator” czuł że jest w wielkich opałach, więc postawił wszystko na jedną kartę. Ruszył zdecydowanie z atakiem na Polaka, lecz nie z Jankiem te numery. Znakomity prawy wstrzymał rywala, a potężny lewy sprawił, że ciało Reyesa zrobiło się wiotkie. Błachowicz dopadł Amerykanina w parterze i potwornymi bombami na głowę przeciwnika, zmusił sędziego do przerwania walki. Amerykański sen naszego reprezentanta właśnie się spełnił!

Prawie sześć lat w UFC. Przeszło 15 walk dla amerykańskiego giganta. Wzloty i upadki. Gorzkie porażki i fantastyczne triumfy. On miał tego nie dokonać. Jego sufit miał być znacznie niżej i może przez chwilę był, ale on aktywował swoją legendarną polską siłę, przebił się przez ograniczenia które narzucali mu inni, a co za tym idzie pokazał, że dla niego nie ma aktualnie żadnych limitów. Przed walką z Dominickiem Reyesem wielu skazywało go na porażkę, kibice ciągle przypominali że Reyes prawie dokonał niemożliwego w walce z Jonem Jonesem. Mówili że rywal szybszy, młodszy, ciągle się rozwija, wchodzi w najlepszy wiek. Ale to Jan Błachowicz znów udowodnił, że to jest JEGO czas. Nieważne co było przed walką. Istotne jest teraz tylko to, że Jan Błachowicz złotymi zgłoskami wpisał się w historię polskiego oraz światowego MMA i nikt nie ma prawa powiedzieć, że nasz reprezentant na coś nie zasługuje, na coś jest zbyt słaby.

Co teraz przed „Cieszyńskim Księciem”? Najpierw na pewno narodziny syna, wszakże to chwalebne wydarzenie będzie mieć miejsce najpewniej w grudniu. Później z kolei nadejdzie czas obrony tego co jego. Jeszcze w oktagonie świeżo po walce wyzywał do walki Jona Jonesa, byłego mistrza, który co prawda dopiero niedawno ogłosił przejście do wagi ciężkiej, jednak to jest człowiek zmieniający zdanie częściej niż większość ludzi. Zresztą krótko po wygranej Błachowicza na Twitterze kusił powrotem do półciężkiej. Na konferencji prasowej po triumfie, „Cieszyński Książe” powiedział, że bardzo poważnie rozważa także kandydatury Thiago Santosa, który kiedyś go znokautował, oraz mistrza wagi średniej Israela Adesanyi. Ten z kolei w walce wieczoru tej samej gali zmasakrował niepokonanego dotychczas Brazylijczyka Paulo Costę.


Autor: Bartosz Królikowski

Zdjęcie: Instagram

Bartosz Królikowski

Jestem człowiekiem wspaniałego miasta Szczecin, studiującym we włościach wrocławskich. Dawno temu uzależniłem się od sportu, przede wszystkim od piłki nożnej, sportów walki oraz sportów zimowych. I nie, nie mam zamiaru iść na żaden odwyk. Zdecydowanie wolę zarażać innych swoją pasją, a rola dziennikarza sportowego idealnie się do tego nadaje

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *