Misja Greyhound – niebezpieczna gra w statki

Dobry człowiek – to określenie przychodzi nam na myśl, kiedy mowa o Tomie Hanksie. Jeden z najbardziej uznawanych aktorów współczesnego kina, dwukrotny laureat Oscara, po raz kolejny udowodnił, że znakomicie odnajduje się w roli tak zwanego „everymana”, prostego człowieka o wielkim sercu.

„Misja Greyhound” to efekt współpracy Hanksa z reżyserem Aaronem Schneiderem. Aktor jest głównym producentem, a oprócz tego napisał także scenariusz do filmu, na podstawie książki C.S. Forestera o tym samym tytule. Film miał trafić do kin 10 lipca tego roku, jednak ze względu na pandemię koronawirusa został wykupiony przez platformę Apple TV+ i udostępniony subskrybentom.

Ernest Krause dostaje zadanie przeprowadzenia konwoju statków z alianckimi żołnierzami przez Atlantyk. Jest to jego pierwsza misja jako kapitana. Najtrudniejszą częścią drogi jest przeprawa przez „czarną strefę” – odcinek, na którym okręty nie mogą liczyć na pomoc z powietrza i są zdane jedynie na siebie. Szybko okazuje się, że nie będzie to spokojna podróż. Statek ze wszystkich stron atakują niemieckie U-Booty, a jedyną skuteczną formą walki z napastnikiem są dokładne wyliczenia i przemyślane rozkazy kapitana. Krause, pomimo zagrożenia, stara się zachować spokój. Zdaje sobie sprawę z tego, że losy tej potyczki zależą przede wszystkim od jego decyzji.

Schneider i Hanks nie marnowali czasu. Film jest pełen akcji niemal od samego początku, aż do ostatnich minut. Nie poznajemy historii życia bohaterów, nie wyłaniają się żadne silne cechy ich charakterów. Dialogi pomiędzy nimi są lakoniczne, można wyłapać jedynie precyzyjne informacje na temat spraw technicznych. Scenariusz wydaje się prosty, co nie jest wadą, ponieważ przedstawione sceny są konkretne i przemyślane. Najprawdopodobniej był to celowy zabieg, aby skupić uwagę widzów na samej walce i przedstawić jej nietypową formę. W obrazie dominują efekty specjalne. Niestety, przez dość niski budżet, są one bardzo wyraźne i w niektórych ujęciach przypominają bardziej sceny z gry komputerowej, niż pełnometrażowego filmu. Jest to zdecydowanie największy minus tej produkcji.

Postać grana przez Toma Hanksa nie wyróżnia się niczym specjalnym na tle jego innych ról. Ernest Krause nie jest bohaterem tak spektakularnym jak Forrest Gump czy Chuck Noland („Cast Away – poza światem”), jednak swoim spokojem i bijącą dobrocią niewątpliwie wpisuje się w typ postaci Hanksa. Nie poznajemy szczegółów z życia kapitana , jednak na podstawie wybranych scen poznajemy pewne cechy jego charakteru. Krause jest bardzo odpowiedzialny – czuje, że w chwili zagrożenia wszyscy na nim polegają, a on nie chce nikogo zawieść. Przejmuje się swoją pracą oraz cierpieniem każdego człowieka, odczuwa wyrzuty sumienia, gdy ktoś zostaje ranny w wyniku walki.

W „Misji Greyhound” wyraźnie czuć strach bohaterów. Sceny wyłaniających się z wody U-Bootów, polujących na okręt kapitana Krausego niczym wilki, napawają grozą. Nie jest to typowy film wojenny, ponieważ cała akcja rozgrywa się na oceanie, jeszcze przed dotarciem do samego centrum działań zbrojnych. Jest to ciekawy element historii, o którym rzadko się słyszy, kiedy mowa o II wojnie światowej. Nie pojawiają się kwestie dobra całego narodu, typowe dla tego gatunku – najważniejsza jest wola przeżycia kilku jednostek i właśnie to trzyma widza w napięciu przez cały film.


Autor: Julia Siepsiak

Zdjęcie: Instagram

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *