Europejskie puchary zaiste potrafią cieszyć, ale i truć. Ekstraklasa bez hamulców #8
To nie do końca będzie podsumowanie kolejki PKO Ekstraklasy, gdyż w miniony weekend mieliśmy zlepek meczów zaległych, a także tych właściwych, czyli z 10 kolejki. Niektóre drużyny w ogóle nie grały, gdyż swoje spotkania rozegrały jeszcze przed przerwą na kadrę. Zagmatwane to wszystko, więc najprościej będzie nazwać to zwykłym podsumowaniem bardzo ciekawego weekendu. Przekonaliśmy się choćby, że każdy medal ma dwie strony, w Gliwicach jakieś życie jeszcze istnieje, a jeśli przy rzucie wolnym nie wiesz kogo masz kryć, to zawsze możesz… nie kryć nikogo.
Jeszcze nie tak dawno ogólnopolskie media rozpisywały się o Lechu Poznań, który dzielnie walczy w fazie grupowej Ligi Europy, a nawet pokonał 3:1 Standard Liege. Niestety dla Lecha, poznaniacy w tym sezonie przekonują się, że polskie kluby i łączenie gry w Europie z grą w lidze, to nie jest jeszcze dobre połączenie. Lata temu Michał Probierz, obecnie trener Cracovii, stwierdził że dla polskich drużyn gra w pucharach to pocałunek śmierci. Lech swojej śmierci może jeszcze nie doświadcza, ale ich problemy ligowe są zauważalne. Ten sam zespół, który w Lidze Europy postawił twarde warunki Benfice Lizbona, bardzo silnym w tym sezonie Rangersom i rozwalił Standard Liege, w Ekstraklasie ma 10 pkt po 9 meczach, zajmując dziesiąte miejsce w tabeli. I nie, to nie znaczy, że nasza liga jest taka silna. W ten weekend długo wydawało się, że dojdzie do przełomu. „Kolejorz” długo prowadził z liderem tabeli Rakowem Częstochowa. Poznaniacy mieli w tym meczu swoje problemy, ale byli skuteczni i na 3:2 wystarczało. Jednak w 90. minucie młodzieżowiec Daniel Szelągowski przeprowadził fantastyczną akcję. Minął, jak tyczki, kilku obrońców Lecha i nie dał szans bramkarzowi. Inna sprawa, że defensorzy Lecha byli w tej akcji jak tyczki. Trochę jakby się zastanawiali: „ten szczyl na serio myśli, że mu się uda?”, a potem byli w szoku, iż mu się faktycznie udało.
JAK ON TO ZROBIŁ🙆♂️🙆♂️
Miały być fajerwerki w starciu Lech Poznań z Raków Częstochowa i były🥳
Miano #AkcjaMeczu skradł swoim znakomitym rajdem Daniel Szelągowski🔥 pic.twitter.com/LCODTeEz9r
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) November 22, 2020
Zawodnicy z Poznania już mieli stawiać pierwszy krok ku polepszeniu sytuacji w lidze, a tu w ostatniej chwili dwa punkty przeleciały im przez palce. Kolejne punkty, dodajmy, bo to nie pierwszyzna w tym sezonie, gdy Lech takim cholera wie, czym w obronie wpędza się w kłopoty. Symbolem ich kiepskich ekstraklasowych poczynań niech będzie fakt, że wyżej w tabeli jest teraz nawet ich rywalka zza miedzy Warta Poznań. Beniaminek, który powoli wyłamuje się z programu „Beniaminki dostają po ryju”, bo choć strzelanie goli nie jest ich specjalnością, to w przeciwieństwie do Lecha potrafią ich wiele nie tracić. Kolejorzowi brakuje zbalansowanego składu przede wszystkim w obronie, wartościowego zmiennika nie ma Mikael Ishak (Nika Kaczarawa takim na pewno nie jest), a tu jeszcze zimą do Brighton odejdzie Jakub Moder, też mający gorszy okres aktualnie. Straty rosną, a kolejek w tym sezonie jest tylko 30. Czasu wciąż jest sporo, ale on biegnie teraz na niekorzyść Lecha. Przed nimi dwa mecze z beniaminkami – Podbeskidziem Bielsko-Biała i Stalą Mielec. Jeśli nie zgarną w nich sześciu punktów, zrobi się wybitnie niewesoło.
Znacznie przyjemniej jest teraz na pewno Waldemarowi Fornalikowi. Długo to trwało, ale Piast Gliwice wygrał w końcu w tym sezonie w lidze i to aż dwa mecze, bo w przeciągu ostatnich 4 dni grał 2 razy z uwagi na zaległe spotkanie z Górnikiem Zabrze. Potem dopiero mogli zagrać właściwy mecz z Lechią Gdańsk. Warto dodać, że Piast ostatnio ostro oberwał koronawirusem i przed tym weekendem poprzedni mecz grali w październiku, dlatego ich zwycięstwa budzą tym większy szacunek. Gliwiczanie zarówno przeciwko Górnikowi, jak i z Lechią nie zagrali wielkich spotkań, ale wreszcie byli skuteczni. Przynajmniej na tyle, żeby wygrać. Po raz pierwszy w barwach Piasta wstrzelił się Jakub Świerczok, dając nadzieję że w końcu stanie się napastnikiem, jakiego ta drużyna potrzebuje. Defensywa również wyglądała pewniej, bo jeden gol stracony w dwóch meczach to coś, co w zeszłym sezonie byłoby dla nich normalnym wynikiem, a w tym to rzadkość. Piast wygrzebał się wreszcie ze strefy spadkowej, spychając za siebie Podbeskidzie i Stal, które na bycie na dwóch ostatnich miejscach po prostu zasługują (choć Stali udało się nie przegrać na wyjeździe z Zagłębiem Lubin). Jednak, co równie ważne, gliwiczanie zrzucili ze swych serc ogromny kamień w piekielnie trudnym momencie, doprawionym jeszcze koronawirusem. Przed Piastem teraz trudne mecze z Legią oraz Zagłębiem, które pokażą, co to było. Czy faktyczne oznaki odrodzenia, czy tylko przebłysk. Do najlepszego Piasta za trenera Fornalika bardzo daleko, nie wiadomo, czy zobaczymy go w ogóle w tym sezonie. Ale jakieś światełko w tym smutnym jak puste trybuny tunelu wreszcie jest.
Najlepsza Drużyna kolejki:
Jagiellonia Białystok – białostoczanie ostatnio, lekko mówiąc, nie zachwycali. Przegrali trzy mecze z rzędu w fatalnym stylu. Tym razem zmierzyli się z powracającą po koronawirusie Wisłą Płock. Płocczanie to i bez wirusa drużyna ze zdecydowanie mniejszym potencjałem niż Jaga, a osłabieni przekonali się o tym wyjątkowo brutalnie. Jagiellonia rozegrała bezsprzecznie swój najlepszy mecz w sezonie. Zupełnie jakby uwolnili wreszcie całą kreatywność, która od kilku tygodni kisiła się w nich, nie mogąc znaleźć ujścia. Prawdziwy popis dali Jakov Puljić i Tomas Prikryl. Pierwszy z nich ustrzelił hattricka, swojego pierwszego w Ekstraklasie, a drugi zaliczył aż 4 asysty, co w XXI w. w Ekstraklasie nie udało się wcześniej nikomu. Skończyło się na 5:2, a mogło nawet wyżej.
Najgorsza drużyna kolejki:
Wisła Płock – można zrozumieć, że byli po koronawirusie. Można zrozumieć, że kilka dni temu w Pucharze Polski zagrali 120 minut z Pogonią Szczecin. Można zrozumieć, że ogólnie kadra tego zespołu nie powala. Ale błędy jakie popełniali płocczanie w Białymstoku są nieakceptowalne bez względu na okoliczności. Jakov Puljic drugiego tak łatwego hattricka chyba już nigdy nie strzeli. Na dodatek ten rzut wolny… . Piłkarze Wisły ewidentnie nie mogli się dogadać kto stanie w murze więc stanęli… wszyscy. Co tam jakieś krycie? Przecież Martin Pospisil mając kompletnie niepilnowanych kilku kolegów i tak na pewno sam odda strzał. Na 100%. No scum. Tak będzie. No nie strzelił. Podał do Puljicia, a on nie dał szans bramkarzowi. Płock w szoku. Białystok pewnie też. I Częstochowa, bo takiej obrony to nawet na Jasnej Górze nie widzieli podczas Potopu. Trener Radosław Sobolewski mógł tylko pomyśleć „co oni, do cholery, robią?”. Chyba że sam ten schemat wymyślił.
Kreatywna obrona stałych fragmentów gry na przykładzie Wisły Płock pic.twitter.com/fWwK0YLACt
— Out of Context Polish Football (@OfPolski) November 24, 2020
Piłkarz weekendu:
Tomas Prikryl – czeski pomocnik rozegrał prawdopodobnie mecz życia, wszakże czterech asyst nie zdobywa się na co dzień. Dodatkowo jedna była urody przecudownej. Takiego zagrania piętką nie powstydziliby się czołowi rozgrywający świata. Od Prikryla kibice Jagiellonii sporo wymagają, bo pokazywał, że sporo może dać. Problem w tym, że rzadko mu się to udaje. Oczywiście nie można wymagać, żeby w każdym meczu walił po 4 asysty, ale ogólnie liczb, jako skrzydłowy, powinien mieć więcej. Tym razem jednak oddajmy mu co jego, bo zasłużył jak nigdy wcześniej.
FENOMENALNE PODANIE 💥 Oto jedna z trzech asyst Tomasa Prikryla 🇨🇿 przy jednej z trzech bramek Jakova Puljicia 🇭🇷 Momentami bawili się dziś piłkarze @Jagiellonia1920 z defensywą @WislaPlockSA 😮 #AkcjaMeczu pic.twitter.com/ofw4YltRcW
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) November 23, 2020
Autor: Bartosz Królikowski
Zdjęcie: Instagram