Gunna – WUNNA

Raper z Atlanty szlifuje swój styl, z każdym albumem pokazując coraz większą kreatywność i niezależność od ciągłego wpływu Young Thuga. To, co sprawiało, że poprzednie albumy stawały się monotonne, Gunna zdołał częściowo zamienić w atrakcyjną cechę.

Jeden z wychowanków YSL Records, samozwańczy Dripavelli, szansę od Young Thuga otrzymał w 2016 roku w utworze Floyd Mayweather. Na sukces nie musiał czekać długo – już w 2018 roku wydał świetnie przyjęty mixtape Drip Season 3, który powstał w ścisłej współpracy z producentem Metro Boomin. Przyniósł Gunnie duży rozgłos, głównie za sprawą singli Sold Out Dates i Oh Okay, które zawierają gościnne zwrotki od Younga Thuga i Lil Baby’ego. Mimo to, najlepsze utwory Gunny to te, w których on sam „płynie” po bicie. Słowo „płynie” nie pada tu przypadkowo, bo nazwy wszystkich albumów w pewien sposób nawiązywały do słowa „drip” (ang. kapać, ociekać). Z tego zwrotu raper zrobił swój znak rozpoznawczy, używając go do opisania wartości i atrakcyjności swoich ubrań i biżuterii.

Hype na twórczość Gunny eksplodował za sprawą gościnnego występu na Astroworld Travisa Scotta i mixtape’u Drip Harder nagranego wspólnie z Lil Baby. Hipnotyczne flow i produkcja Turbo i Wheezy’ego uczyniły ze wspomnianego mixtape’u, jeden z lepszych projektów obu artystów. Duże oczekiwania zostały w większości zaspokojone przy premierze Drip or Drown 2. Nie był to jednak projekt idealny. O ile warstwa produkcyjna nie zawodziła, to zwrotki na utworach takich jak Speed It Up czy Cash War były wręcz frustrujące i ciężkie do słuchania. Ostatecznie jednak album osiągnął sukces, a Gunna znalazł się w gronie moich ulubionych raperów.

Nowy projekt, według samego autora, ma być odejściem od dotychczasowego stylu. Manifestuje to, odcinając tytuł od dotychczasowej koncepcji wokół słowa „drip”. Przypływ świeżości słychać już w pierwszym utworze. Mimo że flow na ARGENTINA jest dosyć standardowe,  Gunna prezentuje dużo większą pewność siebie. Komfort i spokój w jego głosie, połączony z barwnym podkładem, pełnym najróżniejszych instrumentów, stanowi świetne otwarcie. Nastrój bardzo szybko zmienia dynamiczny i głośny GIMMICK. Mocne uderzenia 808 i agresywna nawijka, przystrojona dźwiękami dzwonka bokserskiego wygeneruje niejedno pogo na koncercie. Utwór bardzo płynnie przechodzi w bardziej stonowany MOTW i muszę w tym miejscu przyznać, że WUNNA to projekt, który płynie. Album jest tak jednolity brzmieniowo, że można go nazwać koncepcyjnym, a jego zadaniem jest wprowadzić słuchacza w inny wymiar. Zresztą w ten koncept wpisuje się również okładka projektu.

ADDYS to jeden z niewielu kiepskich utworów, w którym ciągnie się schemat, będący największą wadą poprzednich projektów. Nudny refren, przeciętny bit, a całość brzmi jak gorsza wersja One Call.

Jedną rzecz trzeba jasno powiedzieć  – mumble rap nie jest dla każdego. W nowym albumie Gunny, jak i z resztą w całej twórczości, na próżno doszukiwać się rozbudowanych porównań i ambitnych tekstów. Nie świadczy to w żadnym wypadku o braku umiejętności, bo ich nie można mu odmówić, co udowadnia przy wielu okazjach w całym projekcie. Są jednak momenty, w których flow i tematyka robią się monotonne, ale z ratunkiem przychodzi wtedy produkcja. To duża poprawa względem Drip or Drown 2, gdzie niektóre utwory całościowo brzmiały na niedopracowane.

Największą niespodzianką jest fakt, że występy gościnne to jedna ze słabszych cech tego albumu. Nie są złe, ale poza  Travisem Scottem, nie wnoszą zbyt wiele różnorodności. Szczególnie zaskakujący jest nijaki wers Younga Thuga na DOLLAZ ON MY HEAD. Zdecydowanie ciekawsze są utwory, na których Gunna sam zmienia  flow lub konstrukcję utworu, jak w przypadku NASTY GIRL/ON CAMERA. Kosmiczne przejście w połowie utworu, doskonale oddaje zmianę nastroju, a obydwie części są pełne fantastycznych, drobnych akcentów dźwiękowych.

Poza klimatycznymi, nastrojowymi kawałkami, na albumie znajduje się też bardzo wiele barwnych i lekkich bangerów. MET GALA czy SKYBOX – to dobrze zrealizowane, melodyczne hity, do których z pewnością będę wracał latem.

Końcówka albumu, podobnie jak początek, przechodzi bardzo płynnie i jest satysfakcjonującym finiszem. Z wyjątkiem przerywnika w postaci TOP FLOOR, bardzo podobnego brzmieniowo do Hot z So Much Fun Younga Thuga, utwory przyjmują retrospektywny i motywujący wydźwięk. Ładne zamknięcie bardzo dobrego albumu. Poza pojedynczymi wyjątkami, bardzo ciężko jest się do czegoś przyczepić.

Gunna zdecydowanie przewyższył moje oczekiwania, które i tak były wysokie i pokazuje, że to dopiero początek bardzo obiecującej kariery.


Andrzej Kotkowski

Andrzej Kotkowski

Słucham albumów od początku do końca. Lubię wymagającą muzykę, ale na parkiecie wyginam się do radiowych hitów. Post-memy to moje dirty pleasure. Pamiętajcie, że w recenzjach zapisuje moje zdanie, ok?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *