O sporcie słów więcej niż kilka #4 – Co jest teraz muzyką sportu? Cisza bracie

Zatem stało się. Piłka nożna powróciła. Bundesliga postawiła pierwszy krok ku jako takiej normalności i teraz powinniśmy już tylko przeć do przodu. Oczywiście wciąż musimy zgodzić się na pewne ustępstwa, które dla wielu będą trudne do zaakceptowania. Jednak to jest czas, gdy musimy wybierać to, co konieczne, a nie to, co przyjemne, by mieć cokolwiek.

Myślę, iż wszyscy zgodzimy się, że weekendowe mecze Bundesligi oglądało się dziwnie. Bez kibiców tworzących atmosferę i z dziwnymi cieszynkami piłkarzy. Akurat ta wytyczna, by unikać kontaktu cielesnego przy celebracji gola jest dla mnie niezrozumiała. Piłkarz, ciesząc się z bramki i tuląc kolegę z zespołu, może się zarazić, a walcząc ciało w ciało z rywalem o piłkę już nie? Rozumiem tzw. „minimalizację ryzyka”. Ale jeżeli zawodnik nie zaraził się od kolegi, przebierając się w tej samej szatni, kopiąc tę samą piłkę, ścierając się pod tym samym polem karnym, to podczas celebracji też się nie zarazi. Ale zostawmy już to, bo to jest akurat najmniej istotna kwestia.

Obecnym hymnem piłki nożnej, zdecydowanie mogłaby być piosenka „Sound of Silence”. Czy w oryginale Simona&Garfunkela, czy w wersji zespołu Disturbed (obie uważam za świetne), to bez znaczenia. Cisza. Przenikliwa, zadziwiająca, nietypowa cisza, bijąca z pustych trybun. Koronawirus powoli się cofa, pomału zaczynamy z nim wygrywać, ale wciąż, niczym zakładników, trzyma on wiele ważnych dla nas aspektów. Futbol to piłkarze, futbol to kibice. Piłka nożna jest dla fanów. Jednak odczuwam lekkie zażenowanie, czytając komentarze typu: „mecz bez kibiców na trybunach, nie ma najmniejszego sensu”. Czyli co, lepiej, żeby w ogóle go nie było? Owszem, na stadionie fanów nie ma, ale ogólnie są. Przed telewizorami czy radioodbiornikami. Zresztą nawet gdy kibic nie może obejrzeć spotkania swojej ukochanej drużyny, to w obecnej erze Internetu i tak sprawdza co jakiś czas wynik. Jest ze swoimi ulubieńcami mentalnie, a oni dla niego grają. Jestem pewien, że wielu kibiców Borussii Dortmund szlag trafiał, że nie mogli na żywo obejrzeć, jak ich drużyna gromi w derbach największego rywala, czyli Schalke (4:0). Jednak gdyby ten mecz się nie odbył, to ta wielka wygrana w ogóle nie miałaby miejsca i nie byłoby się z czego cieszyć. Cisza na trybunach jest tym ustępstwem, na które po prostu musimy się zgodzić. Czymś do czego trzeba się przyzwyczaić, bo tylko tak, my, widzowie, możemy cieszyć się emocjami sportowymi, a zawodnicy mogą robić to, co kochają. Widać było, że sami piłkarze byli nieco zdezorientowani czasami brakiem kibiców. We wspomnianym już meczu Borussia – Schalke, gdy gracze BVB zdobyli bramkę na 4:0 po kapitalnej akcji, zamiast celebrować wspaniałego gola, sprawiali wrażenie, jakby nie wiedzieli, jak mają się cieszyć. Ta sytuacja jest wszakże trudna dla nas wszystkich. Potrzebny jest po prostu czas. Czas, który tym razem biegnie na naszą korzyść.

Jednak ja dostrzegam też pewne pozytywne aspekty tej ciszy. Dzięki temu, iż jest tak bezgłośnie, możemy usłyszeć rzeczy, których nie słyszeliśmy wcześniej. Na przykład, jak zawodnicy się ze sobą komunikują. Oczywiście przez to czasami słychać rzeczy niecenzuralne, jak na przykład, gdy obrońca Schalke Jean Clair-Todibo kazał napastnikowi BVB, Erlingowi Brautowi-Haalandowi, „iść pier****ć swoją babcię”. Jednak  bardziej uważni widzowie mogą wychwycić podpowiedzi trenerów albo czasem komunikaty zawodników. Zresztą ten aspekt lepiej widoczny jest w MMA. UFC w ubiegłym tygodniu zorganizowało kolejne dwie gale, a dzięki ciszy można było usłyszeć choćby co w przerwach pomiędzy rundami, swoim podopiecznym do powiedzenia mają trenerzy. Na co zwracają uwagę, w jaki sposób mówią, jak motywują do dalszej walki.

Jak zatem widać, z obecnej sytuacji można wyciągnąć pozytywy, tak niezbędne do wytrzymania. Przystosowywanie się do rzeczywistości jest jedną z najlepszych cech, jaką ma człowiek. Będzie to wymagało czasu, ale jestem pewien, że przyzwyczaimy się do tej ciszy, która z nami po prostu i tak będzie jeszcze przez przynajmniej kilka miesięcy. Dzięki temu, paradoksalnie, gdy kibice wreszcie powrócą na trybuny, to z większą ulgą oraz radością, ową ciszę pożegnamy.


Autor: Bartosz Królikowski

Zdjęcie: Instagram

Bartosz Królikowski

Jestem człowiekiem wspaniałego miasta Szczecin, studiującym we włościach wrocławskich. Dawno temu uzależniłem się od sportu, przede wszystkim od piłki nożnej, sportów walki oraz sportów zimowych. I nie, nie mam zamiaru iść na żaden odwyk. Zdecydowanie wolę zarażać innych swoją pasją, a rola dziennikarza sportowego idealnie się do tego nadaje

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *