„Chłopaki z Marsa” – recenzja
Komandosi nie należą do wylewnych. Taka specyfika zawodu. Czasem jednak niektórzy uchylą rąbka tajemnicy. Jak Naval, autor Chłopaków z Marsa.
O autorze
Zazdrośnie strzeże swojej prywatności – nie znamy nawet jego prawdziwych personaliów. O przeszłości niewiele mówi – pracował jako ślusarz-spawacz, potem odbył służbę zasadniczą w 1. Pułku Specjalnym. Po służbie na chwilę wrócił do cywila, by zyskać średnie wykształcenie niezbędne do służby w GROM-ie. Po przejściu selekcji przez 16 lat służył we wspomnianej jednostce, w tym 14 jako operator zespołu bojowego. Obecnie prowadzi firmę NAVAL Polska, w której dzieli się wiedzą z zakresu wojskowości i ochrony osób. Napisał także Przetrwać Belize poświęcone szkoleniu polskich komandosów w Ameryce Centralnej, Ostatnich gryzą psy o selekcji do GROM, Camp Pozzi o działaniach GROM w Iraku i Zatokę o działaniach GROM na wodach Zatoki Perskiej.
O książce
To nie jest poezja, literatura piękna czy reportaż. To literatura faktu spisana z perspektywy zwykłego człowieka, który był świadkiem opisanych wydarzeń. Opisanych językiem prostego chłopaka, bo adresowana jest do szerokiego grona. Po prostu opisuje po kolei, co się działo i co czuł Naval w danej chwili.
To nie jest historia jednego człowieka, na co wskazuje tytuł. Naval zamieścił też historie swoich kolegów – jak zostali operatorami, jak toczyły się ich losy w jednostce. Całość składa się na niesamowity obraz braterstwa między operatorami. Oni znali się na wylot, wiedzieli nawet, jak poszczególni koledzy rozstawiają nogi podczas działań. Znacie drugie takie miejsce, gdzie współpracownicy rozumieją się tak głęboko?
Demitologizacja
O komandosach można pomyśleć, że śmierć, zespół stresu pourazowego, rany, etc. ich nie dotyczą, bo to nie są zwykli żołnierze. Bzdura, o czym informuje Naval na własnym przykładzie. Zwykły opis wizyty w markecie pokazuje, jak u operatora elitarnej jednostki po powrocie z wojny miesza się nawigacja po sklepie z nawigacją po szturmowanym budynku, a dźwięk zamykanego bagażnika z dźwiękiem ostrzału. To ważne w kontekście mitologicznych wyobrażeń specjalsów – większość z nich gloria i fani zwyczajnie irytują, tych drugich większość chętnie wysłałaby w rejon działań.
Nieśmiertelność komandosów obala sam wstęp do książki. Lista poległych kolegów na stronie tytułowej pokazuje, że komandosa mogą zabić zwykli, niepiśmienni partyzanci.
A przede wszystkim, komandosi to ludzie. Z życiem, rodzinami, pasjami i problemami. O tym też Naval przypomina, choć akcentuje ich niezwykłe cechy. Jednak codzienne życie komandosa niewiele różni się od naszego.
O czym mowa?
Naval tłumaczy działania i taktykę jednostki specjalnej jak proste działania na liczbach jednocyfrowych, choć w rzeczywistości jest to raczej fizyka kwantowa. Dzięki temu nawet laik, nieznający choćby podstaw wojskowości, będzie w stanie sobie wyobrazić i zrozumieć działania. Do tego krótko i zwięźle wyjaśnia genezę wojny z terroryzmem, począwszy od historii Afganistanu w latach 80.
Gdy opadnie kurz
Naval opisuje też, jak z dynamicznej rzeczywistości wojny trafia w wir życia codziennego po powrocie. Po chwili splendoru następują komisje lekarskie, bieganie po jednostce z dokumentami, proces komputeryzacji całej jednostki. Kolejne rozprawienie się z obiegowymi mitami na temat lgnących fanów, wielostronnicowych wywiadów i Bóg wie, czego jeszcze.
Książkę z czystym sumieniem można polecić każdemu miłośnikowi militariów i jednostek specjalnych, a także po prostu ludziom ciekawym świata – można z niej kompleksowo poznać pracę najlepszej polskiej jednostki specjalnej. 9/10.
Autor: Paweł Wilczkowiak
Zdjęcie: Wikipedia