Ekstraklasa bez hamulców #2 – Utrzymanie? Powalczymy, ale najpierw wymiana uprzejmości
Pierwsza po podziale na grupy kolejka PKO Ekstraklasy była ewenementem na skalę światową. Polska jako pierwszy kraj na świecie oficjalnie wpuściła kibiców z powrotem na trybuny. Oprócz tego dowiedzieliśmy się też, dlaczego Legia Warszawa nie musi sama zdobywać mistrzostwa kraju, a także dostaliśmy pokaz tego jak NIE walczyć o utrzymanie w Ekstraklasie. Przyszedł więc czas na podsumowanie 31. kolejki naszej polskiej ligi.
Zatem nareszcie stało się. Kibice powrócili na trybuny. Mogą je wypełnić tylko w 25% i to siadając w odpowiedniej odległości od siebie. Chociaż akurat ten dystans wielu ma gdzieś, a fani Legii Warszawa na słynnej „Żylecie” pokazali, co ich obchodzą jakieś tam dwa metry. Czy ten powrót jest dobry? Moim zdaniem, tego nie da się teraz ocenić. Czas pokaże, czy to jakkolwiek podziała na wzrost zakażeń koronawirusem. Tylko czy pójście na mecz, gdzie przebywa kilka tysięcy ludzi, jest obecnie bardziej ryzykowne niż wizyta w galerii handlowej, gdzie też może być tyle osób, które na dodatek wszystkiego po sobie dotykają? No właśnie. Dlatego nie można oceniać tego jednoznacznie, bo ktoś uzna to za bardziej niebezpieczne, a inny tamto. Ale już koniec o wirusie. To nie jest tekst o tym, bo tekstów o tym jest ZA DUŻO.
Zespoły grające w grupie spadkowej pokazały, że sytuacja, w której się znalazły to nie dzieło przypadku. Przynajmniej większość z nich. Bo o ile na przykład taki Raków Częstochowa równie dobrze mógł wylądować w górnej ósemce, co zresztą znów udowodnił, o tyle chociażby Arka Gdynia czy Wisła Płock pokazały, że są dokładnie tam, gdzie powinny. Gdynianie w strefie spadkowej, a „Nafciarze” pewnie byliby tam razem z nimi, gdyby nie znakomita seria, która im się przytrafiła jesienią. Najgorsze jest to, że spośród zespołów walczących o utrzymanie (Arka, Wisła Kraków, ŁKS, Korona Kielce), Arka spisała się… najlepiej. Przynajmniej punktowo, bo o ile gdynianie zremisowali, o tyle pozostała trójka solidarnie swoje mecze przegrała. ŁKS to już dawno temu podpisał na siebie wyrok i zasadniczo to, co oni robią, nie ma głębszego znaczenia. Choć niewykluczone, że to właśnie utrata punktów z łodzianami może potem bardzo boleć. Jednak Korona i Wisła zawiodły. Nie można im odmówić walki. Korona to nawet prowadziła w Zabrzu z Górnikiem 2:1 jeszcze w 87. Minucie. Ale wtedy to właśnie na imprezę przyszła stara drużyna z Kielc. Ta sprzed przyjścia Macieja Bartoszka. Najpierw strzeliła sobie samobója, a potem dała się w 96. Minucie wykończyć Igorowi Angulo. Wisła natomiast zagrała z bodajże najtrudniejszym rywalem w grupie spadkowej – Rakowem Częstochowa. Naprawdę szkoda mi Rakowa. Oni w przeciwieństwie do ŁKS-u pokazali że beniaminek może grać fajną piłkę i się spokojnie utrzymać. O puchary by nie walczyli, bez przesady, ale to miejsce w ósemce byłoby ładnym podsumowaniem udanego sezonu.
Co natomiast w grupie mistrzowskiej? Tam kwestia mistrzostwa kraju została chyba rozwiązana. Legia Warszawa nie musiałaby nawet sama tego wygrywać, bowiem żaden z jej rywali nie jest na tyle spójny z formą, by jeszcze im zagrozić. Wszyscy jako potencjalnego kandydata do walki z nimi wskazywali Piasta Gliwice. Co zatem Piast zrobił? Już w pierwszym meczu przegrał u siebie z grającym w 10 Lechem Poznań, przez co ich strata do Legii wzrosła do 10 punktów. Już samo to jest wystarczającym powodem, by twierdzić, że pozamiatane. Aby ktokolwiek mógł to odrobić, musiałby nie tylko liczyć na wiele wpadek Legii. Przede wszystkim miałby przymus bezbłędności w swojej własnej grze. Tymczasem realnie oceniając, „Wojskowi” nie dali żadnych szans Śląskowi Wrocław, czym udowodnili, że nie pomylą się aż tyle razy. Natomiast ani Piast, ani Lech, ani nikt inny nie stanie się nagle drużyną nie do zatrzymania. Pozostaje nam więc emocjonowanie się walką o podium.
Drużyna kolejki: Raków Częstochowa
Tak czysto teoretycznie, logika nakazywałaby tu umieszczenie Legii Warszawa, która ze Śląskiem wygrała bez żadnych problemów, czym praktycznie zapewniła sobie mistrzostwo. Ale Raków jak już wcześniej mówiłem, mógł równie dobrze grać w grupie mistrzowskiej i nikt realnie nie uargumentowałby tego, że zasłużyli oni mniej niż Cracovia, Pogoń, czy Lechia. Podopieczni Marka Papszuna znów to potwierdzili, bardzo pewnie pokonując, walczącą o utrzymanie, Wisłę Kraków 3:1. „Biała Gwiazda” nie miała w starciu z Rakowem nic do powiedzenia, a częstochowianie po prostu pewnie wykonali wyrok. Nie dopuścili do sytuacji jaka miała miejsce nie tak dawno temu, bo w 29. Kolejce, gdy prowadząc 2:1, dali sobie wbić 2 gole i przegrali 2:3. Raków pokazał w tym meczu, jak i w całym sezonie, taką zwykłą boiskową solidność. Jako beniaminek stał się średniakiem, ale w takim pozytywnym znaczeniu. Potencjału kadrowego to tam na więcej raczej nie było, ale ten który mieli, pokazali i to w całkiem ładnym stylu.
Najgorsza drużyna kolejki – Wisła Płock i Arka Gdynia
Tym razem „wyróżniam” dwa zespoły, bo za tak nijakie mecze powinno się karać. Ludzie, którzy oglądali ten mecz mogli zrobić tyle ciekawszych rzeczy np. popatrzeć jak trawa rośnie, szukać końca tęczy albo powalczyć z ostrym cieniem mgły. Arka jest obecnie w strefie spadkowej, a meczami takimi jak ten pokazuje tylko, że najlepiej by było, gdyby już z niej nie wyszli. Żebym nie został źle zrozumiany, nikomu nie życzę spadku, ale czasami po prostu widać, kto na to zasługuje, a kto nie. W Gdyni poza 3-4 wyjątkami, nie ma zawodników z umiejętnościami odpowiednimi na tę ligę. Gdy trener Ireneusz Mamrot w przerwie koronawirusowej objął ten zespół, dziwiłem się, bo trener to przynajmniej solidny, a tak będzie miał spadek w CV. Niby zostało jeszcze 6 spotkań. Strata do bezpiecznej pozycji wynosi tylko 5 punktów. Ale z czym do ludzi z taką grą? Natomiast Wisła Płock, choć jakości ma więcej, to ich obecna dyspozycja sprawia, że mogą Bogu dziękować, iż jesienią mieli znakomitą serię zwycięstw, która nawet w pewnym momencie dała im pozycję lidera. Dzięki temu dzisiaj mają 9 pkt przewagi nad strefą spadkową i mimo fatalnej dyspozycji są względnie bezpieczni. Chociaż przy tak nijakiej grze to kto wie… .
Bohater kolejki – Walerian Gwilia (Legia Warszawa)
Sprawa w tym wypadku jest prosta. Gruzin strzelił dwa gole Śląskowi Wrocław i dał Legii spokój na resztę sezonu. W obecnym futbolu pomocnicy strzelający bramki są niezwykle cenni, a Gwilia jest takim pomocnikiem. W tym sezonie trafiał do siatki rywali już 7 razy i często były to ważne gole, gdyż Legia nie przegrała żadnego spotkania, w którym on strzelał. Nie inaczej było tym razem i choć „Wojskowi” miewali znacznie lepsze mecze niż ten ze Śląskiem, to Gwilia zrobił to, czego napastnicy akurat nie potrafili.
Autor: Bartosz Królikowski
Zdjęcie: Instagram