Bez niespodzianki – Reprezentacja Polski kończy udział w Euro na fazie grupowej
Reprezentacja Polski po przegranym 2:3 meczu „o życie” ze Szwedami w Sankt Petersburgu, zajęła ostanie miejsce w grupie, co oznacza, że nie weźmie udziału w kolejnej fazie turnieju. To już siódma wielka impreza w XXI wieku, z której Polacy odpadają po zaledwie trzech rozegranych spotkaniach.
„Polacy, nic się nie stało” to znów jedyna przyśpiewka, jaka ciśnie się na usta polskich kibiców po występie na Euro Biało-Czerwonych. Występie, po którym właściwie nikt niczego sobie nie obiecywał. To miał być sprawdzian dla nowego selekcjonera oraz weryfikacja słuszności decyzji podjętych przez Zbigniewa Bońka. Bo zatrudnienie Paulo Sousy na stanowisku trenera było następstwem zwolnienia Jerzego Brzęczka, którego opinia publiczna wręcz się domagała. Jednak po pierwszych meczach pod wodzą Portugalczyka, zaczęła gdybać, czy aby na pewno był to dobry ruch ze strony prezesa PZPN. Nie było zatem pompowania balonika, czy rzucanych na wiatr deklaracji. Zarówno polscy dziennikarze, jak i środowisko kibiców sceptycznie podchodziło do tego, jak piłkarze zaprezentują się na turnieju. Jak się okazało, sceptycyzmu w polskiej piłce nigdy dość.
Fatum meczu otwarcia
Zwykło się mówić, że pierwszy mecz dla każdej reprezentacji jest kluczowy dla rozwoju sytuacji w dalszych spotkaniach grupowych. Jeśli przegrywasz pierwszy mecz, mocno komplikujesz sobie drogę do awansu. Tak było na MŚ w 2018r., kiedy porażka z Senegalem na dobrą sprawę nie pozostawiła złudzeń, że o wyjściu z grupy należy zapomnieć.
Tymczasem mecz ze Słowacją, w którym zwycięstwo było wręcz obowiązkiem, dużo powiedział o przygotowaniu fizycznym i nastawieniu zarówno zawodników, jak i sztabu. Po spotkaniu głośno zrobiło się wokół rzekomego zlekceważenia rywala i dopisaniu sobie trzech punktów, bez rzetelnej analizy przeciwnika. Faktem jest, że w grze Polaków brakowało waleczności oraz determinacji, a pierwsza, co więcej samobójcza bramka Wojciecha Szczęsnego mocno podcięła skrzydła. Gol wyrównujący Karola Linettego strzelony na samym początku drugiej odsłony meczu, dał powody, by wierzyć, ze losy tego spotkania można jeszcze odwrócić. Jednak druga żółta, a w konsekwencji czerwona kartka Grzegorza Krychowiaka, sprawiła, że przez niemal pół godziny musieliśmy sobie radzić grając w osłabieniu. Nie zwiastowało to niczego dobrego, czego dowodem była bramka na 2:1 Milana Skriniara, dająca Słowacji trzy punkty i pozycję lidera w grupie po pierwszej kolejce. Gra Polaków dobrze wyglądała tylko w początkowych kwadransach obu połów. Wtedy widać było walkę, zawziętość, pomysł i wiarę w zwycięstwo nad rywalem – na papierze – znacznie słabszym.
Nazwijmy to po imieniu: to jest kompromitacja. Zmiana selekcjonera nastąpiła w fatalnym momencie. Sousa potrafił poprowadzić reprezentację do zwycięstwa z Andorą. Zostaliśmy upokorzeni.
— Michał Kołodziejczyk (@Michal_Kolo) June 14, 2021
Rozbudzone nadzieje
Wielu spodziewało się, że mecz z Hiszpanią, którego stawką było pozostanie w turnieju, będzie przypominał obronę Częstochowy. Tymczasem ofensywny skład Polaków sugerował, że będą chcieli wyszarpać w tym meczu przynajmniej punkt – niezbędny w kontekście pozostania w grze na Euro. Podobnie jak w meczu z południowymi sąsiadami, Polacy zaczęli wysoko i odważnie, z wiarą w to, że Hiszpanów można pokonać. Dobre wejście w mecz wiązało się jednak z ryzykiem, że podobnie jak w pierwszym spotkaniu, Polakom w końcu zabraknie sił, polotu, oddadzą inicjatywę rywalowi i wtedy zacznie dziać się najgorsze. Bo wiadome było, że o ile w zdecydowanym i agresywnym ataku, jesteśmy jeszcze w stanie coś zdziałać, o tyle z tak niestabilną i dziurawą obroną, nie ugramy nic. Zły scenariusz zaczął się iścić w 25. minucie, kiedy piłkę do siatki płaskim strzałem z bliskiej odległości od bramki Szczęsnego skierował Alvaro Morata.
Druga połowa rozpoczęła się, podobnie jak w meczu ze Słowacją, od kilku dobrych akcji, zwieńczonych golem w 55. minucie autorstwa Roberta Lewandowskiego. Kapitan polskiej kadry wykorzystał dośrodkowanie Kamila Jóźwiaka i uderzeniem głową pokonał golkipera Hiszpanów.
Przeżyjmy to jeszcze raz. Jakub Moder masterclass. Pedri i Morata zostawieni balansem ciała w lesie przez co pole gry zostało otwarte.
Moder —-> Klich —-> Jóźwiak —-> Lewandowski. Akcja 10 sekund. 🎥WyScout pic.twitter.com/1I8FcsGdIJ
— Tomasz Włodarczyk (@wlodar85) June 20, 2021
Po bramce Polacy cofnęli się nieco, chcąc za wszelką cenę bronić korzystnego dla siebie wyniku, co udało się osiągnąć. Mecz ten nie należał do najłatwiejszych, Polacy zostawili na boisku zdrowie, ale i serce, wlewając w kibiców nadzieję na to, że mecz ze Szwecją nie musi być dla nas ostatnim. Warunkiem było zwycięstwo.
Jeden Lewandowski to za mało
Do meczu z Polską Szwedzi przystępowali z gwarancją awansu do 1/8, a zatem nic już nie musieli, a jedynie mogli. Nie zmienia to jednak faktu, że na wielkim turnieju każda drużyna walczy o zwycięstwo bez względu na okoliczności i wcale nie należało oczekiwać, że podopieczni Janne Anderssona potraktują pojedynek z reprezentacja Polski ulgowo.
Spotkanie zaczęło się dla nas w najgorszy możliwy sposób. Bramkę straciliśmy już w drugiej minucie po błędzie Kamila Jóźwiaka w polu karnym. Sytuację wykorzystał Emil Forsberg, pokonując Szczęsnego uderzeniem z lewej nogi. Szybko stracony gol wytrącił Biało-Czerwonych z równowagi i w efekcie to Szwedzi zamiast Polaków prowadzili grę. Piłkarze Sousy zaczęli wracać do meczu dopiero w dziesiątej minucie, kiedy udany przechwyt zaliczył Karol Świderski. Gol wyrównujący powinien paść w 17. minucie. Wtedy dośrodkowanie z rzutu rożnego strzałem wykończył Robert Lewandowski, jednak piłka po uderzeniu głową napastnika Bayernu Monachium dwukrotnie trafiła w poprzeczkę. Po tym epizodzie Polacy mieli większą przewagę i dłużej utrzymywali się przy piłce, ale nie potrafili zagrozić bramce strzeżonej przez Robina Olsena.
W drugiej części spotkania groźnym strzałem zza szesnastki popisał się Piotr Zieliński, ale znów interweniował szwedzki golkiper. W 55. minucie Andersson zdecydował się na zmianę – Robina Quaison’a zastąpił Dejan Kulusevski, który kilka minut po wejściu na boisko rozprowadził kontrę i dograł piłkę do Forsberga, który ponownie pewnym strzałem pokonał polskiego bramkarza. Kiedy wydawało się, że jest już po meczu, do głosu doszedł najlepszy piłkarz świata, Robert Lewandowski, który dokładnym i pięknym strzałem z kilkunastu metrów dał Polakom gola kontaktowego.
What. A. Goal!
🇵🇱 Lewandowski – a man for a big occasion – curls in a terrific strike ⚽️#EURO2020 pic.twitter.com/VRPARJlCOO
— UEFA EURO 2020 (@EURO2020) June 23, 2021
Po tej bramce piłkarze zaciekle starali się doprowadzić do wyrównania, co udało się osiągnąć na pięć minut przed końcem podstawowego czasu gry. Autorem gola na 2:2 znów był Lewandowski który wykorzystał dośrodkowanie Przemysława Frankowskiego z lewej strony, pokonując Olsena. Do końca żyliśmy nadzieją, że Polacy zdołają strzelić bramkę, przechylającą szalę zwycięstwa na naszą korzyść. Ostateczny cios w doliczonym czasie gry wyprowadzili jednak Szwedzi, pozbawiając nas jakichkolwiek nadziei.
Z nowym trenerem wygraliśmy tylko z Andorą. Osiągnęliśmy najsłabszy wynik w historii naszych grupowych występów w MŚ i ME. Jak nie umiesz bronić to jedziesz do domu. Daliśmy się nabrać. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Taka dola kibica. Szkoda. #POL #SWE
— Andrzej Twarowski (@TwaroTwaro) June 23, 2021
Zmarnowany potencjał?
Polska z dorobkiem jednego punktu zajęła ostatnie miejsce w grupie E, a pośród wszystkich ekip dopiero 21. lokatę, wyprzedzając tylko trzy drużyny – Szkocję, Macedonię Północną i Turcję. W PZPN-ie nastał teraz czas analiz, wyciągania wniosków i próby odpowiedzi na pytanie co poszło nie tak. Zbigniewowi Bońkowi zarzuca się zbyt późne zatrudnienie Paulo Sousy, a co się z tym wiąże – mało czasu na odpowiednie przygotowanie zespołu na turniej. Zespołu, który niezmiennie od kilku lat, pod wodzą różnych szkoleniowców nie jest w stanie uwypuklić swoje największego atutu w osobie Roberta Lewandowskiego. Szkoda, że sukcesu (jak się okazuje jedynego w XXI w.) jakim był ćwierćfinał Euro 2016, nie udało się powtórzyć na tegorocznej imprezie. Przez te pięć lat nie zrobiono nic, by polska piłka weszła na wyższy poziom, by mogła się rozwinąć. A niewykorzystane sytuacje, tak jak w meczu, lubią się mścić.
Autor: Gabriela Koziara
Zdjęcie: Instagram