Słowa bez granic #2 – Skarby wojny

Paweł Piotr Reszka jest dziennikarzem lubelskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Ukończył historię na Uniwersytecie im. Marii Curie-Skłodowskiej. Dwukrotnie był nominowany do Nagrody Grand Press. W 2016 roku został laureatem 7. edycji Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego za reportaż literacki za książkę Diabeł i tabliczka czekolady. Jego druga książka Płuczki. Poszukiwacze żydowskiego złota opowiada o procederze grabieży na terenach dawnych obozów zagłady w Bełżcu i Sobiborze. Autor pominął obóz w Treblince, ponieważ o tym miejscu już wcześniej ukazała się publikacja Jana Tomasza Grossa i Ireny Grudzińskiej-Gross Złote żniwa.

 

Bełżec i Sobibór to małe wsie leżące na Lubelszczyźnie, niedaleko granicy z Ukrainą. Dzieli je 150 km. Nazistowscy Niemcy specjalnie wybierali takie odległe, leśne tereny na lokalizację swoich „fabryk śmierci”. Uznaje się, że w obozie zagłady w Bełżcu zginęło około 450 tys. Żydów, w Sobiborze około 180 tys. Przywożono ich pociągami, następnie obcinano im włosy i rozbierano i zagazowywano. Gdy ziemia nie chciała już przyjmować ciał, palono je na stosach.

Ludzie mieszkający w okolicznych wsiach zdawali sobie sprawę, co tam się dzieje. Najlepiej zorientowani byli zwiadowcy na kolei, którzy to widzieli, wszyscy się tam znali, ich losy się zazębiają. Byli z tym oswojeni. Pytani po latach, wspominają tylko okropny smród i roznoszący się po okolicy przeraźliwy krzyk ludzi.

Tuż po zakończeniu wojny powszechne staje się kopanie na terenie masowych grobów w celu szukania złota i innych kosztowności. Najczęściej znajdowane są koronki na zęby, kieszonkowe zegarki, pieniądze, ale też biżuteria: kolczyki, łańcuszki, pierścionki. Tuż po wyzwoleniu milicja wielokrotnie zatrzymuje ludzi poszukujących złota, jednak zazwyczaj kończy się to na utracie łupów i myciu podłogi lub rąbaniu drewna na komendzie. Obszary te są zaniedbane, nieogrodzone, nie ma żadnych tablic, a służby są bardziej zajęte walką z partyzantką antykomunistyczną. Sytuacja zmienia się na przełomie lat 50. i 60. „Kopacze” zostają skazani, ale tylko niektórzy – ci, których udało się złapać na gorącym uczynku. Procesy są szybkie i nie powstrzymują tzw. drugiej fali poszukiwaczy, którzy powracają w te miejsca z nadzieją na wzbogacenie się. Tytułowa płuczka to dół z wodą; miejsce, gdzie płukano kości, by łatwiej zauważyć złoto. Powstawały w latach 60. i 70. W jednym z takich miejsc znaleziono garnki, pewnie do czerpania wody, szklaną butelkę po mleku z charakterystycznym zapięciem czy butelkę po szamponie.

W oczy rzucają się także niesamowicie absurdalne sposoby tłumaczenia się tych ludzi. Przyjmują, że dlaczego złoto miało leżeć w ziemi i się marnować. I tak by przepadło, a tak komuś się przysłużyło. Przecież tym umarłym nic już nie mogło zaszkodzić. Najczęściej wysuwanym argumentem jest to, że wszyscy tam chodzili, a po wojnie była wielka bieda. Z pewnością były to specyficzne czasy, które niejako przyzwyczaiły ludzi do okrucieństwa i znieczulicy. Poza tym mieszkańcy wsi nie przepadali za Żydami, uważali ich za lichwiarzy i oszustów. Podobno cmentarzy katolickich by nie plądrowali. Ponadto twierdzili, że każdy wierzący nie powinien kopać w niedzielę. Jeden z bohaterów zakłada, że nie można oceniać tych ludzi w kategoriach dzisiejszego bogatego i spokojnego świata. Mimo wszystko nie zmienia to faktu, że ich czyny były znieważaniem szczątków ofiar hitlerowskich zbrodni.

W lekturze przeszkadzała mi ogromna liczba odnośników. Wybijało to z rytmu czytania. Poza tym zawierały one ważne informacje, dlatego myślę, że mogły po prostu znaleźć się w tekście właściwym. Reporter raczej nie ujawnia się. Prowadzi narrację, czasami przytacza dialog, podczas którego zadał pytanie swojemu rozmówcy. Oddał głos bohaterom. Mimo tego, że oni nawet pytają go, czy sam nie jest Żydem, bo ta sprawa w widoczny sposób go dotyka, tylko w jednym miejscu pisze wyraźnie o swoich odczuciach. Gdy we wsi żłobek idzie nad rzekę Tarasieńkę z panem Kazimierzem i ten znajduje w trzcinie małe kawałeczki ludzkich kości. Pisze wtedy, że „coś ściska mnie w gardle”.

Jak nie będziemy pamiętać, historia może się kiedyś powtórzyć, przestrzega jeden z bohaterów. Jest to szalenie istotne przesłanie tego reportażu.


Autor: Michał Olechno

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *