Runda wiosenna pełna niespodzianek?

Po miesiącu rozbratu z naszą piłkarską ligą, stęsknieni doczekaliśmy się jej powrotu. Wróciła z przytupem, bo zwłaszcza w pierwszej kolejce, jak to w Ekstraklasie bywa, wiele rzeczy było na opak. Wielu z nas nie kryło zaskoczenia pewnymi decyzjami, niektórzy próbowali znaleźć wytłumaczenie kuriozalnych sytuacji, jakie miały miejsce na boisku, ale i poza nim. Nie obyło się też bez stricte piłkarskich zawirowań.

W polskiej Ekstraklasie zawsze trudno jest cokolwiek przewidzieć i wziąć za pewnik. Nawet bazując na faktach, opierając swe założenia na statystykach oraz poprzednich meczach, nie da się jednoznacznie stwierdzić, kto może być faworytem danego spotkania, czy też być pewnym tego, że dany szkoleniowiec zachowa posadę. Czym ESA zaskoczyła nas tym razem?

Na dobry początek… Probierz show!

Jak to na konferencjach z jego udziałem bywa, po Michale Probierzu można się spodziewać wszystkiego. Na przykład wtedy, gdy przyniósł roślinę w doniczce, by zobrazować dziennikarzom, że rozwój zawodników to proces, który wymaga czasu. Albo gdy po nieudanym meczu z Legią Warszawa, jeszcze jako trener Jagiellonii Białystok użył niecenzuralnych słów i nie mogąc pogodzić się z decyzjami arbitra, miał zamiar sięgnąć po jeden z trunków. Tym razem sprawa była trochę grubsza niż zwykle, bo chyba nikt nie spodziewał się jakie słowa padną po meczu z Wartą Poznań w Grodzisku Wielkopolskim, a już na pewno nie spodziewał się tego zarząd Cracovii z prof. Januszem Filipiakiem na czele.

W całej tej sytuacji to nie trener Probierz jest najbardziej poszkodowany, a piłkarze i jakby nie patrzeć także cały pion sportowy. Pamiętajmy, że trener Pasów sprawował w klubie funkcję wiceprezesa ds. sportowych, a więc był odpowiedzialny za transfery, akademie, rozwój baz szkoleniowych itd. Jednym słowem był chyba najbardziej zarobionym człowiekiem w polskiej Ekstraklasie, zatem z pewnością miał prawo być zmęczony i odczuć syndrom „wypalenia zawodowego”. Od 15 lat niemal nieprzerwanie pracuje przecież w zawodzie. Łączenie dwóch tak absorbujących oraz odpowiedzialnych zarazem stanowisk, rodzi pewne problemy, gdyż trudno w takiej sytuacji mieć pełną kontrolę nad wszystkim, a także wypełniać swoje obowiązki w należyty sposób. Doświadczonego szkoleniowca cechuje jednak skrupulatność i chęć sprawowania pieczy nad wieloma aspektami. To trener, którego marzeniem od zawsze było posiadanie bazy szkoleniowej, zaplecza w postaci dobrze funkcjonującej akademii, czy lotniska po to, by zapewnić sobie, ale przede wszystkim zawodnikom pełen komfort pracy. To trener słynący z kontrowersyjnych opinii i wypowiedzi, ale na tyle mądry oraz poukładany człowiek, by nie rzucać słów na wiatr. Tymczasem, konferencja, podczas której podał się do dymisji rzuca pewien cień na jego osobę, a także niekorzystnie wpływa na wizerunek klubu.

Przez kilka dni Cracovia stała w lekkim rozkroku, nie wiadomo było jak klub upora się z decyzją trenera. Klub wcale nie miał przecież zabezpieczenia, żadnej listy ewentualnych następców. Ostatecznie prof. Filipiak dymisji trenera Probierza nie przyjął, za to wysłał go na kilkudniowy urlop. Z oświadczenia wydanego przez szkoleniowca Pasów wywnioskować możemy, że to problemy osobiste były przyczynkiem do podjęcia tak nagłej decyzji. Nie zmienia to jednak faktu, że zarówno piłkarze, sztab szkoleniowy, jak i zarząd zostali potraktowani niepoważnie.

Cracovia przegrała swój kolejny mecz (0:1 z Pogonią Szczecin) i niewiele wskazuje na to, by jej styl gry miał ulec zmianie. Najprawdopodobniej odejście Probierza zostało tylko odroczone w czasie, przez co być może przy okazji przerwy reprezentacyjnej (marzec) trener Pasów ostatecznie pożegna się z zespołem.

Antyreklama futbolu

Na temat meczu Zagłębia Lubin z Wisłą Płock mówiło się sporo, ale dyskusje bynajmniej nie dotyczyły aspektów sportowych. Główny zainteresowany, Djordje Crnomarkovic, brutalnie sfaulował piłkarza Wisły Piotra Pyrdoła, łamiąc zawodnikowi nogę. Jak się okazuje zagranie to było celowe, bowiem w porozumieniu ze sztabem szkoleniowym, Crnomarkovic miał w tym meczu złapać żółtą kartkę. Byłaby ona już czwartą z kolei dla tego zawodnika, co wiązałoby się z przymusową pauzą dla piłkarza Zagłębia w kolejnym spotkaniu. Jednocześnie następnym rywalem Miedziowych był Lech Poznań, z którego jest wypożyczony, przez co i tak nie znalazłby się on w kadrze meczowej. Lech bowiem w kontrakcie wpisał taką klauzulę. Crnomarkovic zamiast zdecydować się choćby na wybicie piłki na aut, czy mocniejsze przytrzymanie rywala za koszulkę, zaatakował młodego zawodnika Wisły, którego czeka teraz rehabilitacja i kilkumiesięczna przerwa w grze. Piłkarz Zagłębia wystosował co prawda oświadczenie, w którym przeprosił za swoje nierozważne zagranie, a klub zaoferował Wiśle Płock pomoc w zakresie leczenia oraz rehabilitacji ich zawodnika, ale nie ma i nie może być usprawiedliwienia jego zachowania w tym meczu. Oczywiście sprawą zajmie się także Komisja Ligi, która powinna wymierzyć Serbowi surową karę.

Wisła znów w ogniu

Nie tak dawno mówiło się o rozwiązaniu umowy przez Wisłę Kraków z Timem Hallem po zaledwie 9 dniach od jego zakontraktowania, w czasie których zdążył podpaść trenerowi Hyballi. Tymczasem w Krakowie, jakby dziwnych wydarzeń było tam mało, wybuchła afera z udziałem młodego wychowanka klubu, Aleksandra Buksy. Stronami w sporze są zarząd Wisły Kraków oraz Adam Buksa senior. Chodzi o nieścisłość w kontrakcie zawodnika, który latem ubiegłego roku przedłużył umowę z klubem do 2023r. Jak się jednak okazało umowa wcale nie została podpisana. Klub uzgodnił natomiast z Olkiem i jego ojcem, że po osiągnięciu przez niego pełnoletności, strony wrócą do rozmów i wówczas zawodnik podpisze kontrakt w wersji, w jakiej został przygotowany przed rokiem. Buksa w porozumieniu z ojcem odmówił podpisania kontraktu, a więc po wypełnieniu obecnie obowiązującej umowy, pożegna się z klubem w czerwcu tego roku. Wisła natomiast otrzyma jedynie kilkaset tysięcy euro ekwiwalentu za wyszkolenie piłkarza.

Zarząd Wisły mówi o niedotrzymaniu słowy przez Buksów, zaś Adam Buksa senior odbija piłeczkę i uderza w klub, twierdząc, że obiecany projekt sportowy okazał się „bujdą”, a „nieudacznicy zarządzający klubem” nie wywiązali się z jego realizacji. Ojciec piłkarza dodaje, iż umowa jaką Wisła podsunęła jego synowi różniła się od tej zeszłorocznej, a jeden z członków zarządu próbował wprowadzić Olka w błąd, zapewniając, że warunki kontraktu zostały uzgodnione z menadżerem Buksy (Pini Zahavi). Mamy zatem słowo przeciwko słowu i wojenkę, w której wszyscy zapomnieli już chyba o dobru samego zawodnika. Mogliśmy być świadkami zmiany pokoleniowej. Wychowanek Wisły miał stać się jej symbolem, wypromować klub, a w odpowiednim momencie być może przejść do wyższej, zagranicznej ligi i dać Wiśle zarobić na transferze.

Odnoszę wrażenie, że zbytnia nadgorliwość i przekonanie Buksy seniora o własnym modelu prowadzenia kariery syna jako jedynym słusznym, może okazać się zgubna. Bo o ile w przypadku starszego syna – Adama  (aktualnie zawodnik występujący w lidze MLS – New England Revolution) wszystko poszło zgodnie z planem, o tyle już z młodszym – Aleksandrem historia wcale nie musi potoczyć się podobnie. Rodzi się teraz pytanie jak przez najbliższe pół roku wyglądać będzie kariera piłkarska Olka. Jak szatnia zareaguje na sytuację i jak zachowa się sam Jakub Błaszczykowski, zawodnik i współwłaściciel Białej Gwiazdy?

Odwróć tabelę – Podbeskidzie na czele

Bolączką naszej ligi jest z pewnością brak powtarzalności. Oglądając pierwszy mecz Legii w tej rundzie z drużyną z Bielska-Białej, można było odnieść wrażenie, że to nie warszawski klub był wówczas liderem (po rundzie jesiennej), bo przecież z ostatnim zespołem w tabeli się nie przegrywa (tak przynajmniej podpowiada logika). Za to już w drugiej kolejce nowej rundy, w meczu z Rakowem (drugi zespół w tabeli), Legia nie dała szans drużynie z Częstochowy i wygrała spotkanie 2:0.

Tymczasem Podbeskidzie, wygrywając dwa spotkania z rzędu (2:1 z Górnikiem Zabrze w drugiej kolejce) zrobiło krok naprzód w celu utrzymania się w lidze i wskoczyło na przedostanie miejsce. Co ciekawe, zespół z Bielska-Białej ma na dzień dzisiejszy tyle samo zwycięstw, co Lech Poznań, który na boisku prezentuje się fatalnie i pozostaje bierny w gonieniu czołówki ligi.

Piast bez Świerczoka też istnieje

Piast Gliwice (Mistrz Polski 2018/19, trzecia drużyna ubiegłego sezonu) po bardzo słabym wejściu w sezon i uzależnieniu wyników od Jakuba Świerczoka (jesienią napastnik zapewniał drużynie punkty, zdobywając sześć bramek w sześciu ligowych meczach) w meczu ze Śląskiem Wrocław na własnym boisku pokazał, że potrafi grać w piłkę, a co ważniejsze, punktować pod nieobecność kluczowego napastnika i zawodnika zespołu. Prawdziwej „remontady” dokonał jednak w meczu pierwszej kolejki, gdy z 3:0 dla Wisły Kraków, zrobiło się 4:3 dla gliwiczan. Mając na uwadze to, kto prowadzi drużynę Piasta nieprzerwanie od mistrzowskiego sezonu, chyba można być spokojnym o ligowy byt drużyny z Górnego Śląska. Mecz z WKS-em pokazał też, że czego nie strzeli Świerczok, strzeli Michał Żyro, a  młodzież zaczyna wyglądać coraz lepiej.

W Szczecinie mają lidera

Pogoń Szczecin cierpliwie budowana przez Kostę Runjaica, nie zatrzymuje się w wyścigu o mistrzostwo Polski. Po sześciu wygranych meczach z rzędu (klubowy rekord) na półmetku rozgrywek prowadzi z dwoma punktami przewagi nad warszawską Legią. Portowcy są bez wątpienia czarnym koniem rozgrywek, grają konsekwentnie, prezentują ładny dla oka futbol i są skuteczni. Co więcej, pokonując Cracovię 1:0 zanotowali 11 czyste konto.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez Pogoń Szczecin (@pogonszczecinsa)

W Szczecinie odważnie marzą o mistrzostwie, które jeszcze nigdy nie przypadło im w udziale. Teraz mają pełne pole do popisu i być może niepowtarzalną szansę na to, by powalczyć o marzenia swoje oraz wiernych kibiców. Jednakże przyczajona jak co sezon Legia w samej końcówce, z asem w rękawie w osobie Tomasa Pekharta (najbardziej skutecznego napastnika w lidze), na finiszu będzie niezwykle groźna, a i ktoś zupełnie inny może też wkroczyć. To przecież Ekstraklasa 🙂


Autor: Gabriela Koziara

Zdjęcie: Instagram

Gabriela Koziara

Pasjonatka sportu, w szczególności biegów narciarskich oraz piłki nożnej. Od dziecka wierna fanka Justyny Kowalczyk. Od kilku lat dumna kibicka Bruk-Bet Termaliki Nieciecza. :) Sportowiec amator.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *