Po jasnej stronie życia. ,,Ostatni czarny jednorożec” – recenzja książki

Jak przetrwać życiowe burze? Najlepiej z uśmiechem na ustach! To kiepska rada, zważywszy na fakt, jak trudno zachować dobrą minę do złej gry. Chyba że jest się Tiffany Haddish. Opowiadając trudną, kuriozalną historię, amerykańska stand-uperka zyskuje kontrolę nad narracją. W Ostatnim czarnym jednorożcu udowadnia, ile nieuświadomionej siły tkwi w jednym człowieku.

Tiffany Haddish to amerykańska komiczka, aktorka i producentka. Zaczynała jako szkolna maskotka, potem występowała na bat-micwach. Tam produkowała dobrą energię, niczym żwawy chomik na kołowrotku. Tę samą werwę przeniosła na scenę (jej stand-upy dostępne są dla polskiego widza na platformie Netflix). Wychowana w ubogiej dzielnicy Los Angeles, przerzucana z rąk do rąk, nie przebiera w słowach: “Bóg zrobił ze mnie worek treningowy”. I rzeczywiście, czytając Ostatniego czarnego jednorożca, można odnieść takie wrażenie.  

Książkę Haddish trudno przypisać do konkretnego gatunku literackiego. Najbliżej jej do zbioru przewrotnych anegdot eseistyczno-autobiograficznych, osobliwej wariacji w nurcie bildungsroman (powieści o budowaniu siebie). Spisane są w formie luźnej, niezbyt literackiej nawijki dziewczyny, która jeszcze jako nastolatka miała problemy z czytaniem i pisaniem. Pomimo pozornej chaotyczności wywodu, poszczególne rozdziały składają się w spójną opowieść o dorastaniu, drodze do sukcesu i ,,radykalnej samoakceptacji”. 

Odstręczające i przyciągające jednocześnie  takie są historie Tiffany. Niektóre wgniatają w fotel. Szokują brutalnością. Bywają gorzkie i przewrotne, jak niektóre prostackie dowcipy. Haddish opisuje sytuacje tak absurdalne, że aż niewiarygodne. Stręczycielstwo, bujanie się z gangusami, przemoc jako element kolorytu lokalnego – to rzeczywistość, w której wychowała się bohaterka. Swoich doświadczeń bynajmniej nie opisuje w sposób eufemistyczny. Podczas lektury wciąż miałam w głowie pytanie: Jak można być tak silnym i kruchym za razem? Kiedy Tiffany powie ,,dość”?  

W Ostatnim czarnym jednorożcu Tiffany dzieli się trudnymi epizodami z życia z niewiarygodnym wręcz dystansem i czarnym humorem. Już po lekturze pierwszych stron widać, że śmiech traktuje jako metodę walki z rzeczywistością. Haddish musiała szybko dorosnąć i zająć się najbliższymi, chociaż to oni powinni zapewnić jej opiekę i poczucie bezpieczeństwa. 

Książka powinna zawierać swego rodzaju trigger warning. Haddish opisuje wiele kontrowersyjnych wydarzeń, jak ,,nieuświadomione” molestowanie seksualne w domu zastępczym, epizod ze stręczycielstwem czy ,,litościwy seks” z niepełnosprawnym kolegą z pracy. Ponadto powiela stereotypy o czarnej społeczności w USA, jednak w tym wypadku niejako można ją usprawiedliwić. Tiffany opowiada o zajściach mających miejsce ponad dwadzieścia lat temu, kiedy zarówno wrażliwość jak i świadomość w tak delikatnych kwestiach była o wiele niższa. Nigdzie nie jest powiedziane, że dziś  w roku 2021 – podpisuje się pod swoimi opiniami.  

Ostatni czarny jednorożec musiał stanowić dla tłumaczek nie lada wyzwanie. Książka pełna jest slangowych wyrażeń, nie brakuje w niej żartów i odniesień, które w naszym kręgu kulturowym siłą rzeczy pozostaną nieczytelne. Natalia Moskal i Klaudia Zatorska decydują się na genialne wytrychy tłumaczeniowe, przekładając amerykańskie wyrażenia slangowe na ich polskie odpowiedniki, np. nazywając eleganckie fatałaszki faszyn from Raszyn, znane niemal każdemu bywalcowi internetów. W Polsce książka została opublikowana przez butikowe wydawnictwo Fame Art Books & Music, którego misją jest m. in. promocja niszowej, feministycznej literatury. Jaki cudem wulgarna, niepoprawna politycznie Tiffany Haddish wpisuje się w ten nurt? 

Nie wiem, czy dogadałabym się z kimś tak nonszalanckim i żywiołowym, jak Haddish. Nie trafia do mnie jej poczucie humoru, podczas występów bywa gruboskórna i prostacka, jednak mimo wszystko kobiecie należy się ogromny szacunek. Amerykańska komiczka inspiruje. Dzięki sprytowi, błyskotliwości i (przede wszystkim) wytrwałości, z biednej dzielnicy Los Angeles dotarła do Hollywood, gdzie wyrobiła sobie nazwisko. 

Czytając Ostatniego czarnego jednorożca, czułam się jak podczas słodko-gorzkich pogaduch z kumpelą. Jest śmiesznie. Popijamy wino, dzielimy się największymi przypałami i nagle… dostaję w twarz. Zza maski zdystansowanej zgrywuski wychyla się skrzywdzona dziewczynka, której los bynajmniej nie oszczędzał. Nigdy bym nie pomyślała, że ma za sobą tak trudne doświadczenia. 

Tiffany przetrwała niejeden „shitstorm”, jednak wciąż (i na przekór wszystkiemu) cieszy się z życia. Jeśli ona potrafi, to może i w naszym przypadku codzienna walka z rzeczywistością ma jakiś sens? 


Autorka: Kaja Folga

Zdjęcie: YouTube

Kaja Folga

Studentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Wrocławskim. Czarownica od strony matki. Tropicielka magii na co dzień i grzesznych przyjemności popkultury. Wielbicielka literatury pięknej, szczególnie japońskiej i rosyjskiej. Dla "Nowego" pisze o smaczkach z rzeczywistości, z dystansem, przymrużeniem oka i kotem na kolanach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *