ROZKOSZNE RÓŻNORODNOŚCI #10 – Koty, ich język i to dlaczego Szatan nie chce ich w piekle
Pies to najlepszy przyjaciel człowieka. Wierny, zawsze radosny, potrafi rozjaśnić nawet najczarniejsze z dni. Kot z kolei to mały szatan. Zrzuci kubek ze stołu i zaśmieje ci się w twarz. Podrapie, mimo że robi do ciebie słodkie oczka. Można by powiedzieć, że wszystkie koty pójdą prosto do piekła! A może to w nas leży problem?
Ponieważ jestem właścicielką ślicznej kotki, pewnie słusznie uznacie mnie za nieobiektywną. Co bardziej wtajemniczeni wiedzą jednak, że niegdyś miałam również psa. To znaczy Odi nadal żyje, po prostu już od kilku lat ze mną nie mieszka. Ma piętnaście lat i spełnia się, pomagając mojej babci na wsi. Ale o nim napiszę kiedy indziej. Dzisiaj chciałabym się bowiem skupić na kocim języku, który zdecydowanie zbyt często porównujemy do tego psiego.
I nie, nie chodzi mi tu o miauczenie. Koty robią to tylko dla ludzi. Możemy je więc uznać za „drugi język” naszych milusińskich. Co więcej, jest on oparty tylko na nas samych. To znaczy, że nasze koty nauczyły się miauczeć, dopasowując dźwięki do naszych reakcji. Z tego względu nie mówią tak do siebie nawzajem, bo zwyczajnie by się nie zrozumiały.
W ich wypadku ważniejsza jest bowiem mowa ciała. To właśnie ją wszystkie koty uznają za uniwersalną. Problem w tym, że ludzie, zwykle mając więcej doświadczenia z psami niż kotami, mylnie odbierają większość sygnałów, a co za tym idzie, narażają się na podrapanie.
Na przykład, kiedy taki kotek macha ogonem, to najprawdopodobniej jest wściekły. Lepiej do niego nie podchodzić, bo zaatakuje. Tak samo zresztą jak w sytuacji, kiedy nasz milusiński ma te wielkie, czarne źrenice – jak Kot w Butach ze Shreka. Są one oznaką, że poluje bądź się boi i najlepiej zostawić go wtedy w spokoju.
Ponadto większość kotów nie przepada za dotykaniem brzuszka. Nawet jeśli kładą się na plecach, okazując w ten sposób pełne zaufanie do osób w pobliżu, zwykle nie oczekują, żeby je tam dotykać. Wręcz przeciwnie. Kiedy to robimy, może to zostać uznane za obrazę majestatu.
No a dlaczego koty zrzucają szklanki, długopisy i w ogóle wszystko, czego nie powinny? Na to pytanie są dwie odpowiedzi. Nudzą się bądź próbują zwrócić na naszą uwagę.
To brzmi głupio, ale zastanówmy się nad tym. Wiele z naszych milusińskich nie poluje. Część nawet nie wychodzi z domu. Siedzą całymi dniami na kanapie i nie mają co robić. W takiej sytuacji takie zrzucanie rzeczy jest naprawdę pociągające. Każda z nich wydaje inny dźwięk po upadku, inaczej się przesuwa, ma jakąś tam fakturę… Moja kotka na przykład nie zrzuca rzeczy ze stołu, ale ze znudzenia liże reklamówki. Ale tylko te, które szeleszczą!
Jeśli zaś chodzi o tę drugą opcję… Powiedzmy sobie szczerze. Dla spragnionego uwagi zwierzęcia nasze zainteresowanie, nawet negatywne, jest dosłownie na wagę złota. Przecież nie zawsze jesteśmy w domu, a nawet jak już wróciliśmy ze szkoły czy pracy, to niekoniecznie mamy energię, żeby wybiegać trochę naszych milusińskich, a one nas kochają. Chcą z nami spędzać czas. Nie są jednak zwierzętami stadnymi, nie mają więc wbudowanych mechanizmów odpowiedzialnych za życie w społeczności. Dlatego starają się, jak umieją. I niekoniecznie im to wychodzi.
Dlatego jeśli następnym razem zobaczycie, jak kot kogoś drapie, zastanówcie się, czy to na pewno była wina wściekłego futrzaka, czy może po raz kolejny doszło do jakiegoś potwornego nieporozumienia.
Autorka: Marta Ziółkowska
Zdjęcia: Pixabay