O muzycznym rozkwicie słów kilka – recenzja „Mogło być nic” (2021)

Długo wyczekiwany drugi album studyjny Kwiatu Jabłoni – Mogło być nic – ukazał się w piątek 5 lutego. 2 lata i 4 dni dzielą debiutancki krążek Niemożliwe od Mogło być nic, choć jak mówi sam duet – niektóre utwory leżakowały w szufladzie znacznie dłużej. Czy ten kwiat ponownie zakwitł?

Neofolkowy album promowany był przez dwa single – Mogło być nic i Buka. O ile po przesłuchaniu Mogło być nic spodziewano się czegoś na kształt albumu pełnego instrumentalnego przepychu, tak po Buce mogła zostać uśpiona nie tylko czujność słuchaczy, ale i sami słuchacze. Okazuje się jednak, że album obfituje zarówno w elektryzujące, jak i kołyszące brzmienia.

Z pewnością Mogło być nic prześciga Niemożliwe w kwestii zrytmizowania. Będąc świadomą tendencji  rozwałkowywania i rozwlekania co drugiego utworu do granic wytrzymałości, dałam się mile zaskoczyć, gdy usłyszałam niespotykany dotąd groove w Przezroczystym świecie. Rytmiczność utworów podbija dodatkowo wyraźnie zarysowana linia basowa, która wcześniej była przez muzyków traktowana po macoszemu. Ten muzyczny rozwój w dużej mierze jest efektem współpracy z koncertantami, których tym razem Sienkiewiczowie zaprosili do studia. Wdzięczna mandolina Jacka wciąż dominuje jeśli chodzi o improwizację, lecz tym razem nie jest samotna. Duet urósł do miana pełnoprawnego zespołu, który proponuje bardziej rozbudowane aranże i szersze instrumentarium.

Nowe rozwiązania nie ominęły też przestrzeni wokalnej. Do tej pory brylowała w niej Kasia, a Jacek jedynie wspomagał ją w refrenach lub wielogłosach. Tym razem tworzą równy sobie duet, zarówno w kwestii instrumentalnej, jak i wokalnej. Technika, którą (tym razem konsekwentnie i profesjonalnie) posługuje się artystka, nazywana jest białym śpiewem. Umożliwia ona nadanie specyficznego ludowego charakteru, który jest niezwykle ważny w twórczości Kwiatu Jabłoni. W muzyce popularnej śpiewokrzyk odszedł do lamusa, jednak zdarzają się  pojedynczy wokaliści, jak Krzysztof Zalewski (czerpiący z nieskończonego źródła inspiracji, jakim jest  Czesław Niemen), którzy świadomie sięgają po niego w wyższych partiach wokalnych.

Ewolucja muzyczna swym zasięgiem objęła nawet ballady, które jako gatunek umiłowali sobie artyści. W przeciwieństwie do tych z krążka Niemożliwe, nareszcie usłyszeć można motywujące do działania, a nie usypiające pieśni. Owszem, wiele niedoskonałych rozwiązań zostało powielonych, lecz tym razem artyści nie tyle flirtują z muzyką pop, co realnie z nią romansują – i to w jakim retro stylu!

Poezja sienkiewiczowska zachwycała i wciąż zachwyca. Mówiący w tekstach snują mglistą historię końca świata i to w sposób dość metaforyczny. Chcieliby, żeby Ziemia (której, jak zaznaczają, wcale nie mamy na własność) na moment przestała się kręcić, żeby wskazówka zegara stanęła. Próbują uchwycić te abstrakcyjne sytuacje i towarzyszące im emocje, by poddać je opisowi. I faktycznie, w obliczu słów Chociaż wczoraj zaszło słońce to nie musi jutro wstać żyje się jakoś milej, bo przecież Mogło być nic, a jest wszystko.

Jednakże w warstwie tekstowej oprócz tego, co na zewnątrz, opisano także to, co wewnątrz. Artyści wpuszczają nas do swojego w miarę już umeblowanego domku pod jabłonką, ściągają maski i nieśmiale opowiadają o osobistych zmaganiach – o tęsknotach, lękach, miłostkach i miłościach. Nie silą się na wyniosłą poezję, nie wpadają w moralizatorski obłęd. Piszą o wielkich sprawach małymi słowami.

Wydawać by się mogło, że na Kwiat Jabłoni (jako twór muzyczny) składają się same niemodne elementy, bo kto dziś w Polsce słucha poezji śpiewanej czy muzyki folk? Powinno mówić się więc o mikrorynku muzycznym, mimo to Niemożliwe zaledwie kilka dni po premierze uplasował się na 7. miejscu OLiSu i nie schodził z niego przez długie tygodnie. Jak wiadomo, drugi album jest sprawdzianem dla artysty. To on dowodzi, czy głośny debiut nie wyszedł „przez przypadek”. Jak test zdało rodzeństwo Sienkiewicz?

Mogło być nic z Niemożliwe łączą więzy krwi prawie tak silne, jak te łączące Kasię z Jackiem. Jednak muzycy, zamiast skorzystać jedynie ze sprawdzonych patentów, poeksperymentowali i odkryli nowe, niekoniecznie konwencjonalne ścieżki. Okazuje się, że w tym szaleństwie jest metoda! Mimo widocznych podobieństw, pewnym można być jednego – muzyczny rozkwit, który dostrzec można już po jednorazowym przesłuchaniu albumu, zagwarantuje rodzeństwu nie mniejszy  sukces, niż poprzednim razem!


Autor: Julia Kiona

Zdjęcie: Kwiat Jabłoni/YouTube, Instagram

Julia Kiona

Zakochana w muzyce, romansującą z kinem nostalgiczka. Za dnia śpię, także odezwij się nocą. Gdybym była zwierzęciem, z pewnością byłabym wilkiem, który, o zgrozo, jest moim największym lękiem odkąd obejrzałam "Akademię Pana Kleksa". Nie wiem dlaczego księżyc drań nie chciał gadać z Andrzejem Zauchą, mi nie daje spokoju tak jak wszystkie możliwe scenariusze jutrzejszego dnia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *