O sporcie słów więcej niż kilka #6 – ONA znów tu jest, czyli powrót Ekstraklasy

Czekaliśmy na to przeszło dwa i pół miesiąca. Żyliśmy w niepewności, czy jej dokończenie w ogóle będzie możliwe. Ale stało się. PKO Ekstraklasa wznowiła rozgrywki. Wraz z nią oprócz blasków przybyły oczywiście jej cienie, w postaci kilku zabawnych sytuacji. Ale nie oszukujmy się, za to ją kochamy.

Czy znamy już odpowiedzi na wszelkie pytania, które zrodziła przerwa? Nie, bo na to jest za wcześnie. Aby realnie ocenić, kto jest w dobrej formie, a kto nie, potrzeba 3-4 meczów, a nie jednego. Jednak dostaliśmy już pewne wskazówki, co do postawy niektórych drużyn. Chociaż nie, jedno już w sumie wiemy. Czy się to komu podoba czy nie, Legia Warszawa będzie mistrzem Polski. Oczywiście, ktoś może powiedzieć że ich zwycięstwo nad Lechem w tej kolejce (1:0) było szczęśliwe, bo gdyby nie fatalny błąd obrońcy i bramkarza to mogliby nie strzelić niczego. Jednak spójrzmy na postawę głównych rywali. Cracovia przegrała 5 mecz z rzędu (0:1 z Jagiellonią). Pogoń Szczecin też jest bez formy (0:3 z Zagłębiem). Śląsk Wrocław w ostatniej minucie uratował remis z Rakowem Częstochowa (1:1). Natomiast Lech, jak wiadomo, przegrał z samą Legią. Zasadniczo tylko Piast Gliwice pokazał dobrą dyspozycję, rozbijając 4:0 Wisłę Kraków, która zasadniczo sama ze sobą przegrała. Stabilność w wynikach. To jest to, co obecnie ma tylko Legia. I to jej wystarczy do mistrzostwa.

Brak kibiców razi zespoły. Ekstraklasa miała w tej kolejce wspólny mianownik z Bundesligą. Tak jak w Niemczech gospodarze wygrywają znaczną mniejszość meczów, tak i u nas na 8 spotkań w tej kolejce, gospodarze triumfowali tylko w Gliwicach (4:0 z Wisłą Kraków) i w Gdańsku (4:3 z Arką Gdynia). Reszta to tylko jeden ledwo uratowany remis Śląska z Rakowem (1:1) i cztery porażki. Owszem już 19 czerwca fani będą mogli zapełnić stadion w 25%. Ale ta data wypada na pierwszą kolejkę po podziale na grupy mistrzowską i spadkową. Bardzo prawdopodobne, że adaptacja do nowych, cichych warunków, będzie jednym z kluczowych warunków awansu do czołowej ósemki. Zwłaszcza że aktualnie między 12., a 3. miejscem jest tylko siedem punktów różnicy, więc każdy błąd może słono kosztować.

Drużyna kolejki – Korona Kielce

Nigdy nie sądziłem, że w tym sezonie napiszę, powiem czy choćby pomyślę coś takiego. Ale jak najbardziej tak właśnie było. Korona w dotychczasowych 26 meczach sezonu strzeliła… 15 goli. Tak nieudolnej ofensywnie drużyny w Ekstraklasie dawno nie widzieliśmy i nawet nie najgorsza defensywa nie ratowała ich przed strefą spadkową. Tymczasem w tej kolejce na wyjeździe, strzelili Wiśle Płock aż 4 gole, czyli ponad 25% ich całego dorobku w tym sezonie. Czasami bywa tak, że jakiś zespół potrzebuje jednego konkretnego czynnika, by ewoluować w coś znacznie lepszego. Takiej swoistej mikstury Panoramiksa z „Asterixa i Obeliksa” , dzięki której stanie się super silna. Korona ma tak z trenerem Maciejem Bartoszkiem. To jest człowiek, który w sezonie 2016/17 z absolutnego słabeusza, zrobił piątą drużynę w lidze. To jest człowiek, który po kilku latach powrócił do Kielc (tuż przed pandemią konkretnie), a po przerwie Korona wróciła lepsza, bardziej zorganizowana i przede wszystkim skuteczna. Czy to była zapowiedź czegoś lepszego, czy tylko chwilowy wyskok z przeciętności? Trudno to jeszcze powiedzieć, ale jakiegokolwiek powiewu optymizmu, w Kielcach potrzebowali bardziej niż ryba wody. Mieli też nieco szczęścia, że trafili na fatalnie wyglądającą Wisłę Płock, której zawodnicy w pewnym momencie strzelali na własną bramkę… .


Pechowiec kolejki – Pogoń Szczecin

Drużyna z Pomorza Zachodniego ma obecnie sporo problemów. Przed tą kolejką dodatkowo zbuntował im się Srdjan Spiridonović, który jest jednym z najlepszych ofensywnych zawodników „Portowców” w tym sezonie. Jakby tego było mało, w pierwszej kolejce po przerwie spotkali się u siebie z Zagłębiem Lubin. Pogoń i „Miedziowi” mają od kilku lat nietypową zasadę wygrywania ze sobą tylko na wyjeździe. Szczecinianie w Lubinie, lubinianie w Szczecinie. Nie inaczej było tym razem. Pogoń była słabsza, przegrała aż 0:3, głównie przez fatalnie spisującą się defensywę. Ale oprócz tego przeciwko sobie słupki. W które trafiali. TRZY razy.

Wpadka kolejki: Mickey van der Hart i Dorde Crnomarković

Popełnić błąd w meczu, nawet poważny, to nie katastrofa. Piłka nożna jak każdy sport, to też gra błędów. Ale bramkarz i środkowy obrońca Lecha Poznań popełnili w 17. minucie meczu z Legią Warszawa błąd, który prawdopodobnie kosztował Lecha jakiekolwiek szanse na mistrzostwo. Jeden brak komunikacji spowodował, że piłka którą Crnomarković chciał wybić głową, van der Hart wypiąstkować, minęła ich obu i trafiła prosto do, stojącego metr przed bramką, Tomasa Pekharta. Gdyby Lech chociaż ten mecz zremisował, traciłby do Legii 9 punktów, co jest dużą stratą, ale ponieważ zostało jeszcze 10 meczów, da się to odrobić. Czy to samo można powiedzieć o 12-punktowej stracie? Przy stabilności w wynikach Legii, bardzo wątpię.


Autor: Bartosz Królikowski

Zdjęcie: Instagram

Bartosz Królikowski

Jestem człowiekiem wspaniałego miasta Szczecin, studiującym we włościach wrocławskich. Dawno temu uzależniłem się od sportu, przede wszystkim od piłki nożnej, sportów walki oraz sportów zimowych. I nie, nie mam zamiaru iść na żaden odwyk. Zdecydowanie wolę zarażać innych swoją pasją, a rola dziennikarza sportowego idealnie się do tego nadaje

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *