Wirus ludzi „gorszych”
Pandemia COVID-19 spowodowała paraliż sportowego świata. Zatrzymaniu uległy również wskazówki koszykarskiego zegara. NBA miała w swojej historii już taki moment przestoju.
Gdy choroba dopiero stawiała pierwsze kroki w Stanach Zjednoczonych, problemem była niewiedza i ignorancja. Przykładem wymienionych cech popisał się środkowy Utah Jazz, Rudy Gobert. Podczas jednej z konferencji ośmieszał całą sytuację i celowo dotykał wszystkich mikrofonów czy też kaszlał w obecności dziennikarzy. Efekt? Pierwszy zakażony zawodnik NBA. Nie musieliśmy długo czekać – 12 maja Komisarz Adam Silver zawiesił rozgrywki ligowe.
Gobert przeprosił (po fakcie) za swoje zachowanie. Przyznał też, że mógł być rozważniejszy. Oczywiście zakażenie było tylko sygnałem do zawieszenia rozgrywek, do którego doszłoby prędzej czy później. Mimo to na zawodnika spadła spora odpowiedzialność. Teraz Francuz zagorzale przestrzega o zachowywaniu odstępu oraz o środkach bezpieczeństwa. Prawie trzydzieści lat temu brakowało nam jednak wiedzy na temat wielu innych chorób.
Wyrok śmierci
Pandemia poniekąd łączy się z wydarzeniami z 1991 roku. Wtedy nie przerwano jednak całej ligi, lecz jedną, jakże bogatą karierę. Earvin „Magic” Johnson, jeden z najlepszych rozgrywających w historii koszykówki zmuszony był przejść na sportową emeryturę przez wirus HIV. Sytuację Goberta i Magica łączą, wspomniane już wcześniej, niewiedza i głupota. Johnson przyznał się, że w ciągu roku potrafił sypiać z około 400 kobietami. Pragnę przypomnieć, iż Magic miał żonę, Cookie, oraz dziecko w drodze. Pomimo skandalu ta postanowiła zostać u boku męża.
„Gdyby wtedy ode mnie odeszła prawdopodobnie dziś bym nie żył”
HIV na początku lat 90. był nieznanym wirusem. Ludzie się go bali, a osoby, które zachorowały, były odrzucane przez resztę społeczeństwa. Wirusa kojarzono wtedy z homoseksualistami, narkomanami i prostytutkami. Gdy Magic ogłosił zakończenie kariery, świat był wstrząśnięty. Wszystko miało miejsce podczas specjalnie przygotowanej konferencji prasowej, na której Johnson przekazał informację. Odwieczny rywal, Larry Bird, nie chciał grać tego dnia na parkiecie w trykocie Celtics. Oboje darzyli się wielkim szacunkiem, dlatego sprawy boiskowe odeszły w tamtej chwili na bok.
Żywy trup
Sama konferencja była przygotowana bardzo szybko i chaotycznie. W hali Great Western Forum zebrano jak najszybciej najważniejszych ludzi, a Magic sam do ostatniej chwili zastanawiał się, czy nie jest również chory na AIDS.
Gdy Michael Jordan został poinformowany przez agenta Johnsona o wirusie, najzwyczajniej zapytał go „kiedy umrze?”. Podobnie zareagowali zawodnicy Los Angeles Lakers, czyli drużyny Magica.
Wciąż czujesz się zdrowy, ale każdy wokół mówi ci, że tak nie jest
Zawodnicy New York Knicks i Orlando Magic przed meczem uczcili Johnsona minutą ciszy na specjalną prośbę trenera Knicks, Pata Riley’a. Tuż po niej koszykarze obu drużyn zebrali się i odmówili wspólnie modlitwę Ojcze Nasz. Karl Malone, zawodnik Utah Jazz, który słynie z ciętego języka, nazwał Magica „żywym trupem”. Jako jeden z niewielu powiedział to, co myślały o nim miliony.

Choroba ludzi
Pomimo choroby, Magic zapowiedział, że chce dalej pomagać Lakers, lecz poza boiskiem. Rzeczywistość nieco pokrzyżowała mu plany. Jeszcze na konferencji został zapytany o spadek z piedestału do rangi zwykłego śmiertelnika. Niedługo później jego ulubiona restauracja w Los Angeles zakazała mu wstępu. Wszyscy go pocieszali, ale jednocześnie się odsuwali – każdy się bał.
Ludzie nie wiedzieli, czy mogą mnie dotknąć, bali się uścisnąć moją dłoń.
Wtedy też nastał ciemniejszy okres w jego życiu. Z dołka pomogła go wyciągnąć Elizabeth Graser, działaczka na rzecz AIDS i HIV. Pomogła mu zrozumieć, że choroba to nie wyrok. „Każdy zna Earvina, dlatego każdy zna kogoś z wirusem.” Johnson przyznał później, że to ona skłoniła go do działania: „Elizabeth chciała ode mnie tylko jednego – abym został twarzą tej choroby.” Tak też Magic rozpoczął działalność charytatywną oraz rozpowszechniał wiedzę, że wirus nie jest wyrokiem śmierci.
Mam misję, by wam pokazać, że to jest również wasza choroba i że trzeba się przed nią strzec.
Powrót do żywych
Earvin „Magic” Johnson wciąż był uwielbiany przez tłumy do tego stopnia, że został wybrany do pierwszej piątki Meczu Gwiazd NBA 1992, pomimo że zakończył karierę. Wyniki głosowania spotkały się z mieszaną reakcją zawodników. Wcześniej przytaczany Karl Malone powiedział, że gdy Magic zagra, będzie zagrożeniem życia dla innych. Mimo kontrowersji Johnson wystąpił w spotkaniu i rzucił 25 punktów zostając MVP spotkania. Podobna sytuacja miała miejsce na Igrzyskach Olimpijskich w Barcelonie. Pamiętacie „Dream Team”? Znalazł się w nim również przedwcześnie emerytowany Johnson. Za każdym razem, gdy wchodził na boisko, był witany owacją na stojąco.

Magic zaliczył również powrót do Los Angeles Lakers. 29 stycznia 1996 Earvin założył ponownie koszulkę z numerem 32 i wszedł na parkiet NBA w meczu przeciwko Golden State Warriors. Johnson zaliczył świetne spotkanie – 19 punktów, 10 asyst i 8 zbiórek przy 50% skuteczności. Widok szalejących kibiców za każdym razem, gdy Magic dotykał piłkę, było czymś, o ironio, magicznym.
Powrót został nieco przyćmiony przez późniejsze kontrowersje i konflikt z zawodnikami. Johnson we wcześniejszych latach trenował przez krótki okres drużynę oraz dalej posiadał małą część udziałów Lakers. Był zawodnikiem z mentalnością właściciela – chciał każdym rządzić, co odbiło na chemii w zespole. Ówczesny skrzydłowy „Jeziorowców” Cedric Ceballos ucierpiał na tym najmocniej. W poprzednim sezonie po raz pierwszy w swojej karierze zagrał w Meczu Gwiazd. Po powrocie Magica jego liczba minut na parkiecie spadła, a co za tym idzie, jego ogólna produktywność.
Powrót legendy Lakers na jeden sezon pozostawił nam również jedno pytanie. Co jeżeli Johnson zdecydowałby się rozegrać chociaż jeden sezon więcej? Rok później trafili bowiem do drużyny Kobe Bryant oraz Shaquille O’Neal. Jak wtedy potoczyłaby się historia?
Autor: Filip Skiba
Zdjęcia: Instagram