Okno na (coraz dziwniejszy) świat
Lucrezia myje okno. Od kilku miesięcy, i pewnie przez następne kilka, okno jest jej łącznikiem z rzeczywistością. Mimo że jej samej myli się noc z dniem, a zegarek stał się zbędny, bo nie ma już czego wyznaczać, postanowiła podtrzymać zwyczaj wielkanocnych, wiosennych porządków.
Zwykle święta spędza tak, jak większość młodych Włochów; wraca ze studiów do rodzinnego miasteczka, choć jak mówi przysłowie, „Natale con i tuoi, Pasqua con chi vuoi”¹. Tam spotyka się ze starymi znajomymi, bo, owszem, życie w Neapolu jest różnorodne i bogate w nowe znajomości, ale nic nie zastąpi vecchi amici. Po obiedzie zazwyczaj zajada się babcinym ciastem w kształcie gołębicy.
Lecz w te święta Lucrezia nie wróci do Casaluce i nie będzie musiała sprzeciwiać się namowom babci do zjedzenia kolejnego kawałka ciasta Colomba. Zgodnie z dekretem Rady Ministrów Włoch z 22 marca na terenie całych Włoch aż do 13 kwietnia obowiązuje zakaz przemieszczania się poza granicę gminy zamieszkania.
Wewnętrzna (czy może też po części forsowana przez media) potrzeba solidarności każe mi odpowiedzieć Lucrezii, że ją rozumiem i jestem w takim samym położeniu. Ale to nieprawda. Odkładając na bok wątpliwe u nas obu sprawy religijności, wygląda na to, że jedyny wspólny element naszych świąt to umyte okna.
Ja jestem w Polsce, ona w Neapolu. W którymś momencie, kiedy rzeczy, o których mówi robią się zbyt poważne, Lucrezia żartuje, że dzięki codziennym rozmowom z bliskimi przez Skype’a zna już wszystkie ukryte i zaawansowane opcje programu do tego stopnia, że mogłaby zostać zatrudniona jako programistka. Ja również muszę korzystać ze Skype’a, ale nigdy nie byłam lotna w sprawach technologii. A kwarantanna w Polsce trwa jeszcze zbyt krótko, abym zaczęła rozumieć Skype’a na poziomie Lucrezii.
Od przeszło miesiąca jestem w domu, razem z najbliższą rodziną i czerpię przyjemność z siedzenia na tyłku. Jestem przekonana, że niektórzy obywatele również podzielają uczucie, do którego wstydzę się przyznać w czasie epidemii stawiającej nasze dotychczasowe życia w wielkim zawieszeniu; czuję dziwne poczucie ulgi, bo epidemia przymusiła mnie do naciśnięcia przycisku „zatrzymaj” właśnie wtedy, kiedy tego potrzebowałam. Czytając po raz setny “Dżumę” Alberta Camus – trochę z nudy, trochę z sentymentu – odkrywam na nowo, że przecież mogło się to wydarzyć w jakimkolwiek, mniej lub bardziej odpowiednim dla mnie i świata, momencie.
Mój dzień od nocy oddzielała do tej pory wieczorna przechadzka po okolicy, choć, według ostatnich zarządzeń, nie mogę już wychodzić na spacery bez konkretnego powodu. Patrole straży miejskiej mijają mnie bezgłośnie, kiedy idę z psem, ale przebywanie sam na sam ze swoimi myślami zawsze wzniecało we mnie pobudki obywatelskiego nieposłuszeństwa, więc następnym razem mam ochotę sprawdzić, czy spacerowanie wywołane niemożnością wytrzymania samemu ze sobą jest dla państwa polskiego wystarczającą wymówką do wyjścia z domu.
U Lucrezii wieczór zaczyna się “baci serali”, czyli wieczornymi buziakami, które zza okna (teraz już czystego) wysyła jej chłopak, wracający z pracy do domu. Pracuje w supermarkecie, więc jest świadomy faktu, że łatwo może zarazić się koronawirusem. Dlatego oboje podjęli decyzję, że nie będą się teraz spotykać. Zresztą dekret Prezesa Rady Ministrów z 8 marca 2020 r., art. 3-c) brzmi: “rekomenduje się ograniczenie, tam gdzie to możliwe, przemieszczania się osób fizycznych do sytuacji ściśle koniecznych”. Osoby z dużą wyobraźnią mogą to interpretować w wygodny dla siebie sposób, ale to niczego nie zmienia, ponieważ w takim wypadku muszą się liczyć z surowymi karami za nieprzestrzeganie przepisów. W samą sobotę włoska policja ukarała 9 284 ludzi za nielegalne przemieszczanie się.
W internetowej wersji gazety Il Massagero czytam o tym, co opowiedziała mi Lucrezia, choć w bardziej składnej i cenzuralnej formie. Tradycyjne procesje w Niedzielę Palmową odwołano we wszystkich 25 tysiącach parafii w kraju. Claudio Magnoli, konsultant w watykańskiej Kongregacji Kultu Bożego na łamach gazety zastanawia się, do kiedy potrwa epidemia: “Boże Ciało (Il Corpus Domini) przypada na drugi tydzień czerwca i też jest czczone przez procesje. Czy w tym roku przeszkodzi im koronawirus? Nie jestem prorokiem, ale mam nadzieję, że do tego czasu ograniczenia złagodnieją- byłoby to dziękczynieniem.“
Na ten moment we Włoszech nikt nie chce prorokować, bo sytuacja jest wielką l’enigma. Gazety donoszą o ponad 17 tysiącach zgonów. Choć krzywa zarażeń powoli spada, nikt nie chce wzniecać nadziei, że to wszystko szybko się skończy. Zaczynają krążyć informacje o “drugiej fazie koronawirusa”, która potrwa następne 5 miesięcy.
Lucrezia od prawie 2 miesięcy z rodziną i znajomymi komunikuje się tylko przez Internet lub przez okno w swoim neapolitańskim apartamencie. Dzięki oknu wychodzącemu na jedną z głównych ulic, codziennie jest świadkiem przynajmniej kilku przejazdów policyjnych patroli i kontroli (nielicznych już) przechodniów. W moim domu okna umyła moja matka i sam ten fakt sprawia, że jestem wdzięczna za możliwość spędzenia świąt razem z rodziną, którego niestety nie może podzielić moja znajoma z Neapolu.
Na pożegnanie Lucrezia pyta trochę mnie, a trochę samą siebie, czy gdyby nie ograniczenia nałożone przez rząd, podjęłaby decyzję o powrocie do rodzinnego Casaluce. Sama nie wie, czy wierzy w obywatelską postawę “stare a casa”. Półki co zamierza kontynuować siedzenie w domu, rozplanowując codzienne czynności według ustalonego przez siebie harmonogramu, żeby tylko nadać dniu jakiś kształt. Może nawet poczułaby się normalnie, gdyby w radiu Rai 3 co kwadrans miły damski głos nie przypominał jej o światowej epidemii.
¹(Boże Narodzenie z rodziną, Wielkanoc z kim chcesz)
Autor: Aleksandra Simla
Zdjęcie: Pixabay