To złoto do niego należy i nie odda go nikomu. Bartosz Zmarzlik znów żużlowym mistrzem świata!
Jedni kolekcjonują znaczki pocztowe, inni koszulki piłkarskie sprzed lat, a jeszcze inni zabytkową broń palną. On natomiast zbiera… złote medale indywidualnych mistrzostw świata w żużlu. Tak jest! Bartosz Zmarzlik wygrał ostatnie zawody cyklu Grand Prix w tym roku, GP Polski w Toruniu, dzięki czemu obronił tytuł mistrza świata, jako pierwszy Polak w historii.
Pierwsze zawody w Toruniu, odbywające się dzień wcześniej, (w tym roku z uwagi na pandemię cały cykl Speedway Grand Prix odbywał się tylko w czterech miastach: Wrocławiu, Gorzowie, Pradze oraz Toruniu – w każdym mieście po dwie rundy SGP) nie były w wykonaniu Zmarzlika wybitne, a wręcz dość pechowe. W piątym biegu zaliczył bardzo źle wyglądający upadek, którego skutki wyraźnie odczuwał w kolejnych wyścigach. W pewnym momencie w oczy zajrzała mu nawet wizja braku awansu do półfinału, co byłoby katastrofalne w skutkach w kontekście walki o tytuł. Na szczęście w kluczowym biegu nr 18, Zmarzlik pokazał ogromną klasę, pokonał m.in. Fredrika Lindgrena i zdobył trzy punkty, które zapewniły mu awans do półfinałów. Tam również okazał się najlepszy, w pokonanym polu zostawiając Taia Woffindena, Emila Sajfudtinowa oraz Martina Vaculika i dopiero w finale nie dał rady, przyjeżdżając wyraźnie na ostatnim miejscu. Na szczęście Tai Woffinden dojechał trzeci, za plecami Macieja Janowskiego i sensacyjnego triumfatora Maxa Fricke’a. Wszystko miało się więc rozstrzygnąć dzień później.
Przed drugimi toruńskimi zawodami emocje sięgały wręcz zenitu. Bartosz Zmarzlik miał w klasyfikacji generalnej Grand Prix przewagę ośmiu punktów nad drugim Taiem Woffindenem oraz dziesięciu punktów nad trzecim Fredrikiem Lindgrenem. Wedle nowego systemu punktowego w GP, za zwycięstwo w zawodach żużlowiec otrzymuje automatycznie 20 punktów, a za ósme miejsce jest ich 9. Czyli teoretycznie nawet gdyby cała trójka wspomnianych zawodników weszła do półfinałów, nawet Lindgren mógłby zostać jeszcze mistrzem. Na szczęście Zmarzlik miał nad rywalami kluczową przewagę. Nie musiał się na nikogo oglądać. To od niego zależało, jaki będzie efekt końcowy. Wszystko było w jego rękach, nogach, głowie oraz motocyklach.
Przez długi czas to również nie były zawody Zmarzlika. Polak punktował bardzo dobrze, ale brakowało mu tego błysku, jaki z reguły oglądamy w jego wykonaniu. Poza tym tor w Toruniu jest bardzo trudny i zdradliwy. Każdy błąd słono kosztuje, o czym nasz reprezentant przekonał się już w swoim pierwszym biegu, gdy jechał z obydwoma konkurentami do złota. Znakomicie wystartował, zaciekle walczył z Woffindenem, ale jeden mały błąd spowodował, że spadł nie tylko za Brytyjczyka, lecz także za przyczajonego z tyłu Lindgrena. Później wygrał bieg nr 7, a następnie dwa razy przyjeżdżał drugi, dwukrotnie za plecami Polaków: Patryka Dudka oraz Macieja Janowskiego. Kibicom gorąco mogło zrobić się w biegu nr 18, gdy Zmarzlik przyjechał trzeci z dość wyraźną stratą do zwycięzcy Leona Madsena, a przez cały wyścig nie mógł sobie poradzić z Jasonem Doylem. To dało mu awans do półfinału, ale ustawiło w gorszej pozycji, gdyż z uwagi na dopiero siódmą lokatę, w swoim półfinale jako ostatni wybierał pole startowe. Choć w zasadzie nie wybierał tylko wziął co zostało. Jakby tego było mało, to jego rywalami byli zarówno Woffinden jak i Lindgren, a na dokładkę piekielnie szybki dziś Madsen. Jednak mistrzowski tytuł zdobywa się wygrywając z najlepszymi. Zmarzlikowi mistrzostwo gwarantował awans do finału, czyli przynajmniej drugie miejsce. Co się stało? Tu nie ma co pisać. Tu patrzeć należy.
CO TO JEST ZA PIĘKNY WIECZÓR😍🇵🇱@zmarzlik95, ogromnie Ci dziękujemy i GRATULUJEMY❗ pic.twitter.com/61YLyzVJwL
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) October 3, 2020
Po tym biegu już było wiadomo. Bartosz Zmarzlik po raz drugi z rzędu będzie mistrzem świata. Bez względu na to co się stanie w finale. Ktoś by pomyślał, że nasycony mistrzostwem globu już sobie daruje większą walkę w finale zawodów w Toruniu. Co to to na pewno nie. Ten bieg też wygrał i najwyraźniejszym z akcentów podkreślił kto w obecnym światowym żużlu rozdaje karty. Ostatecznie wicemistrzem świata został Tai Woffinden, a brąz zgarnął Fredrik Lindgren. Co ciekawe ci dwaj zawodnicy po zakończeniu zawodów mieli w klasyfikacji generalnej po tyle samo punktów i musieli zmierzyć się w dodatkowym biegu, aby rozstrzygnąć kto zdobędzie jaki medal. W nim rzecz jasna, lepszy okazał się Brytyjczyk. Tuż za podium finiszował z kolei Maciej Janowski, a trzeci Polak regularnie startujący w SGP, Patryk Dudek, zakończył cały cykl na 12. miejscu.
Ten bieg można oglądać nieustannie😎
Polskie podium w Toruniu wywalczone w wielkim stylu💥 pic.twitter.com/xELwOA20gg
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) October 3, 2020
Tony Rickardsson (1998 i 1999 oraz 2001 i 2002), a także Nicki Pedersen (2007 i 2008). Tylko ci dwaj legendarni żużlowcy byli w stanie obronić tytuł indywidualnego mistrza świata na żużlu. Do teraz. Bartosz Zmarzlik dokonał czegoś nieprawdopodobnego. Choć zaczął wydawałoby się bardzo kiepsko, bowiem szóste miejsce we Wrocławiu było dla niego porażką, to z każdymi kolejnymi zawodami, każdym kolejnym biegiem, był coraz szybszy i mocniejszy, aż wykręcił kolejne mistrzostwo świata. W całym tym koronawirusowym szaleństwie, zaburzonych przygotowaniach, krótkim cyklu SGP, Polak znalazł metodę. Na koniec warto coś dodać. Bartosz Zmarzlik urodził się 12 kwietnia 1995 roku w Szczecinie. Oznacza to że on ma w tej chwili 25 lat. Jeśli w tym wieku był w stanie dwa razy wygrać mistrzostwo świata, to strach pomyśleć, a jednocześnie można ręce zacierać, co będzie dalej.
Posłuchajcie kilku słów od starego/nowego mistrza świata na żużlu przed finałowym biegiem💪 pic.twitter.com/apWPykK9MZ
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) October 3, 2020
The world champ reunited with #SpeedwayGP’s biggest prize 🤩
Lift it up, @Zmarzlik95! 🇵🇱🏆⬆️ pic.twitter.com/kMgw8T2ANs
— Speedway GP (@SpeedwayGP) October 3, 2020
Autor: Bartosz Królikowski
Zdjęcie: Instagram