Angielska rywalizacja w finale Ligi Europy? Czemu nie!

Zarówno Liga Mistrzów jak i Liga Europy wkraczają w swoją decydującą fazę. We wtorek swoje półfinałowe spotkanie rozegrał Real Madryt, który bezbramkowo zremisował na Estadio Alfredo di Stefano z Chelsea 1:1, a dzień przed publikacją tego wpisu Paris Saint-Germain podejmowało Manchester City (1:2). Mimo wszystko warto zwrócić też uwagę na czwartkowe pary 1/2 finału LE, w których – tak samo jak w przypadku Champions League – wezmą udział dwie angielskie drużyny.

Manchester United – AS Roma: Teraz albo nigdy

Ole Gunnar Solskjaer i jego „Czerwone Diabły” raczej nie dogonią już „The Citizens” w tabeli Premier League, przez co norweski menedżer musi nasycić kibiców zwycięstwem w Lidze Europy. To jest na ten moment priorytet. W ostatnich spotkaniach (nie licząc bezbramkowego remisu z Leeds) świetnie spisują się Edinson Cavani oraz Mason Greenwood. Urugwajczyk został doceniony nawet przez EA Sports i otrzymał kartę Man of the Match w grze FIFA 21. Anglik z kolei znalazł się w poprzedniej drużynie tygodnia. Obaj zawodnicy jakby na moment przyćmili geniusz Marcusa Rashforda, który nie potrafi odnaleźć swojej formy z początku sezonu. Powiedzmy sobie szczerze – przejście hiszpańskiej Granady dla takiej marki jak United nie było zbyt wygórowanym zadaniem.

Roma z kolei na papierze wygląda niewiele gorzej, ale biorąc pod uwagę jej dyspozycję w ostatnich meczach, trudno o jakiekolwiek wyroki. „Giallorossi” przed dwoma tygodniami przegrali z Torino (3:1), zremisowali z Atalantą (1:1) i sensacyjnie przegrali z 17. w tabeli Cagliari. Nie jest to zbyt dobry prognostyk, ale futbol wielokrotnie pokazywał, że mierne wyniki w lidze nie są miarodajne w kontekście rywalizacji w europejskich pucharach. Zobaczymy, co na zespół z Manchesteru przygotuje Paulo Fonseca, choć mimo wszystko to angielski zespół wydaje się być w tym meczu faworytem.

 

 

Villarreal – Arsenal: Powrót Emery’ego do północnego Londynu

Granada co prawda odpadła, ale w grze pozostaje jeszcze jeden hiszpański klub, czyli Villarreal. „Żółta łódź podwodna” staje przed szansą dokonania czegoś, co nie udało się Valencii dokładnie dwa sezony temu. Hiszpanie w ćwierćfinale pokonali znakomite Dinamo Zagrzeb, które już wyrzuciło za burtę jeden klub z północnego Londynu, a mianowicie Tottenham. Idąc tym tokiem rozumowania, może to być bardzo owocny powrót Unaia Emery’ego na Emirates Stadium. Trener Villarrealu wielokrotnie poczuł już smak zwycięstwa Ligi Europy oraz zna ekipę „Kanonierów” jak własną kieszeń, co z pewnością będzie dużą zaletą.

Arsenal natomiast ma za sobą fatalny sezon, a posada Mikela Artety wisi na włosku. Mówi się także o protestach kibiców domagających się odejścia rodziny Kroenke, właścicieli klubu. Na całe szczęście po malarii do składu wraca Pierre-Emerick Aubameyang, który może zrobić różnicę, a także zbierający dobre noty Martin Odegaard, który będąc na wypożyczeniu zdążył już zyskać sympatię kibiców. Zabraknie jedynie krytykowanego przez wielu Davida Luiza. Jeżeli Gabończyk i Norweg rzeczywiście w pełni doszli do siebie, a Arsenal zachowa należyty i tak potrzebny spokój w obronie, nie widzę żadnych przeciwskazań do tego, by to właśnie oni zagwarantowali sobie miejsce w finale.

 

 


Autor: Piotr Sornat

Zdjęcie: High Press Soccer

Piotr Sornat

Interesuję się sportem, muzyką oraz technologią. Zajmuję się produkcją muzyczną oraz piszę własne teksty. W wolnym czasie przygotowuję materiały informacyjne i publicystyczne. Pisanie sprawia mi ogromną satysfakcję i zaspokaja moje potrzeby samorealizacji. Prywatnie kibic Arsenalu, Zagłębia Lubin oraz fan schaftera i Taco Hemingwaya.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *